Szlag mnie trafia, gdy patrzę na polskie groby. Ja jestem nienormalny, czy to świat zwariował?

Konrad Bagiński
26 października 2023, 10:36 • 1 minuta czytania
Zaraz Halloween zastępujące słowiańskie Dziady, Wszystkich Świętych, potem Zaduszki. Te trzy dni są Wielkim Świętem Czczenia Plastiku. Otoczymy się tandetnymi plastikowymi zniczami, plastikowymi kwiatami, maskami, ozdobami. Część nagrobków też jest już z plastiku. Jeśli pomyślicie, co po nas pozostanie, mam odpowiedź: plastik i tandeta. Już nie tylko życie mamy plastikowe, opakowaliśmy też w niego śmierć.
Polskie nagrobki toną w plastiku. PHOTO: KRYSTYNA BARTOSIK/EAST NEWS
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Zacznijmy od Halloween. Noc z 31 października na 1 listopada. Święto jak święto, każda okazja do zrobienia imprezy jest dobra. Kiedyś mieliśmy Dziady, ale to zamierzchła przeszłość. Naprawdę nie znam nikogo, kto by je w jakiś sposób obchodził. Potem przyszło Halloween, jako tandetna namiastka prawdziwego święta.


Tandetna i plastikowa. Przeszedłem ostatnio przez dwie galerie handlowe i nie mogłem się nadziwić, ile tego plastikowego szajsu jesteśmy w stanie wyprodukować i kupić. Maski, pelerynki, ząbki, nietoperze, pajęczyny, dynie też plastikowe. Na środku stoją specjalne stoiska z tym jednorazowym chłamem.

Dla mnie Halloween może istnieć, może nie istnieć. Nie wnikam w to, co ludzie świętują i z jakiej okazji robią imprezę. Uszanuję każde święto religijne, i katolickie, i prawosławne, i żydowskie. I staropogańskie też. Niech każdy wierzy w to, co chce, byle nie przeszkadzał i nie robił nikomu krzywdy.

Z jednej strony Halloween wywodzi się z celtyckich wierzeń i obchodów. To była ważna data: koniec lata i początek zimy. Druidzi i celtyccy kapłani wierzyli, że w tym dniu zaciera się granica między światem żywych a zaświatami.

I na tym samym polegały czy polegają słowiańskie Dziady. I w sumie oba święta były pierwotnie obchodzone raczej na poważnie, chociaż z jedzeniem i alkoholem. A dziś wśród tandetnych plastikowych ozdób. I właśnie dlatego Halloween nie lubię, nie jest już żadnym świętem religijnym czy parareligijnym, ale czystą komercją ze śmierdzącym plastikiem.

Dziś sztuczne zabawki, jutro sztuczne znicze i kwiaty

Ale to dopiero początek plastikowych bachanaliów, bo potem mamy większe święto plastiku: 1 listopada. Oficjalnie to Wszystkich Świętych, katolickie święto. W prawosławiu też jest, ale kiedy indziej. I tu dopiero mamy orgię tworzyw sztucznych. Plastikowe wkłady w plastikowych zniczach, oczywiście im więcej, tym lepiej.

A do tego mamy plastikowe kwiaty, plastikowe ozdoby, sztuczną trawkę. Cały ten szajs będzie leżał i płowiał, potem ktoś go wyrzuci. Przeszedłem się dziś obok cmentarza i popatrzyłem na to, co jest na straganach. Jest sporo naturalnych wiązanek, kwiatów doniczkowych i ciętych.

I potworne zatrzęsienie plastikowych wiązanek, stroików, szyszek i tym podobnych pierdół. Plastikowe chryzantemy, plastikowe wrzosy, plastikowe choinki. Plastikowy mech, plastikowe liście. Ceny też niczego sobie: najtańsze wiązanki czy stroiki (oczywiście plastikowe) kosztują przy Powązkach jakieś 150 - 160 zł, ale są i takie za 350 i za 500 złotych.

