Polska żywność jest hitem w Europie. Konsumenci za granicą chwalą nasze produkty za ich jakość i cenę. Nic dziwnego, że raz po raz spotyka się z bojkotem, najczęściej w postaci niczym niepodpartego, negatywnego PR-u. Po mięsie i warzywach, przyszła kolej na polskie jaja. Czesi odesłali ich do Polski już ponad 600 tys. Oskarżają Polaków m.in. o dumping.
Józef Kaczała ma fermę drobiu w Sokołowicach pod Wrocławiem. Jeszcze niedawno eksportował jaja do Czech. Tak komentuje informacje wysyłane w świat przez naszych południowych sąsiadów. – Nieprawda. To oni strasznie zaniżają ceny naszych jaj, nie chcą ich od nas kupować. Po prostu nieprzychylnie patrzą na polskie towary, szukaja niepotrzebnych scysji – mówi Józef Kaczała w rozmowie z INN:Poland.
– Handlowałem z nimi, ale już nie będę. I tak sprzedawałem im poniżej kosztów. Ale teraz chcą kupować najtaniej w Europie, 11 groszy za jajko. By sprzedaż mi się opłacała, cena powinna wynosić 28 groszy. W Polsce sprzedaję jaja za 14 (klasa M) i 18 groszy (klasa L) – tłumaczy Kaczała.
13 lipca czeski minister rolnictwa zakwestionował jakość jaj z Polski. Wytoczył poważne oskarżenia w kierunku polskich producentów, oskarżając ich o dumping cenowy. Zarzucił im też wprowadzanie czeskich konsumentów w błąd co do kraju pochodzenia jaj, które polscy farmerzy eksportowali za naszą południową granicę. Czesi odesłali do Polski 160 tys. jaj, ponieważ „niektóre z nich nie były oznaczone”. Wcześniej odesłano 500 tys. polskich jaj.
Problem jest jeden: nadprodukcja jaj w Europie, która ma miejsce na całym kontynencie. – Oskarżenia Czechów to historie wyssane z palca. Nie sprzedajemy jaj po cenach dumpingowych. My chcemy zarabiać, a nie tracić. Jaja od największych producentów podlegają w Polsce rygorystycznym kontrolom i jako Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz nie dopuszczamy działania poza prawem – komentuje w rozmowie z INN:Poland Rafał Ratajczak, prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz, zrzeszającej największych polskich producentów jaj.
– Oczywiście, nie jestem w stanie odpowiadać za wszystkich producentów w Polsce. Niewykluczone, że ktoś coś zrobił na pograniczu prawa, ale z pewnością jest niemożliwe, by nieprawidłowości dotyczyły ogromną większość polskich producentów i to tych największych. Bardzo fajnie odpowiedziało Czechom polskie Ministerstwo Rolnictwa: jeśli jest problem, sprawdźmy to wspólnie, zamiast wysyłać bezpodstawne oskarżenia – dodaje Ratajczak.
– Polska jest bardzo dużym eksporterem jaj w Europie, a Czesi chcą po prostu chronić swoich producentów. Mają mały rynek, kilkudziesięciu producentów i po prostu chcą się bronić – mówi prezes KIPDiP.
– Nasze rolnictwo znakomicie poradziło sobie w Unii Europejskiej. Najlepszym przykładem jest produkcja mięsa drobiowego. W 2004 roku produkowaliśmy 800 tys. ton, teraz 2,5 mln ton. Tak samo jest z jajkami – dodaje Ratajczak.
To nie pierwszy przypadek bojkotu przez Czechów polskiej żywności. Eksport polskiej żywności rozwijał się w najlepsze w Unii Europejskiej. Sprzedaż mięsa i podrobów do Czech wzrosła o 50 proc. w ciągu pięciu lat, a prawdziwe rekordy biły kawa, herbata i przyprawy – ponad trzykrotny wzrost sprzedaży. Wtedy Czesi przeprowadzili na nią nagonkę. W 2015 roku gazeta „Lidove Noviny” w niewybredny sposób podsumowała jedną z polskich kampanii promocyjnych, pisząc, że polska żywność w Czechach jest zła, a dobra jedzie do Niemiec – informował Puls Biznesu.
Wcześniej Andrej Babiš, minister finansów Czech i przedsiębiorca słowackiego pochodzenia, odmówił zjedzenia polskiej kiełbasy podczas programu telewizyjnego, mówiąc „nie jem tego waszego gówna”.
Negatywne, niczym nieuzasadnione stereotypy o polskiej żywności, krążyły też m.in. w Danii. Sprawę popularnej sieci dyskontów Netto opisał tamtejszy dziennik Politiken. Kiedy sieć chciała włączyć do sprzedaży polskie warzywa czy mięso, wzburzyło to jej klientów, którzy zaprotestowali przeciwko sprzedaży. Duńczycy mówili, że polskie warzywa zawierają pestycydy i są trujące, a produkcja mięsa nie podlega kontroli i stanowi to zagrożenie dla zdrowia.