Wyborcze zwycięstwo Emmanuela Macrona stało się faktem. Dla tych wszystkich, których przerażeniem napawała otwarta prorosyjska polityka jego konkurentki Marine Le Pen, mamy jednak złą wiadomość. Wiele wskazuje bowiem na to, że wybór francuskiego centrysty jest dla polskiego biznesu niewiele lepszym rozwiązaniem.
Emmanuel Macron to pierwszy prezydent w historii Francji, który zwyciężył mimo braku politycznego zaplecza. 39-latek został w ten sposób najmłodszą głową tego państwa w historii, detronizując w tej kategorii... Napoleona Bonaparte. Francuski prezydent nie zdążył jeszcze przekroczyć progu Pałacu Elizejskiego, a już wzbudza nad Wisłą mocno mieszane uczucia.
Macron w ostatnim czasie zasłynął oskarżeniem Polski o „dumping socjalny”. Jego zdaniem, zaniżanie standardów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej przyczynia się do odpływu miejsc pracy właśnie w tym, wygodniejszym dla pracodawców kierunku. Te obawy zmaterializowały się w trakcie kampanii. Kilka dni przed finałową turą wyborów Macron pojechał do Amiens, w którym Francuzi protestowali właśnie przeciwko przeniesieniu ich zakładu do Łodzi.
– Nie możemy tolerować kraju, który w Unii Europejskiej rozgrywa różnice kosztów społecznych (red. chodzi o koszty pracy ) i który narusza wszystkie zasady Unii – grzmiał Macron.
Antypolskie wycieczki przed wyborami nie były jednak dla przyszłego prezydenta Francji pierwszyzną. Wcześniej przyszły prezydent Francji zasłynął bowiem z wprowadzenia kontrowersyjnej ustawy nazwanej „prawem Macrona”. W jej myśl od 1 lipca 2016 roku zagraniczne firmy, które wykonują przewozy na terenie Francji muszą zapewnić swoim pracownikom minimalne wynagrodzenie, które nad Sekwaną wynosi 9,67 euro za godzinę pracy. Nie trzeba chyba dodawać, że dla polskich przedsiębiorstw transportowych, które wciąż na europejskim rynku konkurują za pomocą cen, wdrożenie tej inicjatywy jest katastrofą. – W tym momencie zdecydowaliśmy o wstrzymaniu transportów do Francji – powiedział wówczas prezes zarządu VIVE Transport, Grzegorz S. Woelke
Piotr Wołejko, ekspert z Pracodawców RP zauważa, że trend polegający na wprowadzaniu przepisów, które dyskryminują zagraniczną konkurencję, nie ogranicza się tylko do Francji.
– Przodują w takich praktykach Niemcy, Francja i Belgia. To one bowiem w szczególny sposób działają na rzecz nieprzestrzegania traktatowej swobody przepływu usług. Polskim przewoźnikom drogowym te trzy kraje kojarzą się z licznymi nowymi regulacjami prawnymi, które mają jeden cel – wyrugowanie ich z rynku – tłumaczy.
Innym groźnym z punktu widzenia Polski pomysłem Francuza jest zacieśnianie integracji w obrębie strefy euro. Eksperci wieszczą, że doprowadzi to do stworzenia „Unii dwóch prędkości”. Ziszczenie się takiego scenariusza spowodowałoby, że nasz kraj znalazłby się po tym rozdaniu w gronie państw, których głos zostałby zmarginalizowany.
– Macron chce dążyć do ścisłej integracji państw strefy euro, być może także do odrębnego jej budżetu. Taki krok najpewniej skutkowałby osłabieniem pozycji Polski, zmniejszeniem finansowania dla naszego kraju z budżetu UE. Jeśli zmniejszy się finansowanie na rozwój infrastruktury, osłabnie branża budowlana, a wraz z nią chociażby sektory zapewniające jej surowce oraz świadczące na jej rzecz usługi – komentuje dla INN:Poland Wołejko.
Ekspert zauważa również, że możliwość realizacji dalekosiężnych planów prezydenta-elekta zweryfikuje "III tura wyborów prezydenckich, czyli wybory parlamentarne". Zdaniem Wołejki dopiero znając wynik tych wyborów będzie można z większą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, które zapowiedzi z kampanii wyborczej Macrona są realne i możliwe do spełnienia.
O tym, że nad Wisłą, mimo wszystko, powinniśmy po niedzielnych wyborach odetchnąć z ulgą, przekonany jest za to Aleksander Łaszek z Forum Obywatelskiego Rozwoju.
– Przede wszystkim istotne jest to, że jego program jest lepszy dla gospodarki francuskiej i europejskiej, bo nie ma w nim katastrofalnej wizji wyjścia ze strefy euro. Tymczasem pomysły Le Pen (kandydatka Ruchu Narodowego chciała debatować nt. wyjścia z UE i strefy euro – przyp. red.), o ile zostałyby wdrożone w życie, bardzo podniosłyby niepewność co do przyszłości Francji, osłabiając wzrost gospodarczy nie tylko nad Sekwaną, ale i w całej Europie. Jeżeli Europa będzie się rozwijać szybciej, to Polska też na tym skorzysta – nie ma wątpliwości ekspert.