Reklama.
Sześćset złotych – pod postacią bonów do wykorzystania w macierzystej sieci – rozda swoim pracownikom sieć Lidl. Bonus ma charakter jednorazowy – powiązany z otwarciem sześćsetnego sklepu sieci, w Poznaniu. W sumie na program szefowie Lidla przeznaczyli 9 milionów złotych.
– Aktualnie zatrudniamy 15 tysięcy pracowników. Jak co roku, w grudniu pracownicy otrzymają również bony na święta – zapewniała rzeczniczka firmy, Aleksandra Robaszkiewicz. – Chcemy w ten sposób podziękować za zaangażowanie w pracę – dodawała.
Lidl nęci też atrakcyjnymi – przynajmniej jak na rynek dyskontów – warunkami pracy. Świeżo upieczony kasjer ma szansę otrzymać „na wejściu” umowę na rok bez okresów próbnych oraz 2400 złotych pensji brutto. Z czasem pensja rośnie nawet do 3250 brutto (średnia dla sklepów sieci w całej Polsce), dochodzą szkolenia, opieka medyczna, bonusy takie jak wyprawki szkolne. Kierownik sklepu zarabia już 6500 zł brutto i ma możliwość korzystania ze służbowego samochodu.
Nowy program – choć ironicznie okrzyknięty w mediach mianem „600+” – to dla ekspertów kolejny dowód na zaostrzającą się rywalizację między sieciami handlowymi. Jej powody są stosunkowo oczywiste – z jednej strony coraz trudniej dziś o znalezienie pracowników, zarówno ze względu na niskie bezrobocie, jak i rzekome efekty programu 500+, który sprawił, że gorzej zarabiający Polacy nie muszą się godzić na każdą dostępną ofertę pracy. Po drugie, dochodzi do tego przepływ uzdolnionych pracowników między sieciami, które walczą zwłaszcza o doświadczony personel. Po trzecie, może to być próba zmiany „gęby”, jakiej dyskonty dorobiły się w ostatnich latach – jako „siedliska wyzysku” i fatalnych warunków pracy.
Dość wspomnieć, że warunki pracy – i płacy – swoich podwładnych poprawiają dziś także menedżerowie Biedronki, Resco czy sieci Polomarket. Tędy droga!
Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl