Banki zmierzają w tym samym kierunku, co klienci: chcą zyskać. Frankowicze, zaciągając kredyty w szwajcarskiej walucie, również pokusili się o spekulację walutową – mówi w rozmowie z INN:Poland Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
„Trujące banki”, „chciwi bankierzy”, „bankowe lobby”. Klimat wokół banków w Polsce mocno się chyba w ostatnich latach pogorszył?
W ogólnym odbiorze, oczywiście, pogorszył się i to nie tylko w Polsce. Ale proszę wziąć pod uwagę, że na kilkaset miejsc dla stażystów w bankach takich, jak Goldman Sachs, zgłasza się ponad pół miliona młodych ludzi z całego świata. A to oznacza, że wciąż są to instytucje atrakcyjne, przynajmniej dla niektórych. Ale tak – z całą pewnością klimat wokół banków jest gorszy niż kilka lat temu, czy przed kryzysem.
Jest coś na rzeczy? Banki przegięły, np. z frankowiczami?
W przypadku frankowiczów nie mam jednoznacznej opinii, wyjąwszy spready. W tym przypadku całkowicie zgadzam się, że banki wykorzystały możliwości manipulowania przy różnicach kursowych po to, by maksymalnie „przycinać” klientów.
To zresztą nie jedyna taka praktyka w polskich bankach. Trudno i aprobatę dla praktyki, polegającej na wprowadzaniu w umowach zmian niekorzystnych dla klientów, informując ich o tym w przysyłanych mejlowo, bądź pocztą, obszernych aneksach, których z reguły nikt nie czyta. A potem klienci boleśnie przekonują się o zmianach, najczęściej sprowadzających się do większego obciążenia ich kosztami usług bankowych. Tego, rzecz jasna, też nie popieram.
Gdyby chodziło tylko o to... Generalnie w każdej inicjatywie banków skłonni jesteśmy doszukiwać się jakichś paskudnych intencji. A banki na to: nie jesteśmy instytucją charytatywną.
Bo tak właśnie jest, banki nie są instytucją charytatywną. Więc po pierwsze, taka działalność jest zrozumiała, a po drugie – np. gdy chodzi o zwiększanie obciążenia klientów kosztami usług – to reakcja na obciążenia nakładane na sektor bankowy przez ustawodawcę, przez polityków. Wtedy szuka się możliwości przerzucenia kosztów – w innym przypadku obciążą one bank – na klientów. To jest proces dosyć logiczny, stosowany nie tylko w bankowości.
Powtórzmy: cokolwiek zostanie narzucone bankom...
...spadnie na klientów. Naturalnie.
Ale klienci też mają swoje metody, by wywierać presję na bankach. Weźmy pomysły frankowiczów: czarne listy, apel o przenoszenie depozytów, obywatelskie nieposłuszeństwo przy spłacie rat. Czy takie działania mogą realnie zaszkodzić bankom?
Moim zdaniem, w znikomym stopniu. Ta akcja jest akcją środowiskową. Proszę pamiętać, że są wyniki badań poparcia dla frankowiczów – i według nich, jest to jakaś niewielka grupa osób, nie ciesząca się poparciem reszty. Problem frankowiczów jest problemem lokalnym, nie dotyczy większości konsumentów usług bankowych. Sądzę, że nawet jeśli to środowisko będzie konsekwentnie wzywać do bojkotu, spotka się z niewielkim odzewem.
Cóż, rzeczywiście, zdarza się, że historie frankowiczów są komentowane tak: przecież oni, zdając się na kursy walut, musieli liczyć się z ryzykiem. W gruncie rzeczy: spekulowali. Na takim kredycie zatem można było zyskać...
Naturalnie, że tak. Zresztą, problem frankowiczów to nie jest problem ekonomiczny, to problem polityczny. Nie stwarza realnego niebezpieczeństwa, że w portfelach polskich banków w jakiś wyjątkowy sposób zwiększy się liczba zagrożonych kredytów...
„Chcemy uświadomić bankierom, akcjonariuszom i klientom, że katastrofa całego systemu może nastąpić z powodu obrony zaledwie kilku banków, które mają najwięcej takich kredytów” - tak mówił ostatnio jeden z liderów środowiska frankowiczów...
Doskonale pan wie, że kredyty są obsługiwane bardzo regularnie i dobrze. Natomiast – co przyznają zarówno obecny, jak i były prezes NBP – problem jest polityczny: zaciągnięto pewne polityczne zobowiązania i one muszą zostać zrealizowane. Tak uważają politycy. Jednocześnie następuje proces otrzeźwienia: od maksymalnych obietnic związanych z bardzo wysokimi kosztami, z destabilizacją systemu bankowego, dochodzimy do jakichś bardziej racjonalnych propozycji.
No dobrze, ale czy państwo nie powinno stawać po stronie – przynajmniej pozornie słabszego – klienta?
Jeżeli pyta pan w kontekście kredytów we frankach, to doszło do zaniedbań ze strony państwa. Ograniczenia powinny zostać wprowadzone znacznie wcześniej – i to przez regulatora, nie polityków. Wystarczyłoby zwiększyć wymogi kapitałowe związane z przyznawaniem i posiadaniem w portfelu takich kredytów, żeby znacząco zmniejszyć popyt na tego rodzaju „produkty”.