Oto gotowanie na miarę XXI wieku: zestawy, jak dla kosmonautów, ale składniki świeże, jakby rankiem zrywane z krzaka. Wszystko przygotowane do gotowania, co oszczędza czasu i pracy, ale nie odbiera radości samego przyrządzania potrawy. Tak w swoim raporcie firma Mintel opisuje nasze nowe zwyczaje żywieniowe.
Meal kit bierze Zachód szturmem – taki wniosek wynika z ostatniego raportu specjalizującej się w rynku żywności firmy badawczej Mintel. W ubiegłym roku rynki tego typu produktów po obu stronach Atlantyku rosły po dobre kilkadziesiąt procent. „Zestawy meal kits to świetny przykład na nowy trend wśród producentów gotowego jedzenia. Produkty, które jednocześnie dostarczają wskazówek co do tego, jak z nich coś ugotować, mają swój urok dla mniej pewnych siebie domowych kucharzy” – piszą autorzy raportu.
W Stanach wartość rynku takich zestawów szacowana jest na miliard dolarów. Ale i w Europie nie będzie wiele mniejsza. Według Mintela 72 proc. Włochów, 67 proc. Hiszpanów czy 64 proc. Niemców już próbowało meal kit, m.in. w popularnej nad Renem sieci HelloFresh. Ba, w Polsce odsetek osób, które miały do czynienia z „na poły gotowymi potrawami”, sięga 65 proc., a firmy takie jak Cook Like That czy KucharzSam.pl (działające na rynku warszawskim od dwóch lat) stopniowo zdobywają klientelę.
Eksperci Mintela odnotowują też inny trend: zamiłowanie do coraz większej palety barw. Dodajmy też: im bardziej niecodziennych, tym lepiej. Podręcznikowym przykładem mogłoby być hiszpańskie wino Gik o błękitnej barwie, o którym pisaliśmy już na stronach INN:Poland, dla złośliwych: niemalże fetysz dla użytkowników Instagrama. O ironio, barwa ma być wyrafinowana, ale barwniki – jakich oczekują konsumenci – powinny pochodzić z naturalnych komponentów.
Nie jedyna to moda w segmencie napojów. Według informacji Mintela, producenci herbaty wymyślili nowy sposób na odwrócenie spadającego trendu (o zgrozo, nawet na Wyspach sprzedaż herbaty spadła o jedną piątą w ciągu ledwie pięciu lat). Ma nim być herbata w... kapsułkach – kalka pomysłu, który rozbudził modę na poranną kawę z ekspresu. Nad Wisłą swoje produkty tego typu mają już wszyscy czołowi gracze, np. Tchibo czy Nestle i można śmiało przyjmować, że wkrótce liczba konsumentów sięgnie poziomu notowanego na innych rynkach europejskich: od 15 do 30 proc.
Pytanie tylko, czy za kilka lub kilkanaście lat w ogóle będziemy jedli tak, jak dziś. Tradycyjna triada – śniadanie, obiad, kolacja – wydaje się odchodzić w przeszłość, a posiłki zastępuje przegryzanie (snacking). Przekąski to dziś nieco mętne pojęcie, bo nie chodzi wyłącznie o baton zjedzony w poczuciu wstydu przed naruszaniem diety. Snacking to dziś imponujący wachlarz skromnych (ilościowo) mini-potraw, które pochłaniamy, by zabić pojawiające się poczucie głodu, czasem też z nudów lub dla zniwelowania odczuwanego stresu.
Przekąszanie jest powszechnym zajęciem Amerykanów: 94 proc. z nich przyznaje się do przynajmniej jednego snacka dziennie. Odpytywani przez Mintela millenialsi robią to jeszcze częściej, co czwarty twierdzi, że przekąski pochłania... cztery razy dziennie. Przy czym snack za Atlantykiem, a snack nad Wisłą to zupełnie odmienne rzeczy: jeśli ten drugi jest w Polsce kojarzony z czipsami czy słonymi chrupkami, np. produkowanymi przez Lajkonika, to w USA snack oznacza np. zestaw gotowe jajko + podsmażone warzywa + kawałeczek mięsa.
– Pomyślcie o millenialsach jako o zadłużonym pokoleniu, które opuszcza koledż i nie w stanie np. podróżować tak, jak poprzednicy – próbuje obrazowo opisać Scott Svihula, amerykański konsultant ds. żywności. – Ich odmienne doświadczenia kulturowe wyrażają się z odmiennych zakupach jedzenia i napojów – podsumowuje. Przyszłość?...