Awizo nienawiści. Listonosze mówią, dlaczego wolą dojeżdżać na wieś niż pracować w mieście
- Listonosze zarabiają najniższą krajową i stale brakuje rąk do pracy
- W ocenie naszych rozmówców szeregowi pracownicy są "niedoceniani"
- Niektórzy zostali w zawodzie wyłącznie przez atmosferę w pracy i relacje, które zbudowali z życzliwymi mieszkańcami
- Wśród zalet pracy wymieniają m.in. jej zadaniowy charakter
Marna pensja i "sprytne" zaniżanie stawek
18 października obchodzimy Dzień Poczty Polskiej – największego pracodawcy w kraju, który zatrudnia ponad 80 tys. osób. Jak przekazał nam rzecznik prasowy spółki Daniel Witowski, obecnie w Poczcie Polskiej pracuje około 22 tys. listonoszy. Z tej okazji rozmawiamy z przedstawicielami tego zawodu. Nasi rozmówcy woleli pozostać anonimowi.
Pierwszy z nich – z prawie trzynastoletnim doświadczeniem, otwarcie przyznaje w rozmowie z INNPoland.pl, że lubi swoją pracę. Choć wskazuje też na dwie bardzo poważne wady. – Najbardziej frustrujące są zarobki i kilometrówki – przekonuje.
Przypomnijmy, że obecnie płaca minimalna wynosi 3010 zł brutto. – My na umowach mamy 2900 zł brutto. To nie jest pomyłka. Poczta Polska zrobiła "myk" i wprowadziła premię zadaniową rzędu 212–217 zł brutto, którą wlicza w wynagrodzenie – ujawnia. Jeśli w danym miesiącu dany pracownik uzyska premię, to jego pensja przekracza wynagrodzenie minimalne. W przeciwnym razie Poczta Polska wyrównuje pensję do wysokości płacy minimalnej.
Jak przyznaje nasz rozmówca, dokładnie nie wie, na jakiej podstawie są przyznawane premie. – Raz dają, raz nie dają. Na jakiej zasadzie, to tylko oni wiedzą. Ludzie w to nie wnikali – ocenia.
W przyszłym roku niewiele się zmieni. Od 1 stycznia 2023 r. płaca minimalna ma wynosić 3490 zł brutto. Pocztowe związki zawodowe wywalczyły podwyżkę najniższego wynagrodzenia o 450 zł brutto. Jest jeden niewielki sukces – wyższa stawka zacznie obowiązywać od 1 grudnia 2022 r.
– Będziemy o miesiąc do przodu, ale od stycznia na umowach znowu będziemy mieli stawki poniżej płacy minimalnej. Znowu ta sama sytuacja, to jest bardzo frustrujące – przyznaje pracownik Poczty.
Inny listonosz, do którego dotarła redakcja INNPoland.pl, podziela tę opinię. – Pensja w wysokości najniższej krajowej zakrawa na nieśmieszny żart – przyznaje. W Poczcie Polskiej pracuje już ponad dzisięć lat.
– Nie ma się co oszukiwać, ale najniższa krajowa uskładana z "dodatków" to nie jest coś czym można się pochwalić. To też nie zachęca ludzi do podjęcia tu pracy – wtóruje mu kolejna listonoszka z trzyletnim doświadczeniem.
W nieco lepszej sytuacji są listonosze, którzy pracują w Poczcie Polskiej od lat – mogą bowiem liczyć na dodatki stażowe. – Ale sama umowa z zaniżoną stawką i podejście zarządu są tragiczne. Co to jest za sukces, że Poczta Polska, największy pracodawca z ogromną tradycją, wypłaca pracownikom takie pieniądze? – zastanawia się najstarszy stażem rozmówca.
Jeżdżą własnymi samochodami, a kilometrówka nadal groszowa
Wśród listonoszy ogromne kontrowersje budzą również kilometrówki. Listonosze wiejscy jeżdżą prywatnymi samochodami i dostają obecnie 0,8535 zł/km za pojazdy o pojemności skokowej silnika powyżej 900 cm3.
– Problem jest taki, że ta kilometrówka obowiązuje od 15 lat – żali się nasz rozmówca. Jednocześnie przekonuje, że zdaje sobie sprawę, że nie jest to wina Poczty Polskiej. Stawki ustala minister infrastruktury w drodze rozporządzenia.
Koszty dojazdów są dość wysokie. Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, ceny paliw znów zaczęły rosnąć, ale w przypadku listonoszy dużo bardziej uciążliwe są koszty amortyzacji samochodu, naprawy czy ubezpieczenia. – To wszystko jest po naszej stronie – tłumaczy.
