Ziobro chce śledztwa ws. Nord Stream. Polska sprawdzi, czy doszło do sabotażu
- Ruszyło polskie śledztwo, które ma ustalić przyczyny wycieków i wybuchów w okolicach Nord Stream i Nord Stream 2
- Śledczy sprawdzą, czy doszło do ataku terrorystycznego i jaki wpływ mogą mieć wycieki na kondycję środowiska
- Szwedzkie stacje pomiarowe zarejestrowały trzy wybuchy w okolicy rurociągów, a coraz więcej ekspertów i polityków uważa, że stoi za tym Rosja
Ziobro polecił zbadać, co stało się na Bałtyku
W piątek Dział Prasowy Prokuratury Krajowej poinformował PAP, że rusza śledztwo w sprawie uszkodzeń rurociągów i wycieków na Morzu Bałtyckim. Dochodzenie polecił przeprowadzić minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Śledztwo ma być prowadzone w kilku kierunkach. Podczas postępowania prokuratorzy mają sprawdzić m.in. czy w okolicach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 doszło do ataku terrorystycznego. Poza tym wyjaśnią, jaki wpływ na środowisko będzie miał wyciek.
Już na początku dochodzenia śledczy podkreślają, że incydenty miały miejsce na wodach wyłącznych stref ekonomicznych Szwecji i Danii. Jednak ich zdaniem konsekwencje wycieków mogą obejmować również polski obszar morski i tereny przybrzeżne.
W trakcie postępowania prokuratorzy mają także sprawdzić, czy został uszkodzony podmorski kabel elektryczny, który łączy Polskę i Szwecję.
Na polecenie Ziobry dochodzenie ruszyło w miniony piątek. Przeprowadza je Pomorski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Gdańsku. Jak wskazuje Prokuratura Krajowa, kwalifikacja prawna czynów ma charakter wstępny. Od ustaleń podjętych na kolejnych etapach śledztwa będzie zależało, czy zostanie zmieniona.
Tajemnicze wycieki i eksplozje obok nord streamów
Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, w poniedziałek wykryto wycieki z Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Pierwszy gazociąg nie działał z powodu rzekomej usterki, o której informowała strona rosyjska. Z kolei drugi nigdy nie rozpoczął prac, ponieważ tuż przed wybuchem wojny w Ukrainie Niemcy wstrzymali jego certyfikację. Mimo tego został nagazowany.
Wycieki zaobserwowano w dwóch miejscach, niedaleko Bornholmu. Później odkryto kolejne dwa na wysokości Simrishamn. Tego samego dnia stacja pomiarowa szwedzkiej Narodowej Sieci Sejsmologicznej (SNSN) odnotowała dwa wybuchu w pobliżu rurociągów. – Nie ma wątpliwości, że to eksplozje – przekonywał Bjoern Lund z SNSN.
Z kolei w czwartek służby poinformowały o czwartym wycieku w szwedzkiej wyłącznej strefie ekonomicznej. W sumie zostały zniszczone trzy z czterech rur.
Eksperci i politycy podejrzewają, że był to celowy atak, za który może odpowiadać Rosja. Jak tłumaczą, w ten sposób Moskwa mogła dążyć do zdestabilizowania europejskiego rynku energetycznego. – Nie można wykluczyć, że wycieki to część rosyjskiej wojny hybrydowej – przyznał polski minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau.
Nie tylko Polska zamierza sprawdzić, co tak naprawdę stało się na Morzu Bałtyckim. Szwedzki operator sieci energetycznej Svenska Kraftnat zapowiedział, że sprawdzi, czy w wyniku eksplozji został uszkodzony kabel elektryczny SwePol Link, łączący Szwecję z Polską. W liście do ONZ Dania i Szwecja informują o "setkach kilogramów materiałów wybuchowych".