Wszystko wokół drożeje, a wy wciąż macie tę samą pensję, co rok czy trzy lata temu? Odpowiedź na to może być tylko jedna: trzeba zacisnąć pasa. Może to być jednak stosunkowo bezbolesna operacja – twórcy nowych technologii nieustannie udowadniają nam, że marnotrawimy mnóstwo pieniędzy. Podpowiadamy kilka sposobów na to, by regularnie zostawało nam więcej pieniędzy – w ciągu roku może się z tego uzbierać nawet kilka tysięcy złotych. Dotyczy to zarówno naszych prywatnych portfeli, jak i firmowych kont.
– Model tradycyjnych ubezpieczeń ma wady. Takie ubezpieczenia są drogie, bo firmy mają do czynienia z mnóstwem szkód i wyłudzeń. Najlepiej widać to w ubezpieczeniach komunikacyjnych – tłumaczył w rozmowie z INN:Poland Wojciech Kamiński z firmy Kundi.
Kundi to awangarda przyszłości, która jest tuż za rogiem. Zgodnie z tym, jak przedstawiał nam to Kamiński, rynek ubezpieczeń czeka rewolucja spod znaku towarzystw ubezpieczeń wzajemnych. Sama formuła TUW nie jest nowością – jej adaptacja do obecnych realiów rynkowych staje się jednak przebojem wśród inwestorów. W przypadku Kundi model wygląda w następujący sposób: firma zbiera indywidualnych klientów, którzy organizują wokół siebie kilku- czy kilkunastoosobowe grupy, zapraszając rodzinę i/lub znajomych. Partycypujący w grupie płacą składkę – dajmy na to, komunikacyjną – która jest dzielona w proporcji np. 50/50. Połowa trafia do tradycyjnej firmy ubezpieczeniowej, połowa zostaje na koncie grupy w Kundi.
Jeżeli któryś z uczestników poniesie w ciągu roku niewielką szkodę – jej naprawa zostanie pokryta z drugiej puli. Większe szkody będą likwidowane z pierwszej puli. Rok bezpiecznej jazdy uczestników grupy oznacza, że druga pula zostanie im zwrócona lub zostanie przeniesiona na przyszły rok. Ile to oznacza na rękę? Weźmy przeciętny przykład: siedmioletniego golfa, który – o dziwo – w zeszłym roku nabrał wartości, według szacunków firm ubezpieczeniowej. Jego ubezpieczenie na kolejny rok kosztowało 2600 złotych – po roku w TUW do portefla wracałoby zatem (lub w nim zostawało) około 1300 złotych.
2. OgarniamPrad.pl
Ten pomysł to prosta adaptacja tego, co w środowiskach samorządowców jest codziennością – zakupów grupowych. Założona przez Danutę Staniszewską firma OgarniamPrad.pl umożliwia klientom zmianę dostawcy energii w taki sposób, by jak najwięcej na tym zyskać. Z tej formuły oszczędzania mogą skorzystać zarówno osoby indywidualne, jak i przedsiębiorstwa.
Na początek trzeba się zarejestrować (kiedyś odpłatnie, dziś odbiorcy prądu korzystają z serwisu za darmo). Podane w serwisie dane z faktur, jakie do tej pory otrzymywaliśmy, są analizowane i umieszczane w określonych profilach zużycia. W ten sposób buduje się grupy, o które – w systemie aukcyjnym – walczą dostawcy energii, w sumie 18 koncernów, z największymi graczami na rynku na czele. – Daje to sporą konkurencję o odbiorców – podkreślała Staniszewska.
Co więcej, na wygodnych warunkach: klienci indywidualni mają dwa tygodnie na zaakceptowanie przedstawionych im po aukcji umów, natomiast firmy są już na tym etapie zobowiązane do podpisania umowy. Tyle, że skoro ceną wywoławczą była dotychczasowa stawka, to po licytacji „w dół” tak czy inaczej będzie to stawka niższa, a w najgorszym przypadku – równa dotychczasowej. OgarniamPrad.pl bierze na siebie dopełnienie wszelkich formalności.
