Po nowym roku za paliwo będziemy płacić o co najmniej 90 gr więcej. Wszystko z powodu częściowego wygaszenia tarczy antyinflacyjnej, które ustami kolejnych polityków zapowiada rząd. Jednak Jakub Bogucki, analityk rynku paliwowego z e-petrol.pl, ostrzega, że "najgorszy moment" przyjdzie dopiero w lutym. Wtedy ceny paliw mogą wystrzelić.
Reklama.
Reklama.
Zniesienie tarczy antyinflacyjnej sprawi, że ceny paliw podskoczą o 90 gr
Jednak dużo bardziej odczuwalne będą zmiany, które wejdą w życie lutym 2023 r.
Po drodze czekają nas jeszcze wahania cen spowodowane embargiem na rosyjską ropę
Tarcza antyinflacyjna do kosza. Nadciąga wyższy VAT na paliwa
– Być może rządbędzie zmuszony do tego, by nie przedłużać tarczy antyinflacyjnej – ocenił na początku listopada Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR).
Dość szybko ostrożne "być może" zamieniło się w zdecydowane "musimy". – Będziemy musieli przywrócić wyższe stawki VAT nie tylko w przypadku energii elektrycznej, ale także w przypadku paliw i nawozów. Możemy za to utrzymać zerowy VAT na żywność – przyznał w niedzielę wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
Ma to związek z częściowym wygaszeniem tarczy antyinflacyjnej. W jej ramach paliwo jest objęte niższą stawką VAT – zamiast 23 proc. płacimy 8 proc. Jak tłumaczył Sasin, polski rząd otrzymał komunikat od Komisji Europejskiej (KE), że obniżenie stawek VAT jest "niezgodne z prawem europejskim". – Musimy ten VAT przywrócić i akcyzę, chociażby w przypadku rynku paliwowego – wskazywał.
Podwyżka cen paliw nawet o 90 gr. Kierowcy diesla znów ucierpią
To fatalne wieści dla kierowców – po kilku tygodniach względnego spokoju, znów nadciąga podwyżka. Na cenę detaliczną benzyny składa się akcyza (1,41 zł), opłata paliwowa (15 gr), koszt zakupu paliwa w rafinerii (4,06 zł) i marża detaliczna (50 gr). W sumie wychodzi 6,12 zł – od tej kwoty odliczany jest VAT.
Obecnie, przy 8–proc. stawce, wynosi on 49 gr. Od 1 stycznia, gdy powrócimy do stawki 23 proc., będzie to 1,41 zł. Zakładając, że ceny hurtowe będą takie same, to ceny na stacjach benzynowych wzrosną o około 90 groszy.
– Rachunki na stacjach będą wyższe. Z automatu czeka nas kilkudziesięciogroszowy skok na stacjach benzynowych. Obawiam się, że to będzie podwyżka bliżej 80 gr. W przypadku benzyny będzie to wzrost o 92 gr/l, a w przypadku diesla – o 1,08 zł/l – przyznaje w rozmowie z INNPoland.pl dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol.pl.
Czy podwyżki uderzą w nas od razu, czy na początku stycznia można liczyć na "przejściową" taryfę ulgową?
– To może być podwyżka skokowa. Podatki to czynnik niezależny od stacyjników, operatorów czy hurtowników paliw. Po prostu jeden do jeden przenoszą sytuację podatkową na cenniki. Tak samo było z obniżką VAT. Nikt nie będzie chętny, by utrzymywać niskie ceny, skoro musi sprzedawać paliwo droższe o ten podatek – wyjaśnia ekspert.
Na cenzurowanym nadal będą kierowcy pojazdów napędzanych silnikiem diesla, którzy już teraz płacą najwięcej w porównaniu do innych zmotoryzowanych.
– Diesel jest paliwem szczególnie wrażliwym w tej sytuacji, zwłaszcza że jest to paliwo przemysłowe i transportowe. Zużycie jest znacznie większe niż w przypadku aut indywidualnych. Z benzynami Europa sobie jakoś radzi, ponieważ mamy produkcję własną – podkreśla dr Bogucki.
