Najniższa krajowa wzrosła. Nie jest to dobra wiadomość przy takiej inflacji w Polsce

Paweł Orlikowski
16 stycznia 2023, 14:58 • 1 minuta czytania
3490 zł brutto od stycznia, a od lipca jeszcze 110 zł w górę i będzie już 3600 zł brutto miesięcznie. Tak kształtuje się najniższa krajowa w Polsce w 2023 roku. Cieszyłaby bardziej, gdyby za tym szła wyższa siła nabywcza pieniądza. Zdaniem ekonomistów, to tylko napędzi spiralę płacowo-cenową, a za tym – dalszą drożyznę.
Skokowy wzrost najniższej krajowej to negatywne konsekwencje dla naszych portfeli Fot. KPRM
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Zdecydowany wzrost najniższej krajowej równie zdecydowanie nakręca dalszą spiralę płacowo-cenową. A co za tym idzie, umocni drożyznę w Polsce, ale może też źle odbić się na rynku pracy.

Po pierwsze dlatego, że dla firm drastycznie rosną koszty pracownicze, co samo w sobie będzie miało odbicie w wyższych cenach produktów i usług. Po drugie – każdy inny pracownik, widząc, że płaca minimalna rośnie o blisko 600 zł, też będzie chciał dostać choćby taką podwyżkę.

Z najnowszego "Barometru Polskiego Rynku Pracy" Personnel Service wynika, że 53 proc. przedsiębiorców planuje w 2023 roku podwyżki. 17 proc. firm planuje je wyłącznie w związku z podniesieniem płacy minimalnej, a 22 proc. wyrówna w jakiś sposób inflację.

Ponadto 14 proc. pracodawców deklaruje, że podniesie pensje bez względu na inflację i wyższy poziom płacy minimalnej. Utrzymanie wynagrodzeń na poziomie z 2022 r. planuje 29 proc. pracodawców, a tylko 8 proc. zakłada obniżkę.

Eksperci alarmują

– W historii mieliśmy taki okres, gdzie płace były wyznaczane przez państwo. Do tego ceny energii, benzyny, gazu też były wyznaczane przez państwo – podkreślił w INNPoland dr Sławomir Dudek, ekonomista, założyciel Instytutu Finansów Publicznych.

– Kryzys naftowy w latach 70. niby nas nie dotknął, bo państwo wyznaczało płace, zamroziło ceny energii. To był PRL, i wiemy, jak to się skończyło. Po tym kryzysie PRL przetrwał tylko do końca lat 80. – dodał.

Jego zdaniem, problem jest duży, bo płaca minimalna dotyczy głównie małych i mikro przedsiębiorstw, szczególnie w małych miasteczkach. Jak wylicza, około 60-70 proc. mikro firm zatrudnia pracowników na płacy minimalnej.

– A oczywiście płaca minimalna wpływa na cały rozkład płac w danej firmie. Majster nie może zarabiać mniej niż niż jego pracownik. I taki wzrost płac w wielu firmach może wywołać silniejszą presję na koszty niż wzrost energii. W niektórych firmach energia elektryczna to jest 5 proc. kosztów, a płace to 70-80 proc. – podkreślił dr Dudek.

Zaznaczył, że może się to skończyć albo przerzuceniem tych kosztów na ceny, czyli na konsumentów – to wprost oznacza wzrost inflacji, albo redukcją etatów.

Dodał, że wzrost płacy minimalnej, szczególnie w momencie spowolnienia gospodarczego i przy silnym wzroście kosztów dla firm, może zadziałać bardzo poważnie.

– Koniec końców za to dostosowanie kosztów przez firmy zawsze płaci konsument, bo nie ma czegoś takiego, jak przerzucenie kosztów na firmę, bo firma nie dopłaca do interesu, a z założenia ma zarabiać – podsumował dr Sławomir Dudek, adiunkt SGH.

Podobnego zdania w rozmowie z INNPoland jest Oskar Sobolewski, założyciel "Debaty emerytalnej", ekspert emerytalny i rynku pracy w HRK Payroll Consulting.