Korzyści? Przeciętnie kilkanaście procent oszczędności w stosunku do dotychczas otrzymywanych rachunków. Weźmy 70- czy 80-metrowe mieszkanie w sezonie grzewczym, z dodatkowo działającym energożernym grzejnikiem olejowym. Zima w takim lokalu to rachunki rzędu 400, a bywa, że i 500 złotych raz na dwa miesiące. Daje od 50 do 100 złotych oszczędności przy okazji każdego rachunku plus po kilkanaście złotych latem. W sumie w ciągu roku nasze rachunki mogą zmaleć o dobre 200-300 złotych.
3. Kizzu i Blix
Zakupy są współczesnym ekwiwalentem polowania – mawiają mędrcy domowego chowu. Pomyślne łowy mają gwarantować aplikacje takie, jak Kizzu czy Blix. Minimalizują one pozakupowego kaca, dostarczając nam informacje o promocjach i rabatach dostępnych w lokalnych sklepach i galeriach handlowych.
Każda na swój sposób: Kizzu to pas transmisyjny dla informacji o bonach rabatowych, promocjach i wyprzedażach w 130 miastach w Polsce. Ba, aplikacja nawet doniesie, w jakiej gazecie znajdziemy bony rabatowe do interesującego nas sklepu. Jest stosunkowo klarownie podzielona – można ją eksplorować, oglądając ofertę poszczególnych galerii, szukając określonych marek lub przeglądając jedną z dziesięciu kategorii produktowych od „bielizny”, przez „biżuterię i akcesoria”, „dom i wnętrze” aż po „zdrowie i urodę”.
Ciut inny charakter ma Blix – to aplikacja, która pozwala nam na bieżąco dostawać informacje o tym, co pojawia się w gazetkach promocyjnych największych sieci super- i hipermarketów. Jak wiadomo, „oferta bywa ograniczona”. Blix ma gwarantować, że pojawimy się w sklepie w porę. Ile da się w ten sposób zaoszczędzić? Sky is the limit – jak mawiają Anglicy.
4. Azimo
– Poszłam do banku, ale tam przeraziła mnie skomplikowana procedura i wysoka prowizja za przelew, podobnie zresztą była w Western Union. Dlatego pierwszą firmą, której użyłam do przekazów pieniężnych był Ryanair. Spakowałam pieniądze do kieszeni i przyleciałam do kraju – opowiadała Marta Krupińska, założycielka Azimo.
W ten nieco przypadkowy sposób zrodziła się inspiracja dla powstania firmy. Zajmuje się ona realizacją międzynarodowych przelewów pieniężnych, jej usługi są dostępne w dwustu krajach świata, a obroty rosną o dobre 20 proc. miesięcznie. Azimo jest dzisiaj jednym z kluczowych graczy na rynku transferów pieniężnych od diaspory do rodzimych państw. Nic zatem dziwnego, że działa przede wszystkim w Europie – tu realizowanych jest 70 proc. operacji. I – jak podkreśla Krupińska – są one realizowane o 90 proc. taniej niż w przypadku „tradycyjnych” banków.
Czy to oznacza, że najtaniej? Użytkownicy wciąż się spierają, bo konkurencja jest silna: zarówno zagraniczna (estoński TransferWise), jak i rodzima (aplikacja Sami Swoi). Dlatego warto porównać różnice kursowe między tymi aplikacjami, zanim zdecydujemy się na przelew. Oczywiście, trzeba transferować spore kwoty, żeby poczuć różnicę w portfelu. Jednak kto wysyła rodzinie znaczącą część zarobków – albo też jest takiego transferu adresatem – rychło ją poczuje.
5. Yanosik i Motolog
Tej aplikacja właściwie nikomu nie trzeba przedstawiać. Najpierw Yanosik wyparł masywne anteny, jakie kierowcy doczepiali do dachów lub kufrów swoich aut, by dzielić się informacjami o patrolach i warunkach na drodze. Nie tylko można był dzięki niej ustalić położenie fotoradarów czy patroli, ale też obecność patroli Inspekcji Ruchu Drogowego, pojawienie się niespodziewanego korka, opad gradu czy wypadek na drodze. Na dodatek Yanosik pozwalał uniknąć lawiny wulgaryzmów, która nierzadko swobodnie płynęła w eterze z ust innych „swobodnych jeźdźców”.