Cenowy armagedon w lutym. Nadchodzi embargo na rosyjskiego diesla
Jednak kwestie podatkowe to tylko jeden z aspektów. Na ceny paliw należy patrzeć szeroko, uwzględniając także sytuację makro. A tu na horyzoncie jawi się dość spora rewolucja.
– O ile na razie nie ma przesłanek, żeby mówić o dramatycznej sytuacji, to może się zmieniać w tym kierunku, ponieważ najgorszym momentem będzie początek lutego 2023 r., gdy wejdzie embargo na rosyjskiego diesla – zaznacza ekspert.
Zastąpienie dostaw z Rosji to problem nie tylko Polski, lecz także całej Europy. Tylko w tym miesiącu Europa potrzebowała ponad 40 proc. diesla z Rosji.
– Jednorazowa, szybka dywersyfikacja musi być kosztowna. Nie dziwmy się, że jak chcemy szybko odejść od surowca, od którego byliśmy uzależnieni od 30 lat, to będzie nas to kosztowało. To jest zarzut pod adresem całej Europy Środkowej. Z Rosji czerpaliśmy paliwo, bo było tanio, ale gdy pojawia się wizja szantażu energetycznego, to trzeba się uniezależniać. Bardzo dobrze, że to robimy, ale trochę szkoda, że tak późno – ocenia znawca rynku paliwowego.
Obecnie państwa członkowskie Unii Europejskiej (UE) intensywnie szukają nowych dostawców, ponieważ europejskie rafinerie nie są w stanie aż tak szybko powrócić do dużej produkcji.
Na razie Europa szuka wszędzie, gdzie się da. Oczy importerów są zwrócone m.in. w stronę Chin, USA i Bliskiego Wschodu. – W grę wchodzi też Kazachstan, który z jednej strony ma własne złoża i rafinerie, ale z drugiej – niefortunne położenie, bo trudno obejść stronę rosyjską – ocenia ekspert.
Przez ostatnie lata Europa traktowała diesla jako paliwo niezbyt ekologiczne, więc ograniczano inwestycje. Jednak prawie cały tabor ciężarowy, samochody przewożące produkty i dowożące usługiczy pracowników, a także cała komunikacja masowa, funkcjonują w oparciu o diesla.
– Problem będzie bardzo odczuwalny. O skali tego problemu przesądzi fakt, jak szybko Europie uda się odbudować własną produkcję lub import z innych kierunków niż rosyjski – przekonuje nasz rozmówca.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Czy będzie dwójka z przodu na stacjach benzynowych?
To wszystko sprawia, że lutowa podwyżka będzie bardzo dotkliwa.
– Ryzyko, że ceny podskoczą wraz z lutym, jest wyraźne. Ten element, w połączeniu z tarczą vatowską, sprawi, że podwyżka będzie dużo bardziej odczuwalna. Na razie trudno ocenić, jak bardzo, bo nie wiemy, w jakim stopniu będziemy musieli uniezależniać się od produkcji z Rosji, czyli ile procent będziemy musieli uzupełnić w porównaniu do tego, co obecnie importujemy – wskazuje dr Bogucki.
Jednak zdaniem eksperta szanse na to, że na pylonach cenowych zobaczymy "dwójkę z przodu", są niezbyt wysokie. Choć na razie żadnej opcji nie można wykluczyć.
– Do 10 zł jeszcze trochę nam brakuje, ale to scenariusz, który nie jest całkowicie nieprawdopodobny. Producenci paliw twierdzą, że nie jest aż tak źle, jak mogłoby być i te wysokie ceny nie będą aż tak wysokie – przyznaje specjalista.
Obniżki, a potem mały cios. Kluczowa data: 5 grudnia
Benzyna Pb95 ma kosztować między 6,49 a 6,61 zł/l. Z koleiza olej napędowy trzebabędzie zapłacić 7,64–7,81 zł/l. – Na najbliższe dni prognozujemy spadki rzędu kilkunastu groszy z powodu niższych cen hurtowych – uzupełnia wyliczenia dr Bogucki.
Ceny mogą zacząć się wahać po 5 grudnia 2022 r., gdy wejdzie w życie unijne embargo na rosyjską ropę. Jednak nie będzie to aż tak duży cios w portfele kierowców. – Z tego tytułu nie spodziewałbym się aż tak dużych boleści, jak problemu lutego – dodaje ekspert.
Jak tłumaczy, na początku grudnia podwyżki nie będą skokowe. – Na pewno embargo nie będzie bez znaczenia dla cen na rynku hurtowym. Natomiast nie oczekuję jednorazowego skoku np. o 1 zł. Europa już uniezależnia się od ropy rosyjskiej i niektóre kraje są chętne, aby sprzedawać nam to paliwo – wskazuje. Co więcej, na korzyść Europy gra fakt, że udało się zgromadzić większe zapasy, niż zakładano.
Jak zmienią się ceny? – Do momentu wejścia w życie embarga na ropę na początku grudnia, te ceny powinny się kształtować tak, jak obecnie. Później pojawią się korekty w górę, ale jak duże – nie wiemy – przyznaje ekspert.
Złoty mocny, baryłki tańsze. Dlaczego na stacjach nie ma znacznych obniżek?
Drugi ważny czynnik to koszty baryłki ropy. Obecnie kosztuje 87 dolarów. Jeszcze w czerwcu za jedną baryłkę trzeba było zapłacić ponad 100 dolarów, a rynek z radością przyjął spadki, które postępowały w kolejnych miesiącach.
Zatem czemu umocnienie złotego i tańsza ropa nie mają przełożenia na ceny paliw detalicznych? – Cena mięsa surowego, a cena burgera w restauracji to co innego. Mimo że jest to takie samo mięso, to są różne czynniki, które mają wpływ na cenę. W przypadku paliw mówimy o zapotrzebowaniu sezonowym czy marżowości poszczególnych stacji. Czasami marże są wysokie, a czasami niskie – to zależy od okresu. Do tego dochodzą koszty biokomponentów – wyjaśnia ekspert.
Jak tłumaczy dr Bogucki wszystko zależy od tego, jak stacja ma skonstruowaną umowę w kontekście np. zakupu paliwa. – Mamy stacje własne, ale teżfranczyzowe, kiedy ktoś dzierżawi markę, ale sam kupuje paliwo. Funkcjonuje też system upustów dla nabywców – mogą być lepsze lub gorsze w zależności od np. historii handlowej – podkreśla.
Zatem przekładanie cen baryłki ropy na ceny samych paliw naraża nas na ryzyko niedostrzeżenia niektórych czynników. W rezultacie wiele osób dziwi się, że na jednej stacji Orlenucena jest wyższa, a na drugiej – niższa. Czasami dość duże różnice widać także na stacjach położonych bardzo blisko siebie.
Jednak nie ma co liczyć, że trwałe umocnienie złotego wobec dolara i tania ropa zniwelują skutków wygaszenia tarczy antyinflacyjnej. – Styczniowy wzrost VAT nie wyrówna się z obniżkami na giełdach. To jest element podatkowy, który jest stały i niezależny od kosztów paliwa. Nie uda nam się tego zbilansować. Będzie po prostu drożej, ale wszyscy wiemy, jak dużym obciążeniem dla budżetu była dotychczasowa obniżka – kwituje ekspert.
Koszty są bowiem ogromne – tylko w tym roku cała tarcza antyinflacyjna kosztuje nas ponad 40 mld zł. Co gorsza, jej likwidacja przełoży się nie tylko na rynek paliw. Z prognoz członka Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Ludwika Koteckiego wynika, że bez tarczy antyinflacyjnej wzrost cen w lutym osiągnie aż 24 proc. rdr. Szykują się trudne miesiące dla portfeli Polaków.