Ekspertom opadały ręce, gdy czytali projekt nowej unijnej dyrektywy, która jest przygotowywana przez Komisję Europejską.
Ekspertom opadały ręce, gdy czytali projekt nowej unijnej dyrektywy, która jest przygotowywana przez Komisję Europejską. Fot. Pixabay
Reklama.
Powstająca w Brukseli dyrektywa ma zastąpić obowiązujące przepisy, które – umownie – pochodzą jeszcze sprzed czasów Google, YouTube czy Facebooka. W polskich mediach pojawiła się już plotka, że częścią nowego prawa będzie ograniczenie tzw. prawa panoramy czy „wolności panoramy”.
Będziemy oponować
W Polsce prawo panoramy pozwala fotografować wszystkie znajdujące się w przestrzeni publicznej obiekty: budynki, rzeźby, graffitti, prywatne domy (o ile w tym ostatnim przypadku nie dochodzi do naruszenia prywatności). Zgodnie z naszymi przepisami nie ma też różnicy czy obiekt jest fotografowany w celach komercyjnych czy prywatnych, choćby na pamiątkę; czy na internetowego bloga czy do wysokonakładowej gazety.
Ale to nie znaczy, że to samo prawo panoramy obowiązuje w całej UE. Podobne regulacje znajdziemy tylko w dziesięciu innych krajach Unii – Czechach, Słowacji, Węgrzech, Niemczech, Chorwacji, Hiszpanii, Irlandii, Portugalii, Holandii i Wielkiej Brytanii. W Islandii i Słowenii swoboda fotografowania jest możliwa wyłącznie w celach niekomercyjnych, w Finlandii, Danii i Norwegii – chcąc utrwalić np. jakąś współczesną rzeźbę – należy uzyskać zgodę twórcy. We Francji, Belgii, Włoszech, Grecji i Szwecji wolności panoramy nie ma w ogóle. Wieża Eiffla? Oczywiście – byle nie w nocy, bo wówczas iluminacja obiektu pozwala wystąpić z roszczeniem od jej twórcy.
logo
Wieżę Eiffla bezpieczniej fotografować w ciągu dnia, w nocy może się skończyć pozwem od twórcy kreacji. Fot. Pixabay
Potencjalna dyrektywa ma ustandardyzować rozmaite przepisy na terenie całej UE. Problem w tym, że – zgodnie ze spekulacjami mediów – stałoby się to kosztem zaostrzenia przepisów w krajach najbardziej liberalnych (a więc i w Polsce) oraz złagodzenia w tych, gdzie prawo jest najbardziej rygorystyczne.
Tego polski rząd jednak nie przełknie. – W Polsce ten wyjątek ukształtowany bardzo szeroko. Każdy może sobie robić zdjęcia budynków czy rzeźb w przestrzeni publicznej i wykorzystywać je zarówno komercyjnie, jak i niekomercyjnie. Sprawa ta nie budzi u nas żadnych kontrowersji. Jeżeli w UE pojawią się pomysły zawężenia tego wyjątku, to będziemy przeciwko temu oponować – komentował dyrektor departamentu własności intelektualnej i mediów ministerstwa kultury.
TO jest znacznie gorsze niż przewidywaliśmy
Problem w tym, że prawo panoramy to dopiero początek długiej listy proponowanych zmian – jak przekonani są internetowi aktywiści, inspirowanych przez wielkie media. Jak wynika z fragmentów projektu dyrektywy, jakie wczoraj przeciekły do sieci, wśród proponowanych zmian poczesne miejsce ma możliwość narzucania przez gigantów branży wydawniczej opłat w sytuacji, gdy wycinek wykorzystanego tekstu znajdzie się w hiperlinku (tzw. Link Tax). Link Tax budzi kontrowersje już od dłuższego czasu – w sieci zrodziła się nawet kampania Save the Link, optująca za zaniechaniem wprowadzenia tych przepisów. Online dołączyło do niej niemal 100 tysięcy osób.
logo
Aktywiści zarzucają Komisji Europejskiej, że przygotowała projekt dyrektywy pod dyktando wielkich wydawnictw. Fot. Pixabay
– Spodziewaliśmy się czegoś złego, ale TO jest znacznie gorsze niż przewidywaliśmy – skwitowała krótko przeciek ekspertka organizacji OpenMedia, która zorganizowała kampanię Save the Link, Ruth Coustick-Deal. – Jeśli te zmiany zostaną wprowadzone, dramatycznie ograniczą to, jak obywatele UE mogą dzielić się informacjami i online zdobywać do nich dostęp. Bez linków, które kierują nas po sieci, kontent, do którego będziemy chcieli dotrzeć, pozostanie zamknięty – dodawała.
To zresztą dopiero początek krytycznych uwag ekspertów. Jednolity Rynek Cyfrowy, według propozycji Komisji Europejskiej, to plan skonstruowany pod dyktando rynku wydawniczego – lamentują. W tekście, który przeciekł z biur w Brukseli, nie ma mowy o jakiejkolwiek ochronie praw konsumentów, choćby w zakresie wspomnianej wolności panoramy. „Pośrednicy”, czyli agregatory tekstów, będą musieli negocjować licencje z posiadaczami praw, będą też zmuszeni do filtrowania i monitorowania kontentu wytwarzanego przez użytkowników – co z kolei całkowicie zmienia charakter obowiązujących wciąż przepisów dyrektywy InfoSoc z 2001 r., która zwalniała pośredników z odpowiedzialności za „akty komunikacji użytkowników z opinią publiczną”.
Mało tego, według krytyków projekt dyrektywy został napisany tak oględnym językiem, przy zachowaniu ścisłych definicji jedynie w przypadku kilku kluczowych terminów, jakie pojawiają się w dokumencie, że trudno przewidzieć, jakie będą długoterminowe konsekwencje stosowania dyrektywy. Innymi słowy, dyrektywa może zaprowadzić interpretacyjny chaos w sieci i w realu.

Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl