Głodowe emerytury nadciągają. Ten wskaźnik mówi wszystko. 1/3 pensji to max
- 40-latkowie i młodsi – bójcie się. Na emeryturze dostaniecie 1/3 tego, co teraz
- Spada tzw. stopa zastąpienia. To relacja średnich emerytur do średnich wynagrodzeń
- Już teraz na emeryturze żyje się za mniej niż połowę ostatniego wynagrodzenia. A będzie tylko gorzej
- Jedyny sposób na walkę z głodowymi emeryturami to oszczędzanie od najmłodszych lat
Mając 20 czy 30 lat niekoniecznie myśli się jeszcze o emeryturze. Nawet 40-latkom nieczęsto się to zdarza. A to błąd, bo to, czy życie senioralne będzie godne czy głodne, zależy tylko od nas.
A wszystko za sprawą coraz to mocniej spadającej tzw. stopy zastąpienia, czyli relacji emerytur do średniej krajowej. Z roku na rok współczynnik ten jest coraz gorszy. Obecnie oscyluje poniżej 50 proc.
To oznacza, że już teraz osoby przechodzące na emeryturę mogą liczyć na około połowę tego, co zarabiały wcześniej. Tak średnio i statystycznie. Oczywiście kwestia wyliczenia konkretnej emerytury jest bardzo indywidualna i zależy głównie od okresu pobierania składek i ich wysokości. A także wyliczeń dotyczących przewidywanej długości życia.
Spada stopa zastąpienia
W przyszłym roku co prawda szykuje się rekordowa waloryzacja rent i emerytur, ale nie ma to nic wspólnego z tym, że osoby korzystające z tych świadczeń będą żyły w dobrobycie. Po prostu gigantyczny wzrost inflacji wymusza rekordowe waloryzacje.
Co więcej, jest to wyłącznie efekt krótkotrwały, dlatego osoby, które na emerytury będą przechodziły za kilkanaście-kilkadziesiąt lat będą miały znacznie gorzej.
– Prawdziwy problem pojawi się, gdy na emerytury zaczną przechodzić osoby urodzone w końcówce lat 70. i latach 80. Wszystko wskazuje na to, że ich stopy zastąpienia obniżą się do poziomu 30 proc., a w przypadku kobiet może być to poziom rzędu ok. 25 proc. – powiedział w rozmowie z "Business Insiderem" Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Jak dodał, spadek stopy zastąpienia jest nieunikniony, co wynika z przekształcenia systemu emerytalnego.
W tym nowym, wysokość emerytury zależy od wysokości odprowadzonych składek oraz oczekiwanej długości życia. W poprzednim – wysokość świadczenia była niezależna od tego, ile na tej emeryturze będziemy żyli.
Ten wskaźnik, choć obecnie nieco załamany przez pandemię, z reguły się wydłuża, mamy starzejące się społeczeństwo, żyjące dłużej niż przed laty, dlatego emerytury są niższe, bo będą – statystycznie – wypłacane przez większą liczbę miesięcy. Ewentualnie wiek emerytalny zostanie podwyższony.
W przypadku relacji średniej krajowej do średniej emerytury (formalnie nazywa się je "przeciętnymi" wynagrodzeniami i emeryturami) ostatni wzrost był w 2013 r. Od blisko dekady odsetek ten spada rok rocznie. Z poziomu ok. 54 proc. do 46,7 proc. w 2021 roku. I będzie coraz gorzej.
Jedyna opcja – oszczędzanie
W ramach polskiego systemu emerytalnego, pracodawcy oferują obecnie dwie możliwości dodatkowego oszczędzania na emeryturę. Pisała o tym redakcja portalu naTemat.pl.
Pierwsza to Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) wprowadzone w 2019 roku. Na indywidualne rachunki dokonywane są wpłaty zarówno przez pracowników, jak i przez pracodawców. Do oszczędności dopłaca też państwo.
Drugą opcją są funkcjonujące już od ponad 20 lat Pracownicze Programy Emerytalne (PPE). W odróżnieniu od PPK są one tworzone przez pracodawców dobrowolnie.
Po ich założeniu obowiązek wpłacania na nie składki ma tylko pracodawca (pracownik może dołożyć składkę dodatkową, ale nie musi). Maksymalna składka wynosi 7 proc. wynagrodzenia brutto pracownika. Środki na kontach PPE są inwestowane, czyli "pracują" na siebie.
PPK i PPE to nie jedyne, dobrowolne opcje oszczędzania na emeryturę. Można też prywatnie udać się do swojego banku, albo takiego, który daje najkorzystniejsze warunki i otworzyć IKE bądź IKZE, lub inne formy kont emerytalnych.
Jedno jest pewne, bez oszczędzania zawczasu, na starość będziemy mieli problem z wiązaniem końca z końcem, a może nie wystarczyć nawet na życie od pierwszego do pierwszego.