Rolnicy opłakują Odrę. "Tą wodą podlewaliśmy swoje uprawy"
- Trwa katastrofa ekologiczna na Odrze – masowo odławiane są śnięte ryby i inne zwierzęta
- Rolnicy obawiają się, ze możliwe zatrucie rtęcią przeniesie się do wód gruntowych i gleby
- Już teraz hodowcy nie wiedzą, czy mleko pasących się nad rzeką krów czy warzywa podlewane z Odry są trujące
Rolnicy o zatruciu Odry – plony stracone
Choć przyczyna masowego wymierania ryb i innych zwierząt w Odrze nie jest znana, to niemieccy specjaliści podejrzewają zatrucie rtęcią. Rolnicy bardzo obawiają się tej wersji wydarzeń – dla nich byłaby najgorsza z możliwych.
Jak pisze Business Insider, rolnicy podlewali pola wodą z rzeki, co jest teraz niemożliwe. Jako że w Polsce mamy suszę – zwłaszcza ostrą na terenie woj. lubuskiego – oznacza to, że cześć plonów po prostu uschnie.
— Każda nadodrzańska hodowla zwierząt korzysta z wody pitnej z rzeki. Na terenach nadrzecznych wypasa się bydło czy gęsi. Tą wodą podlewaliśmy też swoje uprawy. Mamy niesamowitą suszę, ludzie korzystali z rzeki w przeróżny sposób, przewozili wodę z niej nawet na spore odległości – opowiada Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolnej.
Myśliwiec dodaje, że nie wiadomo, czy do spożycia nadaje się mleko od krów pasionych nad Odrą. Co jeśli podlewane wodą z rzeki warzywa już są zatrute? Nikt nie ma pewności.
– Już teraz zatrucie wody będzie wiązało się z utratą części produkcji rolniczej, bo nikt nie zaryzykuje podlewania czy sprzedaży już podlanych warzyw. Obawiamy się jednak, że może dojść do skażenia wód gruntowych czy zatrucia gleb. A to spowoduje kryzys, jaki trudno sobie obecnie wyobrazić – mówi prezes Lubuskiej Izby Rolnej.
Susza okazuje się też jednak być ratunkiem. W wyschniętej glebie rtęć czy inna szkodliwa substancja rozchodzi się dużo trudniej. Jak w dniu na opak – rolnicy obawiają się deszczu. Ten nawodni glebę i podniesie poziom Odry, co może oznaczać jeszcze gorszą sytuację.
Ile kosztuje nas zatrucie Odry?
Jak pisaliśmy w INNPolnad.pl, do sprawy Odry odniósł się na konferencji prasowej prezes Wód Polskich Przemysław Daca, który podał też wstępne szacunki szkód – pisze Money.pl.
Wybrano z rzek 10 ton ryb, to oznacza, że mamy do czynienia z gigantyczną i bulwersującą katastrofą ekologiczną. Mogę powiedzieć, że z pierwszych wyliczeń dotyczących szkód środowiskowych przede wszystkim na rybach, bo mówimy o padniętych rybach, to możemy powiedzieć o kosztach rzędu kilkunastu milionów złotych.
Co więcej, ostatnie lata zarybiania Odry także poszły na marne. Nie ma szans, że narybek przeżył obecne warunki.
– Państwo w ciągu dwóch lat zarybiło węgorzem Odrę za dwa miliony złotych, prawdopodobnie ten narybek nie przeżył. Polski Związek Wędkarski zarybił w ciągu roku za ponad milion złotych, a mówimy tylko o narybku – wyliczał Daca.
Wody Polskie to administrator Odry, także odpowiedzialny za ryby. WP na zarybianie przeznaczyło 5 mln zł.
– Kto myśli, że jest bezkarny, doprowadził do gigantycznej katastrofy. Oczekuję, że zostanie znaleziony truciciel i zostanie on przykładnie ukarany – zaznaczył Daca.
Kilkanaście milionów to wierzchołek góry lodowej, bo prezes mówił głównie o rybach i straconych inwestycji w zarybianie. Do tego wliczyć trzeba najpewniej koszty usunięcia substancji toksycznej z Odry, koszty utylizacji wyłowionych śniętych ryb oraz odbudowy środowiska naturalnego.