
REKLAMA
Kolejna polska premiera motoryzacyjna: luksusowy samochód Varsovia. Projektanci firmy Kadler z Radzymina postanowili nie tylko stworzyć od zera nową polską markę, ale od razu wypłynęli na głęboką wodę i rzucili rękawicę koncernom takim jak Mercedes – Maybach, Lincoln, Bentley, a nawet Rolls-Royce.
Inspirując się kształtami warszawskiej syrenki Sawy, projektanci Romana Kadlera narysowali dość odważną sylwetkę linii nadwozia najnowszej polskiej limuzyny segmentu F/F+. Postanowili napędzić krążownik silnikami elektrycznymi o imponujących osiągach, przy niewielkim wspomaganiu klasycznym silnikiem spalinowym. Polski samochód ma się rozpędzać do setki w 4-5 sekund, a zasięg przy wykorzystaniu obu jednostek napędowych ma wynieść około 850 km. Jak twierdzą pomysłodawcy wyliczenia zostały wykonane przez ekspertów jednej z polskich politechnik.
Twórcy czarują. „Spójrz głęboko w naturę i zaczniesz wszystko rozumieć lepiej” – brzmi dumnie cytowana na stronie wypowiedź Alberta Einsteina. Spojrzałem. Jednak w liczby, nie w naturę i odkryłem, że kapitał zakładowy firmy wynosi… 6,6 tysiąca złotych.
Co na to twórcy? Roman Kadler, właściciel studia w rozmowie z INN:Poland przestrzega jednak przed pochopnym ocenianiem ich pomysłu przez pryzmat udostępnianych liczb. Varsovia Motor Company posiada także utajniony kapitał uzyskany od 3 udziałowców.
– Nie chcę nic potwierdzać, ale nie zaprzeczam, że Bliski Wschód i kraje takie jak Arabia Saudyjska są jednymi z rynków, na które liczymy – dodaje szef nowo-rodzącej się marki.
Biorąc pod uwagę zakładane wyposażenie samochodu, autorzy projektu powinni mieć nadzieję na klientów z zamożnych krajów. Konkurencja za samochód tej klasy życzy sobie setki tysięcy złotych, a auta z dodatkowym wyposażeniem potrafią kosztować grubo ponad milion.
– Serce każe mi kibicować takim projektom, ale rozum podpowiada, że szanse na ich powodzenie są znikome – twierdzi dziennikarz motoryzacyjny Marek Wieruszewski, prowadzący program telewizyjny Motojazda – Garaż Motowizji, a także popularny kanał na YouTube „Marek Drives”.
– Arrinera [marka, która stworzyła pierwszy polski koncepcyjny super-samochód – przy. red.] dotychczas zaszła najdalej. Ma jeżdżący samochód, który już nie wygląda jakby składał go 5-latek. Projekt jest ciągle opóźniany, bo wymaga dopracowania. Zamiast aut drogowych najpierw pojawia się model na tor, itp. Ale OK, to ma być egzotyczne auto w limitowanej serii, coś dla kolekcjonerów. Nie musi nawet za dobrze jeździć. Byle było szybkie ze świateł – dodaje.
Faktycznie, polskich samochodów koncepcyjnych zapowiadających triumf naszego krajowego produktu na rynkach światowych widzieliśmy już sporo. Wieruszewski wspomina o projekcie „AK Syrena Meluzyna”, o którym było przez długi czas głośno, a po którego hucznym debiucie nagle wszystko ucichło.
– Parę miesięcy temu w FSO na Żeraniu była prezentacja... modelu w skali 1:5. Potem była rajdówka-składak na bazie Lancera Evo. Ale na pytania dotyczące choćby źródeł podzespołów do aut seryjnych AK nabrało wody w usta. To już lepsza Syrena z Kutna, która przynajmniej jest na częściach GM i jeździ – mówi Wieruszewski.
Varsovia Motor Company sprawia wrażenie, że podeszła do sprawy inaczej niż AK. Autorzy wydają się stawiać na luksus i funkcjonalność ich auta, a nie na sentymenty. Obiecują montaż „Interaktywnego SPA”. Najczęściej dotykane powierzchnie mają być wykonane z materiałów antyseptycznych, te narażone na brud właściwości hydrofobowe, a dodatkowo żaden element wnętrza nie będzie wykonany z tworzyw sztucznych. Prowadzący kanał „Marek Drives” studzi jednak emocje.
– Concept Varsovia to moim zdaniem kolejny taki projekt, który być może doczeka się jakiegoś jeżdżącego demo/prototypu, ale nawet przy ambitnym planie miliona samochodów elektrycznych na polskich drogach w ciągu 10 lat, nie wróżę mu sukcesu – ocenia. – Ten samochód, o ile w ogóle powstanie, będzie polski tylko z nazwy. W nowoczesnym samochodzie jest kilkadziesiąt tysięcy elementów. Wiele pewnie produkowanych w Polsce, ale dla innych koncernów. Można pozbierać takie elementy i złożyć z nich samochód – dodaje.
Bardziej optymistycznie na temat projektu wypowiada się Zachar Zawadzki, redaktor naczelny autocentrum.pl, największego, niezależnego portalu motoryzacyjnego w Polsce.
– Nie wątpię, że stać nas na produkcję małoseryjną, która odniesie sukces. Nie znam projektu na tyle, aby poważnie oceniać jego szansę na sukces, ale jeśli za taki uznamy nie tyle wyprodukowanie jeżdżącej wersji, co sprzedaż 50 produkcyjnych sztuk, to już jest bardzo ambitny cel – twierdzi.
Podobnie jak Wieruszewski, Zawadzki także ma wątpliwości co do niektórych elementów planu.
– Największe moje obawy wzbudzają parametry dynamiczne, bo przy deklarowanych osiągach 4-5s do setki wymagania od wszystkich podzespołów samochodu muszą być bardzo wysokie. To jak bieganie 10 km w porównaniu do biegania maratonu – tłumaczy. – I to i to jest bieganiem, ale czas i koszt przygotowania się do maratonu jest nieporównywalnie wyższy. Podobnie z autami - o ile wysoką moc da się osiągnąć korzystając z dostępnych na rynku silników elektrycznych, o tyle dalsze indywidualne zestrojenie samochodu wymaga już sporych nakładów finansowych – wyjaśnia.
A może jednak tym razem będzie inaczej? Roman Kadler zatrudnił do pracy nad tym projektem rzeszę wybitnych polskich współpracowników. Sam, w swoim CV może się pochwalić pracą w słynnych biurach projektowych takich jak Pininfarina czy General Motors. Wśród jego utytułowanych wpółpracowników warto zwrócić uwagę między innymi na Wojciecha Sierpowskiego, członka jury konkursu „Car of the Year”.
W rozmowie z Inn:Poland Kadler ujawnił, że Varsovia w postaci makiety 1:1 ma powstać już w przyszłym roku, a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planiem to za 24 miesiące powstanie pierwszy jeżdżący egzemplarz. Na początek planowana jest seria 50 samochodów, które być może ujrzymy na drogach już w 2018-2019 roku.
– Render samochodu może zrobić przeciętny grafik. Ale potem potrzebne są miliardy na R&D, produkcję, marketing – mówi Marek Wieruszewski. – Jest wiele marek, które odeszły w zapomnienie. Czasem bogate koncerny próbują je wskrzesić, oznaczając w ten sposób niektóre modele lub specjalne edycje. Ale Warszawa była na licencji radzieckiej Pobiedy, która z kolei była zainspirowana Oplem. Ten samochód nie ma nawet historii, którą można by dobrze sprzedać – kwituje z żalem dziennikarz.