Plac budowy nowej Hali Koszyki nie przypomina może Pompejów, ale – przy zachowaniu skali – dostarcza historykom wcale niemałych wrażeń. W połowie czerwca spod wierzchniej warstwy tynku wyłoniły się dwa szyldy – pierwszy, dwujęzyczny najwyraźniej stuletni; drugi to z kolei pamiątka po działającej w okresie międzywojennym spółdzielni. Ale to dopiero początek: przy okazji wartej dobre pół miliarda inwestycji Warszawa odzyskuje kawałek swojej historii.
„Towary gastronomiczne. Ryby, konserwy, marynaty” – w wersji po polsku i rosyjsku – oraz ozdobiony grafiką szyld Spółdzielni Przedstawicieli Handlowych NAWA: to nie jedyne ślady przeszłości, jakie udało się odnaleźć i zrekonstruować w Hali Koszyki. – Dopiero na zaawansowanym etapie prac odkryliśmy, że pierwotnym kolorem Hali Koszyki był zielony. I podjęliśmy decyzję wspólnie ze stołecznym konserwatorem zabytków, że chcemy żeby ten kolor tam był – podkreśla w rozmowie z INN:Poland Michał Świerczyński, prezes realizującej inwestycję spółki Hala Koszyki Grayson Investments.
Łamigłówkę sprowadzającą się do tego, jak połączyć historyczne elementy niegdysiejszego kompleksu Hali ze spełniającym współczesne wymogi bezpieczeństwa oraz atrakcyjności projektem, architekci i budowniczy nowych Koszyków muszą rozwiązywać niemal na co dzień. Zadanie nie jest bowiem łatwe – chodzi o to, by uratować to, co pozostało z przedwojennej zabudowy miasta, a jednocześnie nie tworzyć kolejnego muzeum lecz miejsce, które będzie atrakcyjne dla mieszkańców dzielnicy, tysięcy pracujących tu warszawiaków i tysięcy wędrujących po metropolii turystów.
Niewypał bombą zdemolowany
W połowie XIX w. handlowe serce Warszawy biło na placu Za Żelazną Bramą. Tamtejszy targ nie budził jednak ciepłych uczuć warszawiaków. „Zważywszy położenie jego w centrum miasta, zarażał powietrze szkodliwemi miazmami” - pisała jedna z ówczesnych gazet. „Sprzedawane tutaj li pod przykryciem nieba produkty spożywcze, wystawione na wszelkie zmiany powietrza mogą iście trujących nabrać pierwiastków” - utyskiwał redaktor.
Problem miały rozwiązać nowoczesne hale – i takie też powstały. To dzisiejsze Hale Mirowskie. Jednocześnie jednak urbaniści rozważali drugie kryte targowisko, dla południowo-zachodniej Warszawy – w tę stronę bowiem najdynamiczniej rozwijała się metropolia. Rozwiązaniem miała być hala targowa na terenie dawnego folwarku Koszyki. U progu XX wieku zapadły decyzje: wybrano projekt Juliusza Dzierżanowskiego, który miał być realizowany pod okiem twórcy Hal Mirowskich, Bolesława Milkowskiego.
Odwołujący się do modnej wówczas secesji projekt Dzierżanowskiego został ozdobiony detalami rzeźbiarskimi autorstwa Zygmunta Otto. Stalową, kratownicową konstrukcję wykonała firma Gostyńskiego, okucia i bramy – warsztat H. Zielezińskiego. Crème de la crème ówczesnego warszawskiego rzemiosła. W środku rozrzucono aż 226 stoisk, z czego największe dysponowały marmurową ladą (do handlu mięsem) lub basenami (dla żywych ryb). Wozy konne wjeżdżały osobną bramą na tyły obiektu. Do dziś zachowały się wnęki, przy których wiązano i pojono konie.
Dobre czasy dla Hali Koszyki nadeszły wraz z dwudziestoleciem międzywojennym. Handel rozkwitł, tym bardziej, że Hala spełniała ówczesne normy sanitarne. Gorzej z bezpieczeństwem. - To trudny obiekt, jak zresztą każdy stary budynek. Nie spełniał żadnych norm przeciwpożarowych czy BHP. Kratownica powstała ze stali odpadkowej, która nie nadawała się do użytku w carskiej armii. Miała dużą zawartość węgla, więc szybko korodowała, utleniała się – podkreśla Michał Świerczyński. Gdy w czasie II wojny światowej do środka wpadła bomba zapalająca, demolując stalowe kratownice, mogło się wydawać, że jego historia definitywnie dobiegła końca.