Jak wskazuje, około pół roku temu Poczta Polska wyszła z nową inicjatywą i poza odgórną kilometrówką przyznaje dodatkowe ponad 30 gr. – To jest dość dziwnie skonstruowane, bo wpisano to do wynagrodzenia. Od tego jest potrącany podatek i w rzeczywistości dostajemy około 20 gr – wyjaśnia.
Drugi z naszych rozmówców również jest rozczarowany. – W tym aspekcie wychodzimy na zero, co też szału nie robi, bo auta są nasze, prywatne, a eksploatacja pojazdu jest potężna – przekonuje.
Przy niskim wynagrodzeniu, koszty są trudne do udźwignięcia. – Mając 2000 zł pensji, nie byłam w stanie inwestować w sprzęt, który ma mi służyć do wykonywania pracy. To przecież obowiązek pracodawcy, aby zapewnić narzędzia odpowiednie do wykonania tej pracy, ale my sami dajemy się wykorzystywać. Mi udało się dostać samochód służbowy i wiem jedno - jeżeli zostanie mi odebrany, to zrezygnuję z pracy – przekonuje listonoszka.
W przyszłym roku kilometrówka dla większego silnika ma wynosić 1,038 zł. – To niewiele. Wszyscy liczyli, że będzie to stawka około 1,40-50 zł – wskazuje pierwszy z listonoszy i dodaje, że dziennie robi około 80–90 km.
Listonosze nie pracują długo? Tak wygląda ich codzienność
Standardowy dzień pracy listnosza zaczyna się około 7:30. Przyjeżdża tzw. "wymiana", która w kontenerach ma listy, listy polecone i paczki. Wszystkie towary są podzielone według rejonu. Niejednokrotnie są to paczki, które nie mieszczą się do samochodów listonoszy. W takiej sytuacji listonosze proszą klientów o samodzielny odbiór lub umawiają się na dowóz z kierowcą "wymiany".
Około godz. 9-9:30 listonosze wyjeżdżają w rejon i rozwożą towar. Następnie zjeżdżają na pocztę, ale ich praca wcale się nie kończy – muszą się bowiem rozliczyć z każdej przesyłki i opisać listy awizowane. Jest to zazwyczaj standardowa praca 8-godzinna, choć zdarzają się dni luźniejsze, gdy przesyłek jest mniej. Z obserwacji naszego rozmówcy wynika, że najwięcej pracy jest w poniedziałki, przy emeryturach i w grudniu.
Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, od 1 października br. Poczta Polska podniosła stawki, które trzeba zapłacić za wysyłanie listów i innych przekazów. W oficjalnym komunikacie tłumaczy, że ma to związek z "rosnącymi kosztami pracy i transportu i ogólnoświatowym wzrostem cen surowców wykorzystywanych przez spółkę". Jednak podkreśla, że "dla statystycznego Polaka, który wysyła coraz mniej listów, będzie to oznaczało dodatkowy wydatek rzędu kilku złotych w skali całego roku".
Również pracownicy dostrzegają, że Polacy nie korzystają aż tak często z usług Poczty Polskiej, jak wcześniej. – Jeśli chodzi o listy prywatne np. na Walentynki, Dzień Dziadka czy Dzień Ojca, to rzeczywiście jest tego mniej – przyznaje listonosz z trzynastoletnim doświadczeniem. – Jednak w przypadku listów poleconych czy listów z banków raczej się tego nie zauważa. Może minimalnie – wskazuje.
Brakuje rąk do pracy
Choć Poczta Polska to największy pracodawca w kraju, to nadal brakuje osób do pracy. Dobrą metodą na uzupełnienie braków mogłoby być "obciążenie", które spółka przeprowadzana rutynowo. – Dostajemy kartkę i zapisujemy, ile mamy listów poleconych, paczek, przekazów. Później te dane są wysyłane do centrali i jest wyliczane obciążenie, czyli czy mamy za mało, czy za dużo pracy w danym rejonie – opowiada.
Jednak nie oddaje to realiów pracy listonosza. – Poczta Polska przelicza "obciążenie" w tych miesiącach, w których teoretycznie jest najmniej pracy, np. w październiku. Żeby to było obiektywne, to trzeba byłoby zbierać dane w każdym miesiącu – ocenia.
W rezultacie często okazuje się, że nie potrzeba dodatkowych rąk do pracy, co w niektórych rejonach wcale nie odpowiada rzeczywistości. Listonosz wskazuje, że jeden z rejonów został zlikwidowany, a zadania przydzielono pozostałym. – Pracy jest więcej, a pensja taka sama – żali się. – Często przeciążone rejony jakoś magicznie zawsze podczas badania obciążenia nagle stają się mniej obłożone – relacjonuje nam listonoszka.
