Po wywiadzie doktora Kamila Kuleszy dla INN:Poland, w którym opisał kulisy polskiego środowiska naukowego, rozpętała się gorąca dyskusja. Opublikowaliśmy także odpowiedź naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego i Polskiej Akademii Nauk, których poruszyło to, co powiedział matematyk. Dziś publikujemy komentarz doktora Kuleszy.
Wywiad, który ukazał się dniu 6 marca 2017 spotkał się z nadspodziewanie żywą reakcją czytelników. Liczne komentarze pojawiły się m.in. pod samym tekstem, jak i w innych miejscach, a redakcja i ja otrzymaliśmy sporo listów. Zdecydowana większość tych głosów zawierała wyrazy poparcia i ewentualnie opisy różnych patologii/nadużyć. Do tych kwestii odniosę się w drugiej części mojego tekstu, na początek kilka słów odpowiedzi na głosy krytyczne, w tym ataki osobiste.
Tytuł zaczynający się do powyższych słów nadano wywiadowi bez mojej wiedzy. Zdecydowana większość głosów czytelników dowodzi, że sam tekst został odczytany, zgodnie z moją intencją, w szerszym kontekście. Jednak sam taki tytuł w połączeniu z kilkoma zdaniami wprowadzenia od redakcji, wystarczył do sprowokowania niektórych do ataków ad hominem. Bowiem taki początek wywiadu mógł sugerować, że podając się za „znanego matematyka” krytykuję środowisko matematyczne lub zabieram głos w jego imieniu.
Byłoby to nie tylko niezgodne z moją intencją (chciałem zabrać głos jako naukowiec i obywatel), ale też dość niefortunne. Albowiem zgodnie z moim rozeznaniem akurat wkład polskich matematyków do nauki światowej jest widoczny – m.in. poprzez osiągane wyniki badawcze.
Osobiście sprawdziłem też, że są wśród nich osoby otwarte na nowe idee i gotowe je wspierać. Z perspektywy 10 lat doświadczenia mogę powiedzieć, że skuteczne przenoszenie do Polski brytyjskiej industrial mathematics byłoby znacznie utrudnione bez aktywnego zaangażowania się w te działania całej grupy osób z polskiego środowiska matematycznego, zwłaszcza z Wydziału Matematyki, Informatyki i Mechaniki UW i szczególnie z Instytutu Matematycznego PAN.
Przez ostatnie lata wspólnie przeprowadziliśmy wiele działań i projektów, które istotnie przyczyniły się do zaistnienia w Polsce matematyki użytkowej - jak ją nazwaliśmy nad Wisłą. I choć ten ciągle nowy sposób uprawiania matematyki ma też swoich krytyków, to nie matematycy nas niszczą.
Diabły na główce od szpilki i matematycy jak „w Oxbridge”
Oczywiście polskie środowisko matematyków też nie jest wolne od swoich wewnętrznych problemów i sporów. Z moich obserwacji wynika jednak, że są one raczej innego typu niż te, o których mówiłem w swoim wywiadzie. Toczą się więc spory jak np. ten wpisujący się w nurt blisko stuletniej światowej dyskusji o matematyce czystej/teoretycznej vs. stosowanej. Lub czy liczą się tylko dowody twierdzeń i publikacje, czy też również wdrożenia/praktyczne rezultaty? Jak traktować takie wyniki uzyskane za komercyjne pieniądze? Jak podchodzić do badań interdyscyplinarnych? Debaty i polemiki bywają zażarte, a do konsensusu ciągle daleko – dyskutowane jest nawet to o kim można mówić, że jest matematykiem.
I choć osobom postronnym może to przypominać średniowieczne dysputy teologiczne o ilości diabłów na główce od szpilki, to dla porządku należy zauważyć, że podobne spory matematyków mają też miejsce np. w Oxfordzie i Cambridge. Choć akurat Brytyjczycy są znacznie bliżej konstruktywnego ich rozstrzygnięcia – w ich przypadku raczej przeważa podejście pragmatyczne. Motywacją jest zarówno akademicka otwartość, jak i chęć dania szansy potencjalnej innowacji intelektualnej, na czym z pewnością skorzystają wszyscy.
Nauka polska ma twarz „towarzysza Szmaciaka”
Podejście opisane powyżej jest przeciwieństwem polskiego feudalizmu akademickiego. Bazując na swoim wieloletnim doświadczeniu będę obstawał przy stwierdzeniu, że sytuacja w której znajdują się matematycy (np. toczenie sporów takich jak w Oxbridge), jest raczej sytuacją wyjątkową w polskim środowisku akademickim. Na co dzień niestety zinstytucjonalizowana Nauka Polska, ma zbyt często twarz „towarzysza Szmaciaka” - postaci stworzonej swego czasu przez Janusza Szpotańskiego.
Mówiłem już publicznie kilka razy, najlepszym podsumowaniem jest chyba wpis na naszym blogu w INN:Poland pt. ‘„Poemat dla uczonych” i co dalej?’. Czytelnicy w swojej korespondencji dorzucili jeszcze dużo od siebie, odnośnie zarówno doświadczeń jakie z kontaktów z polskim systemem akademickim wynieśli (np. jeden z wpisów „jeśli myślicie, że studia to bagno, to spróbujcie zrobić doktorat”), jego społecznej percepcji, jak i skutków jego funkcjonowania.
Za ok. 40 mld złotych rocznie fundujemy sobie zaścianek i nieliczne pozytywne przykłady, jak np. te powyżej dotyczące matematyków, tego obrazu nie zmieniają. Dużo częstsze są informacje jak ta z ostatnich tygodni o aresztowaniu naukowców z AGH . Ta ostatnia sprawa jest zresztą podobno częścią większej afery, o której mówiłem w wywiadzie, kiedy wspominałem o „uwaleniu” habilitacji w IBS PAN.
Quod erat demonstrandum, czyli co było do udowodnienia
Zawsze uważałem, że zamiast narzekać, trzeba konstruktywnie działać – dla mnie przejawem tego był powrót do Polski i przeniesienie tutaj brytyjskiej industrial mathematics. Odnieśliśmy sukces, m.in. przeprowadzając z sukcesem w ostatnich latach ponad 50 projektów naukowo-badawczych sfinansowanych przez firmy i instytucje.
I choć uzyskanych w ramach tych badań wyników często niestety nie wolno nam opublikować, to poza satysfakcją intelektualną z rozwiązanych problemów, jest jeszcze istotny wymiar praktyczny - działanie naszego centrum badawczego sfinansowaliśmy w bardzo dużej części z pozyskanych tak środków komercyjnych. W efekcie dość szybko mogliśmy sobie pozwolić na rezygnację z finansowania za pomocą grantów, jako nieefektywnej drogi pozyskiwania pieniędzy, i nawet w ten sposób nie korzystamy z pieniędzy podatników. Takie uprawianie nauki bez sięgania do budżetowych środków jest nieczęsto spotykane, zwłaszcza w Polsce.
Liczyliśmy, że to co osiągnęliśmy będzie świadczyć na naszą korzyść, zaś spotkaliśmy się z agresywną reakcją zinstytucjonalizowanej Nauki Polskiej. Reakcją całkowicie bezwzględną, gdzie atakujący nas nie przebierają w środkach, a wszelkie próby polubownego rozwiązania narastającego konfliktu okazały się daremne i w efekcie pozostała droga sądowa. Z perspektywy czasu widać dość dobrze, że tak musiało być, tam gdzie zderzają się dwa systemy wartości - ten oparty na tworzeniu wartości dodanej w oparciu o zawarte umowy i feudalna logika prywatnego folwarku, wsparta poczuciem bezkarności.
Mówimy o tym głośno, choć od tego nie przybywa przyjaciół w środowisku akademickim – wszak zakłócamy dostojne konsumowanie budżetowych pieniędzy i uświęconą przez lata „kolejność dziobania”.
Jednak, jak pokazały też głosy czytelników, mówienie o problemach, w tym o nieprzejrzystym sposobie działania i gangsterskich metodach koryfeuszy środowiska akademickiego jest potrzebne. Bo wygląda na to, że ani władze PAN, ani nawet kierownictwo Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie są w stanie w sprawie wiele zrobić – jest to kolejny obszar gdzie „państwo nie działa”.
„To co z tym zaściankiem?”
Jeśli my obywatele nie będziemy w tej sprawie działać aktywnie zabierać głosu, to przegramy wyścig cywilizacyjny do „talent based economy” i znów skończymy w zaścianku. A wszelkie „słomiane inwestycje” typu powołanie uniwersytetu na bazie Polskiej Akademii Nauk będą tylko „misiem na miarę naszych możliwości” i piaskiem rzucanym w oczy, aby ukryć powagę sytuacji.
Zaś mądrze wydatkowane 40 mld złotych rocznie, a przede wszystkim uwolnienie ludzkiej kreatywności i energii (przecież kilka razy w historii pokazaliśmy, że potrafimy), mogłoby nas uchronić przed losem I Rzeczypospolitej. A kto wie, może nawet pozwoli aby zostać znaczącym graczem w toczącym się wyścigu naukowo-technologicznym.
Zacząć jednak należy od wprowadzenia cywilizowanych reguł gry, a zwłaszcza poszanowania zawieranych umów oraz wzorem anglosaskim niezależnego arbitrażu do rozwiązywania takich problemów jak nasz – dokładnie jak opisałem to w wywiadzie. A przede wszystkim trzeba spowodować aby akademiccy feudałowie nie byli poza prawem i zaczęli wreszcie ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, tak jak reszta obywateli.