Nasz świat zmierza w przepaść. Dlaczego ludziom trzeba tłumaczyć, by nie jedli kapsułek do prania?

Konrad Bagiński
08 lutego 2024, 15:07 • 1 minuta czytania
Kiedyś uczniowie w szkołach uczyli się, jak skonstruować radio. W instrukcjach samochodów były opisane procedury regulacji gaźnika. Każdy na wsi wiedział, jak zbudować stodołę czy sławojkę. Dziś na kapsułkach do prania i wykałaczkach trzeba umieszczać ostrzeżenia, żeby ich nie zjadać.
Skąd bierze się fenomen internetowych mądrości i głupich wyzwań? Ludovic Toinel / Unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Słyszeliście może, że w Korei ministerstwo zdrowia zaapelowało do ludności o niejedzenie wykałaczek? Serio. W tym kraju popularne są wykałaczki z jakiegoś biodegradowalnego materiału. Nie wiadomo kto i nie wiadomo jak wpadł na pomysł, że taką wykałaczkę można namoczyć w cieście i usmażyć na głębokim tłuszczu, następnie zaś spożyć.


Wiecie pewnie, że w wielu miejscach można dostać jadalne naczynia i sztućce, wykonane na przykład z prasowanych otrąb. Do miseczki z takiego materiału można sobie nalać zupy, zjeść ją, a następnie zagryźć miseczką. Albo łyżką. W Korei nie mówimy o takich jadalnych wykałaczkach.

Tamtejsze wykałaczki skrobiowe są uznawane za "produkty sanitarne". Robi się je ze skrobi kukurydzianej lub ziemniaczanej zmieszanej z sorbitolem, ałunem i sztucznym barwnikiem. Tego się nie je, to się wyrzuca po użyciu. Skrobiowe wykałaczki mają za zadanie ładnie się rozłożyć w środowisku.

Koreańskie ministerstwo zdrowia ostrzega, że materiały, z których wykonane są wykałaczki, nie są szkodliwe w małych ilościach. Ale w nadmiarze mogą powodować wymioty, biegunkę i stany zapalne.

W Stanach nie jest lepiej. Wiecie pewnie, że w wielu krajach można kupić kapsułki do prania. Takie ładne, kolorowe, dzieciom mogą się wydawać apetyczne. I należy je chronić przed dziećmi, bo zdarza się, że mały człowiek uznaje je za coś w rodzaju przekąski i bierze się za konsumpcję.

Ale kapsułek do prania nie chroni się przed nastolatkami. One w sumie powinny umieć zrobić pranie i przy okazji nie zeżreć kapsułki i nie napić się płynu do płukania. Niestety, nie umieją. Różne głupie internetowe wyzwania spowodowały, że do dziś amerykańskie dzieciaki pożerają kapsułki do prania, bo im ktoś w internecie powiedział, żeby tak zrobić.

Problem ten, co ciekawe, nie występuje w Europie. Czy mamy się z tego powodu cieszyć? No nie wiem. Okazuje się, że internet to wylęgarnia durnych pomysłów. Wiecie, że jedzenie kapsułek do prania i smażonych wykałaczek to tylko jedne z głupich wyzwań?

Ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo

Ludzie nacierają sobie oczy ostrą papryką, dławią się cynamonem, jedzą chipsy, aż zrobi im się niedobrze. A i to nie wszystko. Mamy też "banana & sprite challenge". Polega na zjedzeniu banana i popiciu go szybko napojem Sprite. Ponoć gwarantuje to gwałtowny odruch wymiotny.

Jest też "blackout challenge" albo "pass out challenge". Polega na doprowadzeniu do zemdlenia poprzez niedotlenienie. Jak podczas kucania wykonacie kilka szybkich oddechów, wstaniecie i wstrzymacie oddech, to zemdlejecie.

Dzieciaki mają wielki wybór głupich zabaw. Można policzkować przypadkowych ludzi na ulicy ("slap challenge"), podcinać skaczącą osobę ("skull breaker challenge"; świetna nazwa, pokazuje, że tak można sobie dosłownie połamać czaszkę).

Jest też "condom challenge", polegający na wsadzeniu sobie prezerwatywy do nosa i przepchnięcie jej aż do ust, z których następnie się ją wyjmuje. No i nie zapominajmy o tradycyjnym "fire challenge", czyli polaniu się łatwopalną substancją i podpaleniu.

