
REKLAMA
Dobroczyńca to włoski przedsiębiorca, Pietro Macchi. Po śmierci spłacił - jak widać, dosłownie i w przenośni - dług wdzięczności wobec 280 pracowników firmy Enoplastic z Bodio Lomnago w prowincji Varese w północnej części Włoch.
Wykonawcą woli Macchiego, który przed śmiercią w czerwcu ubiegłego roku skonsultował swoją odważną decyzję z rodziną, była jego żona. Wdowa skontaktowała się listownie z pracownikami, składając im życzenia z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku oraz dziękując im za ich wkład w rozwój firmy zmarłego męża.
Każdy z pracowników otrzymał premię wraz z wynagrodzeniem za grudzień. Jej wysokość zależała od stażu pracy. Nagroda pieniężna mieściła się w przedziale 2000-10000 euro. Część pracowników, które miała szczególne osiągnięcia, została nagrodzona jeszcze wyższą sumą. Przedsiębiorstwo, w którym po śmierci założyciela pracują obdarowani, produkuje i eksportuje do wielu krajów korki oraz etykiety do wina.
Hojny włoski pracodawca, znany z działalności charytatywnej, nie jest ewenementem w skali świata. W ostatnim czasie polskie i światowe media nagłośniły historie biznesmenów, którzy wypłacili wysokie premie swoim podwładnym.
Bohaterem jednego z opublikowanych w naszym serwisie tekstu był Donald Friese, amerykański przedsiębiorca, który po sprzedaży swojej firmy podzielił się z jej załogą uzyskaną sumą (1,3 mld USD). Nie wspominając już o głośnym przypadku Dana Price'a. Prezes The Gravity Payments zasłynął rezygnacją z milionowych zarobków i zrównaniem pensji swoim pracownikom do 70 tys. dolarów rocznie.
Zwolennikiem wypłacania jak najwyższych pensji swoim pracownikom jest też Jakub Bączek, o którego deklarowanej szczodrości również pisaliśmy w INNPoland. Jak wyznał na swoim profilu na Facebooku zawodowy coach i autor motywujących książek, „kocha wysokie przelewy dla swoich ludzi, bo wtedy wszyscy są szczęśliwi”.
źródło: Corriele della Sera
Napisz do autora: dawid.wojtowicz@innpoland.pl