Chcesz być listonoszem? Pracuj na wsi. Tam jest "sympatia i szacunek"
Listonosz to zawód, który mimo tradycji nie cieszy się zbyt dużym prestiżem. Wiele osób ma pretensje, gdy zobaczy awizo w skrzynce pocztowej i zarzuca listonoszom, że nie chciało im się podejść do mieszkania.
– Wydaje mi się, że taka opinia panuje przede wszystkim w dużych miastach – przekonuje nasz rozmówca. – Niektórym po prostu nie będzie się chciało wejść na czwarte piętro. Jednak moim zdaniem wynika to głównie z tego, że listonoszy jest za mało – podkreśla.
Największe problemy pojawiają się w sezonie urlopowym lub gdy pracownicy idą na zwolnienia lekarskie. – Te rejony są wtedy de facto "rozbierane", bo nie ma zastępstwa. Ktoś oprócz swojego rejonu, musi zrobić jeszcze ⅓ czy ¼ innego rejonu, którego nie zna. Nie ma szans, żeby taką robotę zrobić dobrze i odpowiedzialnie i żeby nie było pretensji – wskazuje.
Poza tym atmosfera pracy jest dużo lepsza na wsi niż w mieście. – Przez lata pracowałem na poczcie w mieście i nie byłem zżyty z klientami. Tego szacunku i sympatii nie widziałem - przyznaje. – Teraz pracuję w rejonie wiejskim i jest dużo bardziej sympatycznie. Ludzie są bardziej otwarci. Niektórzy wręczają np. koszyk owoców na zimę – zaznacza.
Jak wskazuje, dostał propozycję powrotu do pracy w mieście, ale jej nie przyjął, ponieważ ceni sobie kontakt z klientami i dobrą atmosferę mniejszego rejonu. – Choć muszę przejechać 20 km do pracy na wsi, to wolę dojechać niż pracować w mieście – przekonuje. – Ważna jest też atmosfera w pracy. W mieście był stres, a na wsi jest dużo sympatyczniej – ocenia. – Mam naprawdę serdecznych, przesympatycznych, ciepłych mieszkańców – wtóruje mu listonoszka.
Pomimo wątpliwych zarobków i nawału zadań w najbardziej newralgicznych miesiącach, praca w Poczcie Polskiej ma też swoje zalety. Wszyscy z naszych rozmówców podkreślają, że ogromnym plusem jest kontakt z ludźmi.
– Dodatkowo współpracownicy w moim urzędzie to najlepsza ekipa, jaka mogła się trafić – przyznaje listonoszka. – Przekonałam się, że to naprawdę cudowni, pomocni, serdeczni ludzie, na których zawsze można liczyć. Od pani naczelnik, po kolegów przy biurku. Chyba właśnie to – świetna ekipa współpracowników, rejon który szczerze lubię i niejaka swoboda wynikająca z zadaniowego czasu pracy, pozwalająca pogodzić prywatne problemy z pracą trzyma mnie wciąż na stanowisku listonosza – dodaje.
Nierzadko listonosze są też dodatkowo doceniani. – Roznosimy emerytury, więc niektórzy dają końcówki. Kiedyś była opinia, że z końcówek listonosz ma drugą wypłatę. Oczywiście tak nie jest, ale to miłe, gdy wpłynie parę groszy – przyznaje nasz rozmówca z najdłuższym stażem.
Jednak niskie zarobki przysłaniają zalety pracy listonosza. Większość z zatrudnionych na tym stanowisku to osoby w średnim wieku. Z obserwacji naszego rozmówcy wynika, że młodzi nie są zainteresowani pracą dla Poczty Polskiej.
– Ludzie z poczty odchodzą i odchodzić będą. Dlaczego? Przez pensje. Mamy ciężką, choć ciekawą i często lubianą pracę, która jest niedoceniana i nieadekwatnie opłacana – ocenia listonoszka. Jej zdaniem konieczna jest zmiana podejścia.
– Jeżeli zarząd poczty nie zacznie doceniać tych "maluczkich" pracowników niższego szczebla, dzięki którym poczta jako twór w ogóle funkcjonuje, to zabraknie tych ludzi. Przyjdzie czas, że starsi pójdą na emerytury a młodzi nie przyjdą – kwituje.
W miastach, gdzie praca listonosza jest bardziej stresująca, młodzi wolą zająć się inną, znacznie lepiej płatną profesją. A rąk do pracy, jak słyszymy w kręgach listonoszy, stale brakuje.
Czytaj także: https://innpoland.pl/184270,poczta-polska-kontroluje-dostawczaki