3000 złotych – na kolejny rok Sejm zamroził poziom kwoty wolnej od podatku. Premier Szydło zapowiada, że dalsze losy tego, od ilu zarobionych pieniędzy nie będziemy płacić daniny, zależą od projektu podatku jednolitego. Jeżeli podatek jednolity zostanie przyjęty – kwota wolna od podatku będzie jego częścią. Jeżeli projekt upadnie, na co niemało wskazuje, kwota wolna od podatku będzie systematycznie zwiększana. Ostatecznie może sięgnąć proponowanego przez prezydenta poziomu 8 tysięcy złotych.
Zwolennicy liberalnej gospodarki z niskimi podatkami będą pomstować: na kolejny rok zostajemy z kwotą wolną od podatku mniejszą (3091 zł) niż w państwach takich, jak Zambia (3570 zł), Indie (10 000 zł), Botswana (12 900 zł), nie mówiąc już cypryjskim „raju podatkowym” (85 000 zł).
Paradoksalnie, nad zamrożeniem ledwie przekraczającego trzy tysiące złotych poziomu kwoty zagłosowali ci sami politycy, którzy w kampanii – i w ciągu ostatnich kilku miesięcy – chętnie zapowiadali podwyższenie tej zwolnionej z danin sumy. I to w ciągu pierwszych stu dni rządów PiS. 227 posłów, którzy opowiedzieli się za utrzymaniem jej na dotychczasowym poziomie jeszcze w 2017 r., nie przeszkadzały jednak wcześniejsze deklaracje. Choćby dlatego, że znaleźli się w kropce: nie mieli wyjścia, nawet jeżeli będą mieli teraz kłopoty z Trybunałem Konstytucyjnym. Zresztą, nie pierwszy raz przecież.
Tysiąc to cztery miliardy
Dwa tygodnie – tyle czasu pozostało w gruncie rzeczy rządzącym. Do zmiany, a precyzyjnie rzecz ujmując, podwyższenia kwoty wolnej od podatku obliguje ich wydany w ubiegłym roku wyrok Trybunału Konstytucyjnego. „Art. 27 ust. 1 ustawy z dnia 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych (...) w zakresie, w jakim nie przewiduje mechanizmu korygowania kwoty zmniejszającej podatek, gwarantującego co najmniej minimum egzystencji, jest niezgodny z art. 2 i art. 84 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej” – skwitowali sędziowie dokładnie rok temu. Wyznaczając termin podwyższenia wspomnianej kwoty na 1 grudnia 2016 r.
– Kwotę wolną od podatku powinniśmy już podwyższyć, gdyż takie orzeczenie wydał Trybunał Konstytucyjny. Jeżeli jesteśmy w państwie prawa, to powinniśmy to zrobić – i nie ma gadania – kwituje w rozmowie z INN:Poland Mirosław Gronicki, były minister finansów. Płonne jednak nadzieje: po wtorkowym głosowaniu wiadomo już, że sprawa odwlecze się przynajmniej o rok.
Co dalej? Dalszy los stawki kwoty wolnej od podatku jest związany z planami rządu. – Jeżeli przyjmiemy jednolity podatek, a taka decyzja zostanie przez nas podana do publicznej wiadomości do końca roku – wówczas kwota wolna od podatku zostanie skonsumowana w ramach tej jednolitej daniny. Jeżeli nie przyjmiemy tej jednolitej daniny, to kwota wolna od podatku będzie podwyższana. Ale nie w tej wysokości, która została zadeklarowana przez pana prezydenta – mówiła premier Beata Szydło na antenie stacji RMF.
Do wspomnianych 8 tys. złotych trzeba będzie dochodzić etapami. Dlaczego? Z oczywistych powodów: każda złotówka zwolniona od podatku więcej, oznacza miliony mniej w budżecie. – Można to przeliczyć w następujący sposób: jeżeli podnieślibyśmy kwotę z 3 do 4 tysięcy złotych, zmiana objęłaby w równym stopniu praktycznie wszystkich z ponad dwudziestu milionów podatników w Polsce. Przy opodatkowaniu rzędu 18 proc. to daje około 4 miliardów złotych – przelicza naprędce Mirosław Gronicki.
Dramatyczne wybory
– W efekcie, gdyby chcieć zrealizować propozycję podwyższenia kwoty do 8 tysięcy złotych – wychodziłoby 20 miliardów złotych – kontynuuje były szef resortu finansów. – Przypomnę, że 22-23 mld zł to koszty programu 500+. A więc, jeżeli mielibyśmy w budżecie dwa takie elementy – 500+ oraz obniżenie wpływów podatkowych o 20 mld – to taki budżet się nie zamknie. Trudno się zatem dziwić, że jedynym wyjściem rządu i partii rządzącej było zamrożenie kwoty wolnej od podatku na kolejny rok – dodaje.
Gabinet Beaty Szydło musiał zatem dokonać dramatycznego wyboru: między realizacją któregoś ze sztandarowych programów socjalnych, a podwyższeniem kwoty wolnej od podatku. I takich wyborów będzie musiał dokonywać prawdopodobnie co roku, dlatego „dochodzenie” do wyznaczonego przez Pałac Prezydencki pułapu ośmiu tysięcy złotych zapewne potrwa jeszcze długo.
Oczywiście, w grę wchodzi też inna kalkulacja – że pieniądze „podarowane” Polakom przez fiskusa jako kwota wolna od podatku i tak, w takiej czy innej formie, wrócą do budżetu. Za tą logiką stoi przeświadczenie, że Polacy, dysponując dodatkową kilkuset złotych w ciągu roku, pójdą je wydać – tak, jak wydawane są dodatkowe środki z programu 500+, które oliwią koniunkturę w handlu, czy mają napędzać przedświąteczne wydatki.
– Pozostawienie tych czterech czy dwudziestu miliardów złotych w kieszeniach Polaków pewnie miałoby jakieś skutki – zgadza się Mirosław Gronicki. – Część tej kwoty zapewne zostałaby zaoszczędzona, ale większość najprawdopodobniej zostałaby wydana. A więc przyniosłaby wpływy z podatków pośrednich. Przy założeniu, że kwota sięga 8 tys. zł, a więc w grę wchodzi 20 mld zł w portfelach więcej, to przy średnim opodatkowaniu VAT w Polsce na realnym poziomie kilkunastu procent (a więc po uwzględnieniu wszystkich dokonywanych przez firmy odliczeń, ulg itp.), do budżetu trafiłoby może około 4-5 mld złotych – kalkuluje. Cóż, wciąż kilkanaście miliardów mniej niż gdy pozostawimy kwotę wolną od podatku na dotychczasowym poziomie.
W nadziei na inflację
Zdymisjonowany niedawno minister finansów Paweł Szałamacha miał – jeżeli wierzyć zakulisowym komentarzom polityków – zawieść oczekiwania gabinetu Beaty Szydło pod względem znalezienia źródeł dochodu pozwalających finansować zaplanowane programy społeczne. Skończyło się na tym, że w budżecie – po stronie przychodów – znalazły się tak niepewne pozycje, jak około 10 mld zł, jakie ma przynieść uszczelnianie systemu podatkowego nad Wisłą. Kwota, w którą otwarcie wątpią analitycy i ekonomiści.
W ostatnich dniach parlament przegłosował też zmianę progów wieku emerytalnego. Była to kolejna prosocjalna zmiana prawa nad Wisłą, której efektem jest jednak wypadnięcie z grupy aktywnych podatników wielu osób, które wcześniej dokładałyby nieco więcej niż symboliczne „parę groszy” do budżetu. Pula przychodów nieubłaganie się więc zmniejsza, nakłady na programy socjalne – a więc wydatki – pozostają takie same. Na wyższą kwotę wolną od podatku, poza ewentualną symboliczną zmianą wymuszoną wyrokiem TK, nie ma większych szans.
– Błędem dotychczasowych rządów było to, że kwota od ponad dekady nie była indeksowana – podkreśla Gronicki. Indeksowana, czyli powiązana z określonym wskaźnikiem ekonomicznym, najczęściej inflacją. - Dziś to by była spora ulga, bo indeksacja to niewielki koszt dla budżetu, a jednocześnie byłby to sygnał dla wyborców: staramy się rozwiązać problem – dodaje. To jest zapewne realne zwiększenie kwoty wolnej od podatku, na jakie w najbliższych latach będziemy mogli liczyć. Co za szczęście, że właśnie stwierdzono w polskiej gospodarce szczątkową inflację!