W 2015 roku po raz pierwszy od początku lat 90. Polska miała dodatni bilans handlowy. To znaczy więcej eksportowaliśmy niż importowaliśmy. Za tym sukcesem stoją tysiące mniejszych i większych polskich firm. Największym odbiorcą naszych produktów są Niemcy, dalej Wielka Brytania, Czechy, Francja i Włochy. Spróbowaliśmy znaleźć, które z naszych marek są najbardziej rozpoznawalne za granicą, w konkretnych europejskich krajach.
Zapytani przez INN:Poland eksperci wśród marek, które odniosły sukces za granicą, jednym tchem wymieniają Solarisa, Pesę, LPP, Inglota.
– Każda marka jest obietnicą. Generalnie ludzie kupują te produkty, które są znane i kochane – mówi w rozmowie z INN:Poland Jacek Kotarbiński, guru marketingu i autor m.in. „Sztuki Rynkologii”.
– Ale mam z polskimi markami problem. Bo wśród tych, które odnoszą sukces za granicą, żadna z nie korzysta z atrybutu "polskości". Nie tyle w sensie komunikacji, ile kojarzenia. Nie ma znaczenia, jaki znak przedsiębiorca przyklei do swojego produktu. Ważne jest to, czy klient będzie tego chciał. A będzie tego chciał, owa „polskość”, będzie miała dla niego konkretne znaczenie. A poza niektórymi niszami rynkowymi, atrybut „polskości” za granicą, nie jest postrzegany jako szczególnie wartościowy – kończy.
Ale są wyjątki. Marką, która, choć nawiązuje do nazwy naszego kraju, a podbiła inny rynek, jest Prins Póló. Tak nazywa się Prince Polo na Islandii. Jest tam najpopularniejszym wafelkiem, a każdy mieszkaniec wyspy zjada rocznie pół kilograma naszego produktu. Choć jeszcze w latach 70. spożycie było dwa razy większe.
Jak widać, polskie firmy potrafią odnieść sukces, nawet pomimo tego, że "polskość" nie jest dla klienta wartością dodaną.