No i oczywiście plastikowe wkłady w plastikowych zniczach. Rozumiem święto, rozumiem wygodę używania wkładów do zniczy. Ale co roku jestem przerażony ilością pozostającego po tym plastiku. Na dodatek wiele (pewnie nawet większość) ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że znicz nie jest odpadem nadającym się do recyklingu.

Ani szklana oprawka – bo to nie jest szkło opakowaniowe, ani plastikowy wkład, bo jest zabrudzony. To wszystko musi trafić do pojemnika na odpady zmieszane. Podziwiam optymizm ludzi, którzy wrzucają zużyte wkłady do pojemników z napisem "PLASTIK". To nie ma sensu, one i tak wylądują w zmieszanych.

A wiecie, że i nagrobki już robi się z plastiku? Są tanie, lekkie, łatwe w montażu. Co prawda firmy je sprzedające twierdzą, że to jest oczywiście rozwiązanie tymczasowe, do momentu zbudowania "prawdziwego" nagrobka z kamienia, ale nie oszukujmy się: wiele z nich będzie stało, póki się nie rozpadnie. A rozpadną się po kilku, góra kilkunastu latach, pozostawiając po sobie mikroplastik wnikający w glebę...

Trzeci dzień jesienno-zimowych świąt to już w zasadzie lżejsza powtórka Wszystkich Świętych, czyli Zaduszki. Dzień wspominania zmarłych, mocno powiązany ze świętem dnia poprzedniego. Znów plastikowe znicze.

Po co iść na ilość?

Zdziwienie mnie ogarnia, gdy widzę groby, których płyty co do centymetra wypełniają się płonącymi zniczami. Ludzie, to nie liczba płomieni jest wyznacznikiem tego, jak bardzo kochaliście swoją bliską osobę. Naprawdę lepiej zapalić jeden, ale pomyśleć o zmarłym dobrze, powspominać go, uśmiechnąć się do niego, przypomnieć sobie jego lub jej słowa. Pogadać w myślach.

Tymczasem mamy kolejne święto, gdzie ilość próbuje zastąpić jakość. No i po co? Żeby się pokazać przed sąsiadami?

I już nie wiem, czy to ja jestem jakiś nienormalny, czy to świat zwariował. Pieniądze czy ilość wywalonego plastiku to nie są wyznaczniki miłości albo jakości tęsknoty. Są nimi myśl i czas.

Są tacy ludzie, którzy na groby swoich bliskich trafiają raz do roku. Jedni, bo mają daleko. Trudno, by bywali co tydzień czy co miesiąc na cmentarzu, ale mają potężną rzecz: wspomnienia.

Drudzy bywają przy grobach rzadko, bo "brak im czasu". I próbują uspokoić swoje sumienia najdroższą wiązanką i największym zniczem z elektrycznym światełkiem, oczywiście z plastiku.

Less is more

Pamiętam, że jakiś czas temu rozmawiałem z poważnym przedsiębiorcą pogrzebowym. I facet, który żyje z grzebania zmarłych, wyznał, że jemu się najbardziej podobają żydowskie pogrzeby, gdzie obleczone w biały, tani materiał ciało zmarłego wkłada się do trumny z nieheblowanych desek i umieszcza w ziemi.

Rozumiecie? Facet zarabia na pogrzebach. Im droższy pogrzeb, tym więcej zarobi. I nawet on miał już dość blichtru, sztuczności, laserów i wodotrysków. I to na tyle, by iść w prostotę, skromność, pokorę kosztem wysokości swoich zarobków.

On rozumie, pewnie lepiej niż inni, że do grobu nie zabierzemy pieniędzy. To może nie zabierajmy też do niego plastiku i tandety. Bo na razie wygląda na to, że to właśnie on po nas pozostanie i przetrwa o wiele dłużej, niż nasze doczesne szczątki. Archeolodzy będą mieli niezłą zagwozdkę...