Tego dnia, trzy lata temu, skończył się świat. Wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy

Kamil Rakosza-Napieraj
17 listopada 2022, 15:26 • 1 minuta czytania
17 listopada 2019 r. 55-letni mieszkaniec prowincji Hubei w Chinach zaraził się koronawirusem SARS-CoV-2. To symboliczny początek końca starego świata. Ostatnie dni, kiedy można było powiedzieć, że "jest normalnie".
17 listopada 2019 r. skończył się stary świat Fot. Hector Retamal/AFP/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Równo trzy lata temu robiłem wywiad dla dadHero (innego serwisu z grupy naTemat) z Karolem Śliwą, pasjonatem NBA, który razem z żoną wyprowadził się na Wyspy Alandzkie u wybrzeży Finlandii. Sielankowa rozmowa o życiu ekspata, koszykówce i ładnych miejscach na Bałtyku. Lekko i przyjemnie, jak na spotkaniu ze starym kumplem.


W tamtych dniach w Polsce zaprzysiężono drugi rząd Mateusza Morawieckiego. Inflacja w listopadzie 2019 r. była nieznacznie powyżej 2,5-procentowego celu inflacyjnego. Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych wynosił wówczas 2,6 proc. w porównaniu do analogicznego okresu poprzedniego roku.

300 tys. Czechów wyszło na ulice Pragi w protestach przeciwko premierowi Andrejowi Babišowi, którego oskarżano o wyłudzenie 2 mln euro dotacji dla praktycznie należącej do niego spółki Agrofert.

W popkulturze królował za to drugi sezon hitu Netflixa"The End of the F***ing World". W tamtym czasie był to TYLKO tytuł serialu. Kilkanaście tygodni później "awansował" jednak na oficjalną nazwę wydarzeń na świecie.

Trzy lata temu skończył się świat

"Wspomnienia sprzed pandemii, sprzed wojny. Inny świat" – czytamy w opisie zdjęcia dziennikarki "Wprostu" Joanny Miziołek. Na fotografii szeroki uśmiech, przeciwsłoneczne okulary, promienie Słońca odbijające się we włosach. W tle miękki piasek i palmy.

Większość z nas ma takie wspomnienia. Pamiątki ze świata sprzed globalnej zarazy. Także te z listopada 2019 r., kiedy największym zmartwieniem było to, ile karpi trzeba kupić, żeby wystarczyło dla wszystkich jedzenia na wigilijnym stole.

17 listopada 2019 r. czar prozy życia prysł jak mydlana bańka. To symboliczny dzień rozpoczęcia pandemii koronawirusa. Za "pacjenta zero" uznaje się 55-letniego mieszkańca Wuhan w prowincji Hubei w Chinach. Wtedy jeszcze nikt nie mówił o koronawirusie. Pisaliśmy raczej o "nieznanej chorobie płuc, która zawładnęła miastem Wuhan w chińskiej prowincji Hubei", jak pisała "Rzeczpospolita".

Jeszcze w grudniu na dyżurze redakcyjnym pisałem do wydawcy, że "to na bank do nas nie dojdzie". Znacie dobrze to hasło. Wielu z nas tak uważało. Niestety myliliśmy się.

Rozmowy po końcu świata

17 listopada 2022 r. żyjemy w postapokaliptycznej rzeczywistości. Przeżyliśmy (w większości) dwa lata pandemii. Przerwy w globalnym handlu, zerwane łańcuchy dostaw, wstrzymane biznesy, problemy w branży turystycznej i wielu innych doprowadziły jednak do poważnych problemów w narodowych gospodarkach.

Inflacja rozlała się po świecie równie szybko, co śmiertelny wirus. A kiedy tylko zaczynaliśmy sobie z nią radzić, w lutym 2022 r. na ukraińskie miasta i wsie spadły rosyjskie rakiety. Po zarazie przyszła wojna w Ukrainie.

Niecałe dziewięć miesięcy później demony zza wschodniej granicy urodziły mutanta, który przyszedł do Polski. Wojna w postaci rakiety wojskowej spadła na podlubelską wieś, zabijając dwóch mężczyzn. Do tej pory nie wierzę, że coś takiego stało się w moim kraju w XXI w. Po kilku dniach od tego zdarzenia ręcę nadal trzęsą mi się na samą myśl o tym, co stało się w Przewodowie.

Kto by pomyślał, że tego dnia, trzy lata temu, moim największym zmartwieniem było to, że jest nudno. Co bym dał, żeby mieć taką nudę teraz. Ona już nie wróci. Moja interpretacja rzeczywistości już na zawsze będzie nosiła maseczkę na twarzy i miniaturową ukraińską flagę na piersi. Stary świat skończył się 17 listopada 2019 r.