Naga prawda o zarobkach w Polsce. W czasach inflacji podwyżkę dostały tylko dwie grupy

Konrad Bagiński
27 lipca 2023, 08:21 • 1 minuta czytania
Teoretycznie zarabiamy ponad 2,2 tys. złotych więcej, niż jeszcze 4 lata temu. Jest się z czego cieszyć? Nie bardzo, bo po nałożeniu wskaźnika inflacji na wzrost pensji okazuje się, że nasze podwyżki są mizerne. To równowartość... 250 zł z roku 2019. Są jednak tacy, którzy mają się z czego cieszyć.
Wielkie podwyżki wynagrodzeń, o których opowiada premier, okazują się mitem. Zjadła je inflacja Jacek Dominski/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Od 2019 roku przeciętna pensja w polskich przedsiębiorstwach wzrosła o 2,2 tysiąca złotych – przypomina BusinessInsider.com.pl. Ale czy to znaczy, że zarabiamy więcej? Niekoniecznie. Dziennikarze rozebrali wzrost pensji na czynniki pierwsze i okazało się, że z realnego wzrostu zarobków cieszyć może się niewielu.


Po uwzględnieniu inflacji okazało się, że pensja co dziesiątego Polaka spadła, a odczuwalne podwyżki otrzymał milion pracowników. Jak to możliwe? Zacznijmy od wzrostu zarobków. GUS podaje, że przeciętne wynagrodzenie brutto w czerwcu tego roku wyniosło ponad 7,3 tys. zł. W porównaniu z czerwcem 2019 r. było więc o ponad 2,2 tys. zł wyższe.

Wtedy średnia pensja liczona przez GUS wynosiła 5,1 tys. zł brutto. Nominalny wzrost wyniósł zatem ponad 2,2 tys. zł, albo 43 proc. Ale po nałożeniu na te wyniki wskaźnika skumulowanej inflacji pomiędzy czerwcem 2019 a czerwcem 2023 r. okaże się, że realny wzrost wyniósł zaledwie 4,94 proc., czyli równowartość ok. 250 zł z początku analizowanego okresu – pisze BI.

Kogo liczy GUS?

Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl dane GUS dotyczące przeciętnego wynagrodzenia w Polsce nie oddają pełnego obrazu zarobków Polaków. Około dwóch trzecich obywateli zarabia bowiem mniej, niż podaje urząd.

Powodów jest kilka. Pierwszy jest taki, że GUS liczy zarobki w tzw. sektorze przedsiębiorstw, czyli firmach zatrudniających przynajmniej 10 osób. Ze statystyk wypadają więc wszystkie małe firmy, na ogół płacące gorzej niż duże.

W szacunkach GUS brakuje też wynagrodzeń m.in. w administracji publicznej, edukacji, opiece zdrowotnej, pomocy społecznej. W rezultacie średnie wynagrodzenie w praktyce wyliczane jest na podstawie zarobków 6,5 mln pracowników, podczas gdy w sumie pracuje w Polsce prawie 17 mln osób.

Kto zarobił więcej?

BI zszedł do danych bardziej szczegółowych. Okazuje się, że niecałe 5 proc. wzrostu to średnia, ale są i tacy, którzy zarabiają mniej. Chodzi o 655 tysięcy osób z 3 grup zawodowych. To górnicy, budowlańcy oraz zatrudnieni w sektorze wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę.

Kolejne ponad 1,7 mln pracowników otrzymało podwyżki, które zaledwie zrównoważyły wzrost inflacji lub przekroczyły go o nie więcej niż 2 pkt proc.

Jedynie dwie grupy zawodowe (łącznie nieco ponad milion osób) dostały dwucyfrowe podwyżki. To transport i gospodarka magazynowa (17,6 pkt proc. powyżej inflacji) oraz administrowanie i działalność wspierająca (13,95 pkt proc. powyżej inflacji).

Górnicy zarabiają mniej? Tak, bo zarabiają dużo

Do tych danych trzeba jeszcze dodać kilka uwag. Obie grupy, które odnotowały najwyższy wzrost procentowy płac, to grupy od lat... najgorzej wynagradzane.

"Jeszcze w 2019 r. transportowcy zarabiali średnio 73 proc. przeciętnej płacy w całym sektorze przedsiębiorstw. Widać, że podwyżki płacy minimalnej zrobiły tu swoje" – podkreśla BI.

A co z górnikami? Oni mają średnią pensję na poziomie... 11,3 tys. zł brutto. "W analizowanym okresie realnie zaczęli tracić dopiero w ostatnich 12 miesiącach. Wcześniej dynamika ich płac istotnie przekraczała wskaźnik inflacji – nawet w 2022 r." – wylicza BI.