A jednak – to był dopiero początek. Po wojnie Halę przejęła WSS Społem, wkrótce wznowiono tu handel: w okresie PRL Koszyki tętniły życiem, choć stan budynku pozostawiał wiele do życzenia. Jednak po upadku kamienicy znów powiało – dosłownie i w przenośni – stęchlizną: Hala zaczęła pustoszeć, klientela zachłysnęła się otwieranymi dokoła hipermarketami. Na Koszyki zaglądało się po jakieś drobiazgi galanteryjne, do „1001 Drobiazgów” czy do legendarnego wówczas „Centrum Taniej Książki”. W połowie poprzedniej dekady obiekt został kupiony przez inwestora, który – mimo protestów mieszkańców, urzędu konserwatora zabytków i Towarzystwa Opieki nad Zabytkami – rozebrał znaczną część Hali i... na tym koniec. Zapowiedziana odbudowa nie ruszała, a w 2011 r. pozostałości Hali trafiły pod młotek.
Raj dla smakoszy
W 2012 roku Griffin Real Estate nabył Halę. - Prowadziliśmy tę inwestycję dwukrotnie dłużej niż zwykłą inwestycję komercyjną. To był prawie trzyletni dialog, dyskusje z konserwatorem zabytków, aby zachować to, co najbardziej cenne z substancji zabytkowej, genius loci tego miejsca – wspomina dziś Michał Świerczyński.
- Budowa tej Hali wymagała bardzo bacznego obserwowania sąsiednich budynków – uzupełnia. – dużo pracy i wysiłku poświęciliśmy na ich wzmocnienie i scalenie. Gdyby nie przedsięwzięte, we współpracy ze specjalistami, środki, prace mogłyby im zagrozić. Udało się jednak wszystko bezpiecznie zrealizować, bez żadnych spękań – kwituje.
Sztuka polegała jednak przede wszystkim na tym, by jednocześnie przywrócić historyczną postać obiektu, a zarazem nadać mu nowoczesną postać i funkcjonalność. - Pomysł zrodził się z inspiracji rewitalizacją innych takich hal targowych w Europie, które stały się miejscami publicznymi, otwartymi dla wszystkich ludzi. Wprowadzamy funkcje publiczne – biura, uzupełnione funkcjami adresowanymi do lokalnej społeczności. Można będzie tu chodzić na zakupy, ale też wpadać coś zjeść, załatwić sprawunki – zapowiada prezes Hala Koszyki Grayson Investments.
Na hektarze powierzchni dawnej Hali Koszyki powstaje wielki kompleks: 6 tysięcy m kw. powierzchni handlowo-usługowej plus 15 tys. m kw. powierzchni biurowej. Pierwsza znajdzie się w zrekonstruowanej części Hali i oficynach bramnych; druga – w trzech biurowcach klasy A, które wyrosły ponad kompleksem. Pod nową Halą będą też dwupoziomowe podziemia: na pierwszym poziomie supermarket, na drugim parkingi na dwieście aut i niemal setkę rowerów oraz rampy dla samochodów z zaopatrzeniem dla około pięćdziesięciu lokali gastronomicznych. W centrum kompleksu jest 600-metrowy plac miejski.
To dopiero początek
Nowa Hala Koszyki będzie rajem dla smakoszy. Prezes Świerczyński zapowiada, że przeszklona główna część dawnej-nowej Hali będzie siedzibą niezliczonych „kuchni świata”, restauracji mniejszych i większych, a także sklepów, których będzie można kupić zdrową żywność i produkty używane w sąsiednich restauracjach. Na górującej nad tym kompleksem kulinarnym antresoli będzie akademia kulinarna, a w jednym z zakątków kompleksu – rozległa księgarnia.
Jak przekonują twórcy nowego oblicza Hali: to nie będzie miejsce handlu, raczej miejsce spotkań i kawał historii w jednym. - Od początku rozumieliśmy, że trzeba wyeksponować Halę w jej historycznej kubaturze i obrysie, z zachowanymi historycznymi elementami – mówi Świerczyński. Dlatego wszystkie uratowane elementy – od oficyn bramnych, przez płytki na ścianach, płaskorzeźby, neon „Koszyki” z lat 60. aż po odkryte właśnie szyldy – zostaną zachowane.
Wartość inwestycji wyniesie kilkaset milionów złotych -– informuje prezes Świerczyński. Cóż, takie są koszty rewitalizacji zabytkowych obiektów. Przykładowo, poznański Stary Browar został przywrócony do życia kosztem – szacunkowo – 130 milionów euro (ok. 550 mln zł). Centrum Praskie Koneser wraca do życia jako kompleks obiektów mieszkalnych, biurowych i kulturalno-rozrywkowych za, bagatela, 460 mln złotych.