Naukowcy z Brytyjskiej Fundacji Żywienia wzięli pod lupę suplementy reklamowane jako cudowne remedium na piękno – skóry, włosów czy paznokci. I mimo dobrych chęci – i czasem pozytywnego wpływu witamin na ogólną kondycję – nie znaleźli ani śladu wskazującego na to, że specyfiki te poprawiają w jakimkolwiek stopniu nasz wygląd.
Suplementy „piękności” – czyli suplementy diety reklamowane jako środki sprawiające, że włosy są silniejsze, skóra gładsza, a paznokcie piękniejsze – w gruncie rzeczy poprawiają co najwyżej samopoczucie. Do takich wniosków prowadzą badania, jakich podjęli się naukowcy z British Nutrition Foundation.
Środki, których działanie analizowali badacze, najczęściej zawierały witaminy A, C, B2, B3, B7, a także cynk, jod, kolagen czy koenzym Q10. Dokładnie te same specyfiki można znaleźć w polskich sklepach lub e-sklepach, często okraszone chwytliwymi hasłami: „odpowiada za zdrowie i młody wygląd” albo „niesamowity związek, który dostarcza energię”. – Witaminy i minerały przynoszą pewne pozytywne skutki dla zdrowia – potwierdzają autorzy badań. – Ale nie ma żadnego dowodu, żeby czyniły cokolwiek dla skóry – pointują ponuro.
W szczególności ma to dotyczyć tych specyfików, które zawierały egzotyczne dodatki – typu ekstraktu z egzotycznych owoców, zielonej herbaty, kolagenu, oleju z ryb itp. Nie znaczy to, że tego typu suplementy szkodzą – bynajmniej, na układ trawienny mogą działać całkiem nieźle.
Problem w tym, że przeciętny preparat z półki, o której mowa, kosztuje od kilkunastu do stu, a w skrajnych przypadkach do kilkuset złotych. Cała ta branża w perspektywie najbliższych pięciu lat będzie wypracowywać około 7 miliardów dolarów rocznie. Zdaniem naukowców z BNF znacznie rozsądniej byłoby wydawać te pieniądze na zrównoważoną dietę oraz dbać o zdrowy styl życia. – Jest mnóstwo badań na temat starzenia się skóry, ale dowody na rzecz dobroczynnego działania nutraceutyków dla wyglądu skóry są obecnie tak mizerne, że nie można na ich podstawie wyciągać jakichkolwiek wniosków – kwitują cierpko badacze.