Gdy zaczęły się wakacje, Szkoła Podstawowa nr 55 w Gdańsku opustoszała. Nie do końca jednak: w murach placówki pozostała dyrektor szkoły wraz ze swoją główną księgową. Wspólnie odkryły przerażającą prawdę.
Dyrektor Bożena Tempska zapewne nie mogła uwierzyć własnym oczom: ze szkolnego budżetu regularnie znikały pieniądze. Do ostatnich dni lipca podejrzane transakcje mogły urosnąć do kwoty nawet 370 tysięcy złotych. Placówka zaalarmowała organ prowadzący, zawiadomiono prokuraturę, a podejrzana pracownica księgowości natychmiast wyleciała na bruk.
Ba, sprawę skomentował nawet gdański ratusz. – Jestem głęboko poruszony sytuacją, która miała miejsce – podkreślał zastępca prezydenta miasta, Piotr Kowalczuk. – Dzięki szybkiej i zdecydowanej reakcji dyrektor szkoły udało się wykryć nieprawidłowości w dysponowaniu środkami publicznymi przez pracownicę księgowości. Uruchomiliśmy już niezbędne kontrole finansowe – zapewniał.
Jubileusz 30 lat pracy. Co roku
Problem w tym, że prawdopodobna defraudacja środków wyszła na jaw, bo oszustka przeholowała. Podobnie zresztą, jak księgowa zatrzymana kilka lat temu w gminie Wołów – jej udało się w ciągu zaledwie trzech miesięcy „wyprowadzić” z firmy, w której pracowała, około miliona złotych. A wpadła tuż po tym, jak wysłała na konto swojego wspólnika (jednego z trójki) przelew wysokości 40 tysięcy złotych.
Z reguły oszuści bywają nieco ostrożniejsi. Tak, jak choćby pracownica z Urzędu Gminy w Żarnowie. Ona „dorabiała” sobie do pensji regularnymi przelewami z kasy zapomogowo-pożyczkowej macierzystej instytucji – i to przez pięć lat. Zdołała w ten sposób uciułać dokładnie 213 212 złotych, czyli średnio jakieś 3500-3600 złotych miesięcznie. Zresztą i tak można by powiedzieć: była powściągliwa. Główna księgowa Biura Obsługi Szkół w Cisnej działała w ten sposób przez sześć lat: przerzucając pieniądze między kontami, podrabiając i modyfikując dokumentację księgową. Wyszło w sumie ponad 470 tysięcy złotych.
Ostatni przypadek jest o tyle charakterystyczny, że wiele o nim wiadomo. Oszustka wykorzystywała fakt, że Biuro zajmowało się zarówno szkołą, jak i schroniskami młodzieżowymi. Dokonywała przelewów na własne konto, podrabiając podpisy i modyfikując zlecenia przelewów. Ba, regularnie wypłacała sobie nagrodę jubileuszową za trzydzieści lat pracy (choć ta bynajmniej jej nie przysługiwała), bywało, że pensję „puściła” sobie dwa razy w ciągu miesiąca. Na jej rachunek wpadały też kwoty z tytułu rzekomych pożyczek mieszkaniowych, remontowych i budowlanych. Cóż, zawsze jakieś odsetki.
Jakby tego było mało, jej „inżynieria finansowa” doprowadziła do zadłużenia Biura w ZUS liczonego – prawda, wraz z odsetkami – na 673 tys. zł.
Nadmiar zaufania budzi pokusę
Oczywiście, wyprowadzenie pieniędzy z firmy nie jest przestępstwem ani powszechnym, ani łatwym. Staje się jednak banalnie proste, jeżeli kierownictwo firmy lub instytucji nie jest w stanie dopilnować stanu swoich finansów. – Niestety, tak w przypadku szkoły w Gdańsku, jak i przedsiębiorstwa, jeżeli nadzór nad działaniami głównego księgowego jest sprawowany w sposób prawidłowy, do takiej sytuacji nie ma prawa dojść – mówi INN:Poland Małgorzata Szczepańska, rzeczniczka Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. – Rzadko zdarza się, żeby księgowe samodzielnie podpisywały wszystkie dyspozycje – dodaje.
W standardowych okolicznościach księgowa jest jedynie wykonawcą pewnych – zaakceptowanych przez menedżerów firmy czy instytucji – poleceń. Faktura powinna zostać opisana, przyjęta pod względem merytorycznym, kierownik sprawdza, czy opłacona fakturą praca została wykonana. W niedużych firmach znikanie gotówki, zwłaszcza w systematyczny sposób lub na duże kwoty, nie powinno pozostać niezauważone.
A jednak. – Nadmiar zaufania – wyjaśnia krótko Małgorzata Szczepańska. – Nadmiar zaufania budzi pokusę, i to nie tylko wśród księgowych – dorzuca. Na dodatek, mści się też brak uwagi i choćby podstawowych kompetencji z zakresu księgowości – bo rzadko bywa tak, jak w Wołowie, gdzie pieniądze lądowały prosto na kontach znajomych sprawczyni. Najczęściej przestępstwa księgowe są maskowane, np. „podciągane” pod jakieś zamówienie lub roboty.
300? Wydawało mi się, że to było 100 tysięcy...
A to kierownik jednostki odpowiada za finansowanie – napomina rzeczniczka Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. W dużych firmach menedżera mogą wyręczyć, i często to robią, audytorzy. W małych proceder może być początkowo niezauważalny. – Ale żeby to kontrolować, trzeba się choć trochę znać – podkreśla Szczepańska. – Tymczasem np. kierownika szkoły, prawda – pedagoga – zwalnia się z konieczności posiadania podstawowej wiedzy na temat finansów – mówi.
W efekcie uwadze umykają nie tylko przestępstwa, ale i błędy będące skutkiem nieznajomości jakiejś dziedziny rachunkowości czy złej interpretacji jakiegoś przepisu. – Wkraczamy na trudny teren, bo wymagamy od ludzi, żeby mieli choćby podstawową wiedzę o finansach. A o to dosyć trudno, czasem nawet wśród przedsiębiorców – wzdycha pani rzecznik.
Sytuację utrudnia dodatkowo fakt, że o księgowych w Polsce niewiele wiadomo. Stowarzyszenie Księgowych w Polsce nie dysponuje nawet statystyką szacującą liczbę osób pracujących w tym zawodzie. Małgorzata Szczepańska mówi o 400, a nawet 600 tysiącach osób, ale to tylko spekulacje. Księgowością zajmują się osoby bez żadnych uprawnień, jedynie w przypadku jednostek finansów publicznych ustawodawca domaga się, by główny księgowy odpowiadał pewnym określonym warunkom. Znamienne, że kiedy przeszło dekadę temu przyłapano pewną księgową na defraudacji około 300 tysięcy złotych, ta powiedziała w pierwszej chwili: „aż 300 tysięcy?... Wydawało mi się, że to było sto”.
Tym trudniej o statystyki przestępstw księgowych i ich sprawców, co zmieni być może dopiero pełna implementacja scentralizowanego rejestru wyroków i spraw sądowych. Póki co, warto może jednak zerknąć we własne papiery. Nie z braku zaufania, ale żeby spać spokojniej.