Winę za rozprzestrzenianie się tych plag ponoszą media społecznościowe. Rozmawiałem z kilkoma osobami o podejrzanym zgłupieniu części społeczeństwa. Być może jest tak, że głupie zabawy istniały od zawsze, ale bez internetu pozostawały rozrywkami dla bardzo nielicznych. A być może głupiejemy i tracimy – nie bez udziału internetu – naturalne odruchy samozachowawcze.

Przecież każde zwierzę wie, że powinno unikać niektórych roślin i innych zwierząt, szczególnie tych, które mają jaskrawe kolory. A dziś dzieciaki zjadają kolorowe kapsułki do prania, wiedząc, że tego się jeść jednak nie powinno.

Nie na darmo mówi się, że przed erą internetu i mediów społecznościowych tylko rodzina i przyjaciele wiedzieli, że jesteś głupi. Teraz może się o tym dowiedzieć cały świat. Sytuację pogarszają też pieniądze, bo mamy też ludzi, którzy ze swojej głupoty zrobili niezły biznes. Internetowe serwisy wideo pełne są filmów, w których ludzie robią coraz głupsze rzeczy.

Niejaki Mizzy, nastolatek z Londynu, zamienił życie swoich sąsiadów w piekło. Wchodził do domów, które nie były zamknięte na klucz, do przypadkowych samochodów i miejsc w sklepach, w których przebywać może jedynie personel. Zaczepiał ludzi na ulicy, robił różne tzw. pranki (figle, dowcipy). Był już kilka razy aresztowany, a jego kanały w mediach społecznościowych były blokowane. Otwiera następne i zarabia na reklamach, które wyświetlają się pod jego filmami.

Czy kiedyś było lepiej?

Kiedyś w dobrych szkołach dzieciaki uczyły się łaciny i kilku innych języków. Poznawały filozofię, sztukę, czytały klasyczne lektury w oryginale. W ciągu kilkudziesięciu lat nauka poszła do przodu. Odkrywamy nowe planety, szykujemy misję na Marsa. Ale też okazuje się, że jako ludzkość jesteśmy wyjątkowo głupi. Zaś nasza pomysłowość i kreatywność idzie w bardzo złą stronę.

Łaciny nikt już się nie uczy, w samochodach wolno nam jedynie dolewać płynu do spryskiwaczy. Zresztą patrząc na filmiki, na których niektórzy próbują wlać paliwo do auta elektrycznego, może i słusznie się dzieje.

Skonstruowanie radia to dla większości ludzi czarna magia. I naprawdę nie wiem, może mi pomożecie, czy ludzkość jako taka głupieje? A może głupota jest wartością stałą, tylko przez media społecznościowe, jest bardziej widoczna?

W końcu kiedyś – czyli kilkadziesiąt lub kilkanaście lat temu, młodzi ludzie też robili głupie rzeczy. Zaczepiali ludzi na ulicy, wygłupiali się, podpalali, doprowadzali do utraty przytomności, inhalowali i palili dziwne rzeczy. Ale nawet jeśli zyskali chwilową sławę, to była ona lokalna, a nie globalna.

A dziś mamy plagę ludzi w różnym wieku, którzy polewają się wodą na zawołanie i "nominują" do tego kolejnych, mamy osoby wpełzające do lodówek z mięsem w sklepach. Póki ktoś tańczy, śpiewa i ma z tego frajdę, nikomu nie dzieje się krzywda. Ale kiedy wspomniany Mizzy kradnie pieska starszej pani i ucieka z nim pod pachą, to nie jest to nic fajnego.

Niektóre rzeczy zmieniają się na lepsze. Zbliża się Wielkanoc. Pamiętacie, jaki kiedyś wyglądały "lane poniedziałki"? Czasem strach było wyjść na ulicę, bo w mieście grasowały stada dzieciaków z wiadrami, oblewające wszystkich jak leci. To nie było fajne.

To niezwykle frustrujące, że internet, który został wymyślony jako sposób przesyłania informacji, łączący naukowców, dziś stał się wymarzonym środowiskiem dla idiotów, patusów i propagowania najzwyklejszej głupoty. Tego jego twórcy nie przewidzieli.