Ceny paliw wyglądają jak zmowa cenowa. Kto zarabia na drogiej benzynie i ropie?
- Cena ropy spada, ceny paliw na stacjach nie spadają
- Taka sytuacja budzi irytację kierowców, ale dziwi też analityków
- Ceny paliw wyglądają jak zmowa cenowa – mówi analityk surowcowy Bogusz Julian Kasowski
- Ceny paliw w 2023 roku wystrzelą jeszcze w górę
Ceny paliw budzą wątpliwości inwestora i autora serwisu Surowcowe.info Bogusza Juliana Kasowskiego. W rozmowie z Radiem Zet wskazuje on, że cena ropy naftowej w przeliczeniu na złotówkę spadła w okresie od szczytu z 8 marca do 24 listopada o prawie 35 proc., a w tym samym czasie mieliśmy duże wzrosty detalicznych cen paliw.
- Ceny paliw wyglądają jak zmowa cenowa – mówi. Dodaje, że podwyżki nie wynikają jedynie z kryzysu wywołanego wojną czy pandemią, ale w dużej części z marż, które stacje paliw zwiększają w ostatnich tygodniach.
Wielu kierowców zastanawia się jak to możliwe, że ceny paliw w Polsce trzymają się (lub są trzymane) na tak wysokim poziomie. Od czasu ataku wojsk Putina na Ukrainę ceny ropy rosły, potem zaczęły spadać. I powróciły do poziomów sprzed wojny. Tymczasem ceny na polskich stacjach wahają się minimalnie i są o wiele wyższe od tych sprzed wojny.
Radio Zet przypomina, że przed rosyjską inwazją, ale już po obniżeniu przez rząd stawki VAT na paliwo do 8 proc., płaciliśmy 5,77 złotych za litr benzyny Eurosuper 95 w styczniu i 5,40 zł za litr w tygodniu poprzedzającym wojnę w Ukrainie. Dziś 95-tka powinna spaść poniżej 6 złotych za litr, ale kosztuje średnio 6,50 zł - przypomina Kasowski, autor serwisu Surowcowe.info.
Zwraca też uwagę, że Orlen po połączeniu z Lotosem ma udział w rynku hurtowym paliw na poziomie ok. 85 proc. Czyli tankując na dowolnej stacji, z bardzo wysokim prawdopodobieństwem tankujemy paliwo wyprodukowane przez PKN Orlen.
- W raporcie PKN Orlen możemy przeczytać, że modelowa marża rafineryjna w trzecim kwartale 2022 roku wyniosła 16,4 dol., czyli wzrosła aż o 429 proc. względem trzeciego kwartału 2021 roku. To właśnie ten czynnik jest jednym z kluczowych elementów ceny hurtowej, która ma bezpośrednie przełożenie na cenę paliwa, jaką płacimy na stacji – tłumaczy Kasowski.
Szykujmy się na podwyżkę
Po nowym roku za paliwo będziemy płacić o co najmniej 90 gr więcej. Wszystko z powodu częściowego wygaszenia tarczy antyinflacyjnej, które ustami kolejnych polityków zapowiada rząd. Jednak Jakub Bogucki, analityk rynku paliwowego z e-petrol.pl, ostrzega, że "najgorszy moment" przyjdzie dopiero w lutym. Wtedy ceny paliw mogą wystrzelić.
To fatalne wieści dla kierowców – po kilku tygodniach względnego spokoju, znów nadciąga podwyżka. Na cenę detaliczną benzyny składa się akcyza (1,41 zł), opłata paliwowa (15 gr), koszt zakupu paliwa w rafinerii (4,06 zł) i marża detaliczna (50 gr). W sumie wychodzi 6,12 zł – od tej kwoty odliczany jest VAT.
Obecnie, przy 8–proc. stawce, wynosi on 49 gr. Od 1 stycznia, gdy powrócimy do stawki 23 proc., będzie to 1,41 zł. Zakładając, że ceny hurtowe będą takie same, to ceny na stacjach benzynowych wzrosną o około 90 groszy.
– Rachunki na stacjach będą wyższe. Z automatu czeka nas kilkudziesięciogroszowy skok na stacjach benzynowych. Obawiam się, że to będzie podwyżka bliżej 80 gr. W przypadku benzyny będzie to wzrost o 92 gr/l, a w przypadku diesla – o 1,08 zł/l – przyznaje w rozmowie z INNPoland.pl dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol.pl.
Jednak kwestie podatkowe to tylko jeden z aspektów. Na ceny paliw należy patrzeć szeroko, uwzględniając także sytuację makro. A tu na horyzoncie jawi się dość spora rewolucja.
– O ile na razie nie ma przesłanek, żeby mówić o dramatycznej sytuacji, to może się zmieniać w tym kierunku, ponieważ najgorszym momentem będzie początek lutego 2023 r., gdy wejdzie embargo na rosyjskiego diesla – zaznacza ekspert. Zastąpienie dostaw z Rosji to problem nie tylko Polski, lecz także całej Europy. Tylko w tym miesiącu Europa potrzebowała ponad 40 proc. diesla z Rosji.