Na kolejnym etapie Yanosikiem zainteresowały się firmy ubezpieczeniowe, które na podstawie informacji, jakie zbiera aplikacja na temat swoich użytkowników, mogą – w przyszłości, bo jeszcze nie teraz – próbować oceniać styl jazdy prowadzącego samochód. Ale Yanosik – dzięki swojemu społecznościowemu charakterowi – również może przynosić oszczędności. – W tej chwili korzysta z naszej aplikacji około 100 tysięcy unikalnych użytkowników jednocześnie – podkreśla rzeczniczka firmy w rozmowie z INN:Poland.
Dzięki informacjom, jakich dostarcza ta rzesza współużytkowników, można optymalizować trasy dojazdów zgodnie z warunkami panującymi na drodze (objazdy, wypadki, korki), a ekonomiczne efekty porównywać choćby w aplikacji Motolog – służącej do monitorowania kosztów ponoszonych przede wszystkim na paliwo, ale też na akcesoria do auta czy naprawy i przeglądy. Wbrew pozorom może się okazać, że zaprzęgnięcie do pracy takich rozwiązań sprawi, że wydatki na paliwo spadną o kilka-kilkanaście procent. W przypadku niedużego auta osobowego, które w ciągu miesiąca przejeżdża po mieście około tysiąca kilometrów, 10-procentowe zmniejszenie zużycia paliwa przełożyłoby się na kilkadziesiąt złotych miesięcznie – i kilkaset w skali roku.
6. Silvair
Największe oszczędności można generować tam, gdzie są największe wydatki. Silvair – projekt opracowany przez specjalistów związanych z krakowską firmą Seed Labs – zaintrygował inwestorów i przyciągnął na początku listopada kapitał o wartości około 12 mln dolarów. – W skali całego świata niewiele jest firm, które tak kompleksowo i wizjonersko realizują koncepcję inteligentnego oświetlenia w przestrzeniach komercyjnych – zachwalał Paweł Burzyński z funduszu Trigon TFI, który zainwestował w krakowską firmę.
Silvair rozwija rozwiązania, umożliwiające automatyczne zarządzanie i sterowanie oświetleniem w biurowcach, sklepach i innych obiektach. Dzięki systemowi monitorujących sytuację czujek ma pozwalać zaoszczędzić mnóstwo energii. Ile, tego jeszcze nie sposób ocenić. Ale można spróbować znaleźć analogie – np. oddział sieci Tesco w Irlandii zainstalował w swoich obiektach gęstą sieć czujek monitorujących działanie systemu chłodzenia. Dane z niej analizowano przy użyciu technologii big data. Sieć szacowała swoje oszczędności z tytułu stworzenia tego systemu na 20 mln euro rocznie.
Jak to się ma do naszych portfeli? Inteligentne systemy tworzone przez Seed Labs mają zastosowaniu również w domu – może więc Silvair doczeka się wkrótce swojej wersji na potrzeby indywidualnych użytkowników. Przydałaby się, choćby z tego powodu, że zegarek w przeciętnej mikrofalówce zużywa więcej prądu niż urządzenie potrzebuje do podgrzania jedzenia. Ze względu na takie paradoksy byłby to wyjątkowo trafny dodatek do usługi, jaką oferuje OgarniamPrad.pl.
7. InviPay
Na koniec nietypowy przykład poszukiwania oszczędności: InviPay. Ta polska firma pozwala uniknąć tego, co polski biznes prześladuje najbardziej – utraty płynności finansowej. Wkracza jako pośrednik między kontrahentów – dzięki czemu odbiorca należności z faktury otrzymuje pieniądze przed terminem płatności, natomiast firma, która ma kłopot z zapłaceniem, zyskuje na czasie i nie ryzykuje karami. Z danych InviPay wynika, że firma obsłużyła do tej pory 17 tysięcy faktur VAT, przeciętnie o wartości 2800 złotych. Dzięki temu dostawcy towarów i usług otrzymali na czas płatności rzędu 45 mln złotych. Może to zaledwie promil wszystkich przepływów w gospodarce, z drugiej strony jednak – o ileż mniej kłopotów i dodatkowych wydatków dla wszystkich zainteresowanych.