Zaledwie 1,5 procent wszystkich wystawionych po 1 stycznia zwolnień lekarskich trafiło do ZUS poprzez specjalnie stworzony w tym celu system elektroniczny. Zdaniem lekarzy system, który miał im oszczędzić czasu i fatygi, przynosi odwrotne skutki. Nie chce się wierzyć, że z końcem 2017 r. znikną wszystkie zwolnienia w papierowej postaci.
157 341 zwolnień może wydawać się całkiem sporą liczbą. Gdyby nie fakt, że to jedynie niewielki odprysk 10 milionów wystawionych między 1 stycznia a 15 czerwca zwolnień w Polsce.
Lekarzom nie spieszy się z wykorzystywaniem możliwości systemu, który już za półtora roku ma zastąpić zwolnienia w papierowej formie. Najpoważniejszy problem w tym, że system w obecnej postaci jest... upierdliwy. Zwłaszcza dla lekarzy, bo ZUS nie ma na co narzekać.
- Lekarze w dobrej wierze traktują systemy informatyczne jako coś, co ma ułatwić im pracę. Wystawiając e-zwolnienia z poziomu gabinetu lekarskiego muszą wykonać kilka czynności, które wymagają czasu – tłumaczy dr Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie. Najpierw trzeba wejść na portal Zakładu, używając specjalnej platformy – tzw. Platformy Usług Elektronicznych. Ma ona jednak to do siebie, że trzeba zdobyć swój unikalny podpis. A jeśli platforma się zawiesi, albo sieć ma tendencję do zrywania połączenia... wypisywanie L4 może się ciągnąć w nieskończoność.
– System ZUS nie jest kompatybilny z systemami, w których funkcjonujemy w systemie ochrony zdrowia. Z aplikacji, w której wypełniamy dokumentację medyczną pacjenta i drukujemy na przykład recepty musimy wyjść, aby zalogować się do aplikacji ZUS – podkreśla Krajewski. –Prostsze w tej chwili jest wypisanie zwolnienia lekarskiego na papierze – kwituje.
Mało tego, w systemie są dane pacjentów (m.in. NIP i adresy wszystkich dotychczasowych miejsc zatrudnienia) i firm – ale nie wszystkich. Te, które zatrudniają poniżej pięciu osób, nie mają obowiązku wprowadzania informacji na swój temat do bazy Zakładu. Podobnie zresztą, jak pacjenci ubezpieczeni w KRUS.
Oczywiście, miało być inaczej. Pół roku temu urzędnicy ZUS zachwalali nowe rozwiązanie. - To ciekawa i dogodna, zarówno dla pracodawców, jak i pracowników aplikacja, w której poruszamy się intuicyjnie – mówiła rzeczniczka pomorskiego ZUS, Ewa Pancer. W założeniu można z niej korzystać zarówno w gabinecie, jak podczas wizyty w szpitalu lub domu pacjenta. Pacjent miał z głowy kombinowanie, jak w ciągu dni dostarczyć L4 do pracodawcy (nie mówiąc o tych, którzy pracują w dwóch miejscach pracy).
Oszczędności czasowe można – przynajmniej na razie – między bajki włożyć. Lekarze mają dla pacjenta średnio około dziesięciu minut, z wypisaniem recepty włącznie. Do tej pory wykonywali szybkie badania, a wypisanie L4 zlecali pielęgniarce. W systemie elektronicznym muszą wszystkiego dopilnować osobiście, dodatkowo wylogowując się z używanych w swoich gabinetach systemów, by zalogować się na Platformie Usług Elektronicznych.
E-medycyny uniknąć się nie da i nie należy nawet próbować jej unikać. Ale każdy, nawet wydawałoby się, błahy system musi być wdrażany z głową. Inaczej cała cyfrowa rewolucja w gabinetach lekarskich będzie, jak gonitwa psa za własnym ogonem.