Międzynarodowy list gończy za "Wojtkiem z Zanzibaru". Nie stawił się do odsiadki
- Wojciech Żabiński został skazany na 2 lata i 2 miesiące więzienia
- 23 maja nie stawił się w zakładzie karnym, wszczęto poszukiwania
- Z ustaleń wynika, że nie przebywa w Polsce, stąd międzynarodowy list gończy. "Wojtek z Zanzibaru" ma odpowiedzieć m.in. za oszustwa
Wojciech Żabiński, znany jako "Wojtek z Zanzibaru", jest już poszukiwany międzynarodowym listem gończym - podaje portal Gazeta.pl. Wcześniej był poszukiwany na terenie Polski. Żabiński ma do odsiedzenia wyrok 2 lat i 2 miesięcy więzienia, jednak dotąd w zakładzie karnym się nie stawił.
"Wojtek z Zanzibaru" został skazany przez polski sąd za przestępstwa związane z poprzednią działalnością biznesową, którą prowadził. Jest skazany m.in. za oszustwo. Później wyjechał na Zanzibar, gdzie stworzył markę Pili Pili, o której głośno było w mediach za sprawą celebrytów, chętnie odwiedzających to miejsce.
Jak pisaliśmy w INNPoland, sam Żabiński odniósł się do stawianych mu zarzutów, za które ostatecznie został skazany na 2 lata i 2 miesiące odsiadki. Wykonanie kary odroczono do 23 maja tego roku, jednak Żabiński do tej pory nie stawił się do jej odbycia. W lipcu wysłano za nim list gończy, a z ustaleń portalu Gazeta.pl wynika, że Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował się na wystawienie za nim międzynarodowego listu gończego.
To konsekwencja doniesień, że poszukiwany nie przebywa w Polsce. Z informacji pojawiających się w mediach społecznościowych dowiadujemy się, że Żabiński jeszcze w lipcu miał przebywać na Zanzibarze, gdzie wciąż prowadzi kilka obiektów.
O turystycznym imperium Polaka na Zanzibarze usłyszeliśmy w czasie pandemii, gdy na afrykańską wyspę – do "sekty Wojtka" – zaczęły zjeżdżać największe polskie gwiazdy. Naprawdę głośno o nim zrobiło się jednak w lutym 2022 roku, gdy firma ogłosiła, że zawiesza działalność. Media donosiły wtedy o buncie lokalnej społeczności, turyści – o oszustwie.
Biznes na wyspie
Wojciech Żabiński od kilku lat prowadzi ośrodki pod marką "Pili Pili". Przed problemami był wyjątkowo aktywny w mediach społecznościowych, gdzie pokazywał internautom, jak wygląda życie u wybrzeży Tanzanii.
W ośrodkach Żabińskiego chętnie wypoczywały gwiazdy polskiego showbiznesu. Przedsiębiorca zatrudniał również wielu polskich pracowników, jednak na początku tego roku wpadł w tarapaty. Nie chodziło już tylko o poprzedni biznes, ale i obecny.
Byli pracownicy jego obiektów przekazali portalowi Gazeta.pl, że otrzymują wypłaty z opóźnieniem, a przełożony zalega z płatnościami u dostawców i touroperatorów. Żabiński wskazywał, że ma to związek z kwestiami formalnymi, ale jego wypowiedzi sugerowały, że zmaga się z problemami finansowymi.
Co więcej, tłumaczył, że budowa nowych hoteli stanęła pod znakiem zapytania z powodu kłopotów z dostępem do materiałów. Jednak pod koniec lutego nagle wstrzymał działalność i nie zwrócił klientom pieniędzy za opłacone pobyty i przeloty. Jego byli pracownicy opowiadali w rozmowie z portalem naTemat.pl, że zapadł się pod ziemię i "wszystkich oszukał".
Jednak w czerwcu przerwał milczenie. - Dostałem wyrok, według którego, jeśli przekroczę granicę Polski, zostanę zatrzymany, więc nic dziwnego, że wolę nie wracać, tylko walczyć o sprawiedliwość na odległość — przyznał w rozmowie z Onetem.