– Pamiętajmy o tym, że część osób wpadnie w płacę minimalną. Jeżeli ktoś zarabiał na przykład 3300 zł brutto, to z automatu będzie zarabiał najniższą krajową. Z drugiej strony będą osoby, które będą domagały się podwyżek. Patrząc kwotowo, najniższa krajowa wzrośnie w tym roku o blisko 600 zł, więc inni pracownicy też będą chcieli dostać podwyżkę w tej wysokości – podkreślił Sobolewski.

A to w sposób oczywisty nakręca spiralę płacowo-cenową. Rosnące koszty pracy to drożejące produkty i usługi, a więc wzrost inflacji, bo wyższe ceny dotyczą konsumentów.

– Wielu pracodawców będzie musiało gdzieś tych oszczędności szukać, albo podniosą ceny. Oczywiście wzrost cen też ma swój próg, swoją granicę. Bo jeśli coś dziś kosztuje 20 zł i zdrożeje do 23 zł to większość zdecyduje się na zakup, ale jeśli ta cena wzrośnie do 40 zł to już gorzej – wskazał Oskar Sobolewski.

Z kolei dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka i wykładowczyni UW, w rozmowie z INNPoland podkreśliła, że ten próg bólu, czyli granica podnoszenia cen, dotyczy tylko niektórych branż.

– Pod tym kątem na firmy trzeba patrzeć rozłącznie. Przedsiębiorstwa dostarczające podstawową żywność specjalnie się nie muszą obawiać tego, że jest próg bólu, dlatego że tę podstawową żywność musimy kupować – podkreśliła.

Jak dodała, warto przypomnieć dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), mówiące o drastycznych podwyżkach choćby cen ziemniaków – wzrost o ponad 80 proc., czy pieczywa, gdzie sama tylko mąka podrożała o ok. 40 proc.

– Wyraźnie widać, że są pewne grupy towarów, w których ten wzrost będzie się utrzymywał. Z kolei taka bariera wysokości cen może pojawić przy odzieży i obuwiu. Ich producenci muszą brać to pod uwagę i nie będą mogli przenosić pełni kosztów na konsumentów – podsumowała dr Starczewska-Krzysztoszek.

Inflacja w Polsce

Jak informowaliśmy wcześniej w INNPoland, inflacja w Polsce w grudniu wyniosła 16,6 proc. – podał GUS, potwierdzając wstępny odczyt z początku miesiąca. Jednak to, że inflacja "spada" (w listopadzie 17,5 proc.), nie oznacza spadku, a dalszy wzrost cen, tylko nieco wolniejszy.

Co gorsza, eksperci wskazują, że w pierwszym kwartale tego roku czeka nas jeszcze skokowa podwyżka cen. Z kolei w całym 2022 roku inflacja wyniosła 14,4 proc. To będzie miało kilka konsekwencji. Przede wszystkim, mocniej niż zakładał rząd wzrosną świadczenia: emerytury i renty, o czym też pisaliśmy w INNPoland.

"Ceny towarów i usług konsumpcyjnych w grudniu 2022 r. w porównaniu z analogicznym miesiącem ub. roku wzrosły o 16,6 proc. (przy wzroście cen towarów – o 17,6 proc. i usług – o 13,4 proc.) – podał GUS w komunikacie.

"W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług wzrosły o 0,1 proc. (w tym usług – o 0,9 proc., przy spadku cen towarów – o 0,1 proc.)" – dodano.

Co nas czeka w nadchodzących tygodniach? Ekonomiści spodziewają się dalszego wzrostu cen. Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) prognozuje, że szczyt inflacji nastąpi w lutym 2023 r., kiedy CPI przekroczy 20 proc.

Ich zdaniem wysoki odczyt będzie wynikał z przywrócenia regularnych stawek VAT na energię elektryczną, gaz ziemny i paliwa. Choć jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, na razie skutków podwyżki VAT na paliwa do 23 proc. na stacjach benzynowych nie widać.

Czytaj także: https://innpoland.pl/189469,waloryzacja-emerytur-od-tych-danych-gus-zaleza-tegoroczne-swiadczenia