Ukradli mu auto, a nadal musi płacić raty. Fatalne podejście policji

Maria Glinka
23 października 2022, 13:48 • 1 minuta czytania
Pan Marcin wziął w leasing Audi Q7 za 380 tys. zł, ale po roku ktoś ukradł auto. Policja zdaniem poszkodowanego nie wierzy w jego wersję i opieszale podchodzi do prowadzenia sprawy. Choć ukradzionego pojazdu nikt nie szuka, to mężczyzna musi płacić raty.
Samochodu nie ma, a raty leasingu musi płacić Fot. NewsLubuski/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Tajemnicze zniknięcie auta

O tym, jak opieszale działają w Polsce organy ścigania, przekonał się na własnej skórze pan Marcin Brzeziński, właściciel firmy brukarskiej nieopodal Bytowa (woj. pomorskie). Dwa lata temu wziął w leasing Audi Q7 za 380 tys. zł. Jednak jak donosi Interia, po roku, w nocy z 5 na 6 stycznia, auto zostało ukradzione.

– Rano wstałem, rolety odsłoniłem i samochodu nie było. [...] Zobaczyłem, że brama otwarta jest i pierwsze co mi przyszło do głowy, to że ukradli. Zadzwoniłem na policję – relacjonował feralne zdarzenie poszkodowany mężczyzna.

Pan Marcin nie krył zaskoczenia postawą policjantów. – Powiedział do mnie: "Powiedz k***, gdzie ty masz ten samochód, bo jak nie, to na dołek pójdziesz. Odparłem, że mówię prawdę, że samochód skradziono, a jak chce, to mogę iść na ten dołek. Nie jestem karany, nigdy na policji nie byłem. A tu nie wiem, dlaczego oni tak postąpili. Ostatecznie sprawę umorzono. Policja się domyśla, że ja byłem tym samochodem w Lęborku go sprzedać – wskazywał.

Nadal nie wiadomo, co stało się z Audi Q7. W umorzeniu nie ma informacji o kradzieży, a panu Marcinowi nie postawiono zarzutów, jakoby sam ją spreparował.

Policja nie wierzy w wersję poszkodowanego, ale sama nic nie robi w tej sprawie

Mężczyzna uważa, że policja nie zajęła się przeprowadzeniem dogłębnego śledztwa, tylko z góry obwiniła go, że jest powiązany z tajemniczym zniknięciem auta. Reporterzy "Interwencji" próbowali dopytać o tę sprawę funkcjonariuszy z Komenty Powiatowej Policji w Bytowie. Policjanci nie chcieli wypowiadać się przed kamerami.

Funkcjonariusze udostępnili dziennikarzom jedynie skromne oświadczenie, z którego wynika, że materiał dowodowy nie jest spójny z wersją przedstawioną przez pana Marcina. Prokurator również nie chciał rozmawiać i nie odpowiedział na pytania przesłane mailem.

Reporterzy wzięli sprawy w swoje ręce i samodzielnie dotarli do świadka, który uważa, że w noc kradzieży widział z okna kuchennego dwa pojazdy. Z jego relacji wynika, że samochody miały odjechać spod domu pana Marcina w stronę lasu.

Prawnik Bartosz Graś uważa, że ta sprawa jest "nietypowa". – Jeżeli w stosunku do pana Marcina nie toczy się żadne postępowanie, no to powinno być stwierdzone: albo kradzież, albo wszczęte postępowanie przeciwko niemu, że wprowadza organy w błąd – ocenił.

Samochodu nie ma, a raty musi płacić

W związku z tym, że ani policja, ani prokuratura nie potwierdziły, że pojazd wpadł w ręce złodziei, pan Marcin musi płacić raty do dziś. – Muszę płacić za samochód, którego nie mam. To 4600 zł netto i 70 tys. zł wykupu na koniec – uskarżał się poszkodowany.

Pan Marcin złożył zażalenie, gdy dowiedział się, że śledztwo zostało umorzone po raz drugi. Sprawę bada Sąd Okręgowy w Słupsku. Jednak do tej pory nie odbyła się żadna rozprawa, a poszkodowany nadal musi płacić raty. Tymczasem raty leasingu są coraz wyższe. Różnice są liczone w kilkuset, a czasami nawet kilku tysiącach złotych. Jak podaje portal natemat.pl, rosnące koszty zobowiązań sprawiają, że coraz więcej Polaków pozbywa się pojazdów wziętych w leasing czy na wynajem długoterminowy.

Czytaj także: https://innpoland.pl/186013,kontrole-policja-moze-nalozyc-wysoki-mandat