Ta historia wydarzyła się w Łodzi, ale nie ma chyba rodaka, który nie przywołałby z pamięci jakiejś podobnej opowieści. Bo w końcu „nie mamy pańskiego płaszcza – i co pan nam zrobi?”
Aleksander to klient łódzkiej sieci siłowni Fit Fabric. W ostatni czwartek postanowił wylać swoje żale na świadczone tam usługi na portalach społecznościowych – bo na personelu siłowni najwyraźniej nie zdołał zrobić wrażenia.
„Hej Fit Fabric, czy tylko w Fit Fabric 6.0, czy w każdym klubie kluczyki pasują do wielu kłódek [naraz – przyp. red.] i nie ma problemu, by ktoś ukradł mi z szafki wszystko, co w niej zostawiam?” - napisał na swoim profilu na Facebooku rozgoryczony klient. „W żadnym innym miejscu (inne siłownie, baseny, lodowiska) nie spotkałem się z tą sytuacją, a w Was na recepcji o tym wiecie i odpowiadacie, że to normalne, ale spoko – macie monitoring” - dorzucał.
Ba, mało już o to lekkie zblazowanie obsługi siłowni. Rozdrażniony takim podejściem Aleksander postawił te same trudne pytania na profilu siłowni. Efekt? „Brawa dla osoby kierującej social media, że za zadanie tego pytania na Waszej stronie zostałem zbanowany” - relacjonuje klient. - „To, że udajecie, że nie ma problemu, nie oznacza, że jest on rozwiązany”.
Zgodnie ze złotą regułą Hitchcocka: zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie. Siłownia postanowiła odpowiedzieć na prowokacyjny post klienta. „Jeśli nasze kłódki nie zapewniają odpowiedniego zabezpieczenia, możesz w recepcji kupić taką na szyfr, a jeśli i ta Ci nie odpowiada, przynieś swoją i po problemie”.