2,5 proc. wzrostu PKB - bo takie dane podał Główny Urząd Statystyczny - to dla polskiej gospodarki fatalne wieści. Tym gorsze, że zapowiadają się duże kłopoty. Wylicza je w rozmowie z INN:Poland dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.
W pierwszej kolejności czeka nas niepewność: nie tylko co do tego, jaki będzie kolejny kwartał, ale i najbliższego roku, może nawet kilku. Po drugie, nie wiemy czy budżet, który właśnie jest w Sejmie, będzie "pasował" do kwot, jakich oczekuje polski rząd. Po trzecie, jeżeli okaże się, że pieniędzy zabrakło - a programy społeczne kosztują - trzeba będzie pożyczać. Gdy długi przekroczą dopuszczalny przez UE poziom - ryzykujemy utratą funduszy z Unii. O zamrożonych na kolejne miesiące stopach procentowych już litościwie nie wspomnimy.
- To nie wygląda różowo – tak w rozmowie z INN:Poland podsumowuje dramatyczne dane opublikowane właśnie przez Główny Urząd Statystyczny, a dotyczące dynamiki wzrostu gospodarczego w Polsce, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan, dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. 2,5-procentowego wzrostu PKB w III kwartale tego roku nie spodziewał się chyba nikt. Po prostu nikt nie zakładał, że sytuacja jest tak fatalna.
Ale najbardziej fatalny był moment. – Nie będzie ambitnych programów społecznych, jeśli nie będzie rozwoju, szybkiego rozwoju – przekonywała jeszcze we wtorek rano, podczas wystąpienia podsumowującego rok pracy swojego gabinetu, premier Beata Szydło. Kilka ciepłych słów padło pod adresem wicepremiera Mateusza Morawieckiego. – Mateusz, ja wierzę w ten plan tak, jak wierzymy w ten plan na tej sali. I wiemy doskonale, że to jest nasza przyszłość i nasza szansa, w tej chwili dla polskiego rządu jest to priorytet – dodawała szefowa rządu. – To był dobry rok – skwitowała wreszcie.
Cóż, oby nie była w błędzie. W tym samym czasie, kiedy pani premier prezentowała dokonania swojego gabinetu, szefowie GUS publikowali dane statystyczne dotyczące kondycji polskiej gospodarki w III kwartale br. oraz wzrostu gospodarczego – na poziomie 2,5 proc. Dla ekspertów to był wstrząs. – We wcześniejszych prognozach zakładałam, że to będzie 3, minimum 2,9 proc. wzrostu PKB. Nie spodziewałam się, że będzie tak źle – przyznaje Starczewska-Krzysztoszek. – Może nawet nie same dane są tak fatalne lecz trend, który sygnalizują. To trend, który wskazuje, że mamy do czynienia z pierwszą fazą osłabienia w gospodarce – dodaje.
Według niej, tak wolny wzrost PKB widzieliśmy nad Wisłą po raz ostatni w III kwartale 2013 roku – dokładnie trzy lata temu.
W tej chwili trudno dokładnie wskazać, co się stało: zaprezentowane przez GUS wyniki nie są jeszcze ostateczne. Główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan jest jednak przekonana, że nie wystarcza wyłożyć budżetowe pieniądze na gigantyczny transfer środków – jakim był program 500+. Konsumpcja wewnętrzna, zdaniem pytanych przez nas specjalistów, oczywiście, jeszcze jakoś trzyma polską gospodarkę na nogach. – Gospodarka potrzebuje trzech, a przynajmniej dwóch silnych filarów: właśnie spożycia indywidualnego, a także inwestycji i szybszej dynamiki eksportu niż importu – kwituje Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek.
Nie jest tajemnicą, że inwestycje – zarówno firm prywatnych, jak i przedsiębiorstw państwowych – znalazły się w ciągu ostatniego roku w impasie. Biznes postanowił powstrzymać się od wykładania pieniędzy na rozwijanie spółek, z kolei w sektorze publicznym na ponad pół roku rynek zamówień publicznych zmartwiał. W wydawaniu funduszy europejskich, jakie UE przeznaczyła dla Polski w tej perspektywie budżetowej mamy wielomiesięczne opóźnienie. – Dane dotyczące eksportu i importu mamy na razie zaledwie z ośmiu pierwszych miesięcy. Według mnie eksport netto był w miarę neutralny do wzrostu PKB – dodaje ekspertka. Znaczy się, na tym polu wychodzimy na zero.
Zdaniem Starczewskiej-Krzysztoszek, w tej sytuacji należałoby się poważnie przyjrzeć przyszłorocznemu budżetowi. – Póki nie wyszedł z Sejmu i nie został podpisany przez prezydenta – zastrzega ekspertka. – Może warto zrobić korektę budżetową, by zobaczyć, czy to, co zostało zaplanowane, w ogóle się spina. Czy utrzymujemy wszystkie wydatki? A może trzeba zrezygnować choćby z obniżenia wieku emerytalnego, co w przyszłym roku da niewielką oszczędność, ale już w 2018 roku byłoby bardzo poważną pozycją po stronie wydatków z budżetu – podsumowuje. – Posłowie powinni poprosić o takie symulacje, tzw. analizy wrażliwości – dodaje.
Akurat co do reformy emerytalnej, jak się wydaje, gabinet Beaty Szydło nie cofnie się ani o krok. – Przywróceniem poprzedniego wieku emerytalnego domkniemy nasze zobowiązania – deklarowała dziś rano szefowa rządu. – Mam nadzieję, że pod tym wielkim zobowiązaniem podpiszą się wszyscy posłowie – uzupełniała.
Gra jednak nie toczy się o jedną czy nawet kilka reform. Jeżeli opisywany przez dr Starczewską-Krzysztoszek trend nie zostanie odwrócony, rząd nie wycofa się z kosztownych reform lub programów społecznych – może to oznaczać wzrost relacji deficytu do PKB. Konsekwencje przekroczenia dopuszczalnych unijnych limitów w tym zakresie natychmiast odczulibyśmy „w portfelu”, głównie dlatego, że Bruksela mogłaby – i niemal na pewno tak zrobi – wstrzymać transfery środków, jakie są przeznaczone dla Polski w perspektywie budżetowej UE na lata 2014-2020.
– Osłabnie wzrost gospodarczy – nie będzie powodu, by rosły stopy procentowe – podsumowuje też główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan. – Nawet jeżeli w prognozach zakładano więc, że Polska będzie powoli wchodzić na ścieżkę wzrostu stóp procentowych, to proces ten będzie odwleczony. Przy czym, gdy chodzi o szacowanie tego zjawiska, również wstrzymałabym się do czasu, kiedy będziemy mieli pełne informacje o strukturze tego wzrostu – kwituje.
– To nie wygląda różowo – mówi nam Starczewska-Krzysztoszek. – Wyjściu z dołka nie sprzyja otoczenie regulacyjne, które tworzy partia rządząca. Część tych regulacji już się zmaterializowała: podatki branżowe, wzrost płacy minimalnej, do ograniczenia luki podatkowej stosuje się narzędzia typu kara 25 lat więzienia – a przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że mogą nawet nie wiedzieć, czy popełnili błąd. Buzie pełne frazesów, a fakty są, jakie są: mamy konkretne regulacje, a nie projekty, które już się zmaterializowały i dają przedsiębiorcom bardzo wyraźny sygnał, że trzeba ostrożnie podejmować decyzje – podsumowuje.