Damian Mayer ma dopiero 17 lat, ale już jest bliżej spełnienia marzenia o wystrzeleniu własnej rakiety niż niejeden dorosły inżynier. Rakieta, którą buduje poleci dwa razy szybciej niż wynosi prędkość dźwięku, a do tego wyniesie na wysokość 15 km miniaturowego satelitę CanSat w ramach projektu "Rakietą do krawędzi troposfery".
CanSat to satelita o wielkości puszki napoju – stąd też nazwa. W małym obiekcie znajduje się jednak pełno elektroniki, między innymi: czujniki rejestrujące wpływ szkodliwego promieniowania jonizującego, GPS, wysokościomierz, akcelerometr, odpowiada Damian Mayer, który w projekcie odpowiedzialny jest za konstrukcję rakiety i napędu.
Projekt realizowany jest przez grupę Pomeranian Space Team. Grupa powstała w listopadzie 2014 roku, tworzą ją uczniowie szkół średnich z Tczewa, Słupska oraz Gdańska licealistów – wszyscy w wieku od 17 do 19 lat. Ci ostatni zajęli pierwsze miejsce w drużynowym konkursie „Ekotech 2012” organizowanym przez Polską Akademię Nauk i Instytut Maszyn Przepływowych. Ponadto uczniowie Szkół Okrętowych Conradinum biorący udział w projekcie mogą pochwalić się zbudowaną własnoręcznie frezarką CNC, czy też najsilniejszym na świecie ręcznym działkiem elektromagnetycznym o energii 1500 J.
Z zespołem ściśle współpracuje Fundacja Wspierania Polskiej Astronautyki "Pociąg do Gwiazd", która objęła projekt kompleksową obsługą od strony organizacyjnej, finansowej i promocyjnej.
Zbadać powietrze między sferami
Satelita, opadając na spadochronie, będzie zbierał dane i zapisywał je nawet do 100 razy na sekundę na dwóch kartach pamięci microSD, a także wysyłał je radiowo do naziemnej stacji odbiorczej. Zespół chce wyposażyć swojego CanSata również w kamerę, która pozwoli na żywo strumieniować obraz z satelity.
17-letni inżynier
Fascynacja rakietami u Damiana Mayera zaczęła się, gdy był jeszcze małym dzieckiem. – Zawsze najbardziej lubiłem modele i zabawki latających pojazdów. W szkole podstawowej budowałem już modele rakiet – mówi.
W czasach gimnazjum trafił na stronę Polskiego Towarzystwa Rakietowego. – Zajmowałem się coraz poważniejszymi konstrukcjami – wspomina.
Pomysł stworzenia pomorskiej pracowni rakietowej podsunął mu sam ówczesny prezes Towarzystwa. – Działamy od dwóch lat. Spotykamy się co dwa tygodnie i każdy wtedy pracuje nad projektami swoich rakiet – mówi Mayer. Stwierdza przy okazji, że starają się położyć nacisk na bardziej naukowy aspekt rakiet. – Budowanie i wystrzeliwanie rakiet to oczywiście również frajda, ale skupiamy się na ich eksperymentalnym aspekcie: wynoszeniu różnych sond do atmosfery, badania stężenia gazów, itd. – dodaje.
Projekt "Rakietą do krawędzi troposfery" powstał w grudniu 2014 wraz z pomysłem wystrzelenia w rakiecie mini-satelity CanSat. – Na początku chcieliśmy wystrzelić ją na niższą wysokość, ale z czasem pomyśleliśmy, że warto wysłać ją wyżej – mówi Mayer. W rozmowie stwierdza, że do tej pory polskie, amatorskie rakiety wznosiły się zazwyczaj na wysokość około 5 kilometrów. – My chcemy wystrzelić naszą rakietę z mini-satelitą na wysokość 15 kilometrów – zapowiada Mayer.
Budowa rakiety
Rakieta będzie miała sześć metrów wysokości i ma ważyć 90 kilogramów. Za napęd odpowiedzialny jest silnik hybrydowy wykorzystujący podtlenek azotu, a także mieszankę parafiny, sorbitolu i węgla. Sama rakieta wykonana zostanie z aluminium i kompozytów szklanych oraz węglowych. – Będzie to największa, amatorska rakieta zbudowana w Polsce – czytamy w opisie projektu.
Mayer zaznacza, że chcą zbierać między innymi dane meteorologiczne, ale przede wszystkim zależy im na zbadaniu zachowania konstrukcji w locie. – W końcu żadna amatorska rakieta nie doleciała na taką wysokość – stwierdza. Zespół testować będzie między innymi system aktywnej stabilizacji lotu.
Rakiety, a przynajmniej ich elementy, są obecnie wielokrotnego użytku i wracają na Ziemię na spadochronach, ale zespół musi czasami przejechać przez cały poligon, by zebrać z powrotem swój sprzęt.
Rakiety pomorskiej pracowni rakietowej startują właśnie z wojskowych poligonów, które udostępnia im Polskie Towarzystwo Rakietowe (ono ma z kolei podpisaną umowę z wojskiem). Każdy start musi być też zgłoszony Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.
Kosmos - droga sprawa
Jak podkreśla licealista, on i jego grupa starają się "amatorsko odnowić zainteresowanie budowaniem rakiet w Polsce – mówi Mayer.
Jednak żeby doszło do samego startu w kwietniu przyszłego roku, młodzi pasjonaci muszą najpierw pozyskać potrzebne im środki. Na zbudowanie rakiety, satelity, przeprowadzenie testów i odbycie już samego lotu potrzebują 65 tysięcy złotych. Wystarczy to na kupno sprzętu, m.in. spadochronów, a także 100 kilogramów podtlenku azotu, potrzebnego do startu i wcześniejszych testów.
– Niezbędne jest przetestowanie systemu refowania spadochronów. Do tego celu musimy zrzucić balast o masie rakiety z samolotu Cessna i wykonać przynajmniej 3 udane testy systemu lądowania – czytamy w opisie projektu na platformie Polak Potrafi.
Jeśli start odbędzie się prawidłowo, a zespół zbierze dane dotyczące lotu rakiety, to pozwoli im to na późniejsze, bardziej skomplikowane testy. – Chcemy też wystartować w European CanSat Competition – dodaje Mayer. Zawody tego typu organizowane są na całym świecie od końca lat 90. ubiegłego wieku. Bardzo często są sposobem na pierwszy kontakt ze światem międzynarodowych agencji kosmicznych.
Zależy nam na tym, by rakieta leciał jak najbardziej pionowo i nie zbaczała z toru lotu. W tej chwili mamy też problemy z ruchem obrotowym. To zdecydowanie niepożądany efekt – tłumaczy rozmówca – No, i chcielibyśmy, żeby rakieta wracała jak najbliżej miejsca startu, ale to już musimy zostawić sobie na przyszłość.