Wystarczył moment dekoncentracji, by zamiast zarobić prowizję od sprzedaży, trafić na skraj bankructwa. – Wiem, że historia brzmi nieprawdopodobnie, ale to wszystko niestety prawda – mówi w rozmowie z INN:Poland Arkadiusz Ankier, gdański przedsiębiorca. Urząd Skarbowy przywłaszczył jego pieniądze i dał mu do zrozumienia, że może się z nimi pożegnać.
Jak można pomylić się przy wysyłaniu przelewu na 200 tysięcy złotych? Wbrew pozorom łatwo. Arkadiusz Ankier jest właścicielem firmy zajmującej się indywidualnymi zamówieniami na samochody – kupuje i sprzedaje auta, więc podobne kwoty nie są czymś wyjątkowym. A pomyłka?
Kilka miesięcy temu kupił samochód od pewnej firmy. Transakcja przebiegła dwuetapowo, najpierw została przelana zaliczka, potem zaś reszta kwoty z faktury. Aby ułatwić sobie pracę, księgowa zapisała sobie ten przelew jako szablon płatności. Taką opcję daje praktycznie każdy system bankowy do obsługi konta. Reszta wynikła z pośpiechu.
– Pech chciał, że chwilę później kupowaliśmy auto od innej firmy, ale o bardzo podobnej nazwie. Mamy konto w Deutsche Banku, tam przelewy są księgowane go godziny 15. Tymczasem dosłownie za pięć trzecia zadzwoniła do mnie księgowa, że dostaliśmy przelew z zaliczką od klienta na poczet kupna samochodu. Poprosiłem ją, żeby od razu przelała je firmie, od której kupowaliśmy ten samochód. Zależało nam po prostu na sprawności działania – opowiada nam Arkadiusz Ankier.
Księgowa zrobiła przelew, ale po chwili zadzwoniła ponownie, żeby się upewnić, czy miała zrobić przelew do tej właśnie firmy. Niestety popełniła błąd, ale nie wszystko było stracone.
Wraz z szefem szybko udali się do banku, by uruchomić proces wstrzymywania przelewu. Każdy bank ma taką procedurę i nie jest ona niczym nadzwyczajnym.
– Niestety bank wykazał się dużą opieszałością, pracownicy nie byli świadomi tego, co mogą i powinni zrobić. Moja księgowa zadzwoniła nawet do Krajowej Izby Rozliczeniowej, żeby zapytać o instrukcje. Uzyskała informację, że nie ma najmniejszego problemu z zablokowaniem transakcji, wystarczyłby faks z takim poleceniem, wysłany z banku do KIR. Niestety nasz bank tego nie zrobił, do 17 rozmawialiśmy z dyrektorem, żeby wstrzymał ten przelew... Zostaliśmy zlekceważeni – wzdycha Ankier.
Próbowali nawet rozmawiać z pracownikami banku odbiorcy omyłkowego przelewu, ale było dla nich jasne, że w ten sposób nic nie zdziałają.
– W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że firma, do której poszedł przelew ma problemy z fiskusem, a jej konta są zajęte przez komornika. Poczułem się, jakbym dostał cegłą w głowę – mówi przedsiębiorca.
Wszystko to powiedział im szef firmy, do której przypadkowo zrobili przelew. Próbował nawet pomóc, zwaracając się do Urzędu z prośbą o odblokowanie środków w celu oddania przypadkowo otrzymanego przelewu. Niestety, bez rezultatu.
Arkadiusz Ankier wraz z księgową rozpoczęli wszelkie możliwe procedury prawne. Mają dokumenty potwierdzające, że już kilka minut po trzeciej byli w banku i prosili o wstrzymanie przelewu.
– Bank miał czas do czwartej, żeby przelew wstrzymać. Nie zrobił tego, ale mamy wszystko na piśmie. Rozpoczęły się więc batalie prawne, pisma krążyły między nami a Urzędem Skarbowym. Argumenty mojego mecenasa zostały zakwestionowane, urząd podjął dyskusję, którą mój prawnik obalił, bo użyli argumentów wyciągniętych chyba z kapelusza. Sprawa trafiła do Izby Skarbowej, która przyznała, że urzędnicy nie popisali się znajomością prawa i użyli przepisów w sposób błędny. Sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia. Urzędnicy wykazywali się nawet zrozumieniem, ale pani naczelnik urzędu skarbowego była i jest nieugięta. Dała nam do zrozumienia, że on tych pieniędzy nie odda – twierdzi Ankier.
Po odmowie oddania pieniędzy, zwrócił się o pomoc do sądu, czeka na wyznaczenie terminu rozprawy. Niestety nawet prawnik Arkadiusza Ankiera nie jest dobrej myśli, bo orzecznictwo Sądu Najwyższego w podobnych sprawach wskazuje na to, że mogą przegrać. Ostatnio rząd zapowiadał zmiany w prawie, by podobne sytuacje w urzędach skarbowych się nie zdarzały, ale nowe prawo – nawet jeśli zostanie uchwalone – w życie szybko nie wejdzie.
– Byłbym w stanie to zrozumieć, gdybym miał jakiekolwiek zobowiązania wobec tej firmy, fakturę, cokolwiek. A ja miałem z nią raz w życiu jedną transakcję, 4 miesiące wcześniej. Nie współpracowałem z nią, kupiłem od niej samochód. Jeśli przez błąd wysłałem pieniądze do jakiejś firmy, to jakim prawem urząd skarbowy ma mi je zabierać? To są kompletnie cudze pieniądze, to, co wyrabia Urząd Skarbowy to jest dla mnie absurd – podsumowuje Arkadiusz Ankier.
Urząd Skarbowy w Gdańsku odmawia komentarzy dziennikarzom. Tymczasem firma pana Arkadiusza znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Przedsiębiorca musiał uruchomić dodatkowy kredyt, nie wiadomo, czy uda mu się uratować firmę.