Nikt nie próbuje się w Polsce brać za produkcję szampana, nie wiem dlaczego – mówi INN:Poland Jakub Lorek z Winnicy Smykań. Jego zdaniem polskie wino nadaje się do tego, jak rzadko. On sam robi już rodzime wino musujące na użytek gości jego winnicy, a w przyszłym roku chce z nim wejść na rynek. Tą samą drogą podąża kilku innych pasjonatów. Mają szansę podbić, wcale niemały, rynek: choćby gości zabaw sylwestrowych, którzy Dorato uważają już za odpowiednik taniego wina, a za francuski oryginał nie będą przepłacać.
Opowieści o winach musujących z Winnicy Smykań krążą już od dobrych kilku lat, chociaż sam „polski szampan” mógłby niemalże uchodzić za Latającego Holendra: wszyscy o nim mówią, nikt go nie widział. - Nic dziwnego – zastrzega Jakub Lorek. – Nie prowadzimy jeszcze oficjalnej sprzedaży, robimy je przede wszystkim dla siebie – podkreśla. 700 butelek, jakie co roku powstawały w Winnicy już kilka lat temu, wypijali zarówno producenci ze swoimi przyjaciółmi, jak i goście ich gospodarstwa agroturystycznego.
Najwyraźniej ze smakiem, skoro właściciele chcą iść za ciosem i oficjalnie wprowadzić swój produkt na rynek. Zresztą, trudno się dziwić – inspiracją do tego, by zająć się produkcją wina musującego, była relacja z konkursu, w którym udział wzięły angielskie i francuskie wina musujące. I, jak się okazało, te pierwsze wypadły przy oryginale... korzystnie, mówiąc dyplomatycznie.
Branża pasjonatów
Ale w życiu ojca i syna, Marcina i Jakuba Lorków, wszystko pojawiało się jako naturalna konsekwencja wcześniejszych kroków. Najpierw było zatem gospodarstwo agroturystyczne Koziarnia oraz towarzysząca mu winnica Smykań. Do tego Lorkowie dokupili spory kawał sadu z jabłonkami – miał posłużyć do rozwijania winnicy. Ale w tej okolicy – gdzie łagodne wzgórza Beskidu Wyspowego zaczynają się piąć coraz wyżej i stopniowo przechodzić w Beskid Niski, gdzieś w połowie drogi między Wieliczką a Limanową, na południe od Krakowa – w sadach rosną drzewka, które mają po sto lat. Żal ciąć.
Zapadła więc decyzja o produkcji cydru, a z niej pojawił się pomysł na kolejną – obok gospodarstwa – firmę. Slow Flow Group. – I tak to już trwa od dobrych piętnastu lat. Produkujemy cydr, sery, wędliny, chleby, dużo rzeczy – mówi nam Jakub Lorek. – Nasi goście mają okazję ich próbować. Cydr sprzedajemy zaś na rynku – dodaje.
Mając tak bogatą ofertę można sobie pozwolić na eksperymenty. – W Polsce winiarstwo powstało i w większości przypadków trwa, bo zajmują się nim pasjonaci. Są może ze swa projekty w tej branży, gdzie ściągnięto specjalistów wcześniej pracujących za granicą – opowiada Lorek. Trudno się więc dziwić, że pasjonaci – a takim niewątpliwie jest Marcin Lorek, w Winnicy Smyków pełniący funkcję „technologa” - wcześniej czy później postanawiają spróbować czegoś, czego nie próbował nikt wcześniej.
– W Polsce próba robienia wina musującego była tym łatwiejsza, że charakterystyka tutejszego wina jest idealna do robienia szampanów: posiada ono odpowiednią kwasowość i odpowiedni aromat – mówi Jakub Lorek. – W związku z tym, nie wiem, dlaczego nad Wisłą powstaje tak niewiele win musujących. Może chodzi o to, że potrzeba więcej pracy i czasu, żeby stworzyć takie wino – dodaje. Ale to się niebawem zmieni: według Lorka jest przynajmniej około dziesięciu winiarzy w całym kraju, którzy interesują się robieniem wina musującego.
Im starsze, tym lepsze? Niekoniecznie
Nie ma wątpliwości, że proces produkcji szampana do najprostszych nie należy. – W dobre wino trzeba włożyć dobre pięć lat pracy więcej niż w takie zwykłe. Przynajmniej w naszym przypadku tak jest – twierdzi Jakub Lorek. Zapowiada, że dopiero w nadchodzącym roku, być może w sylwestrowy wieczór, gospodarze Winnicy Smykań otworzą wina z 2012 roku, może jeszcze coś z rocznika 2013. - Z reguły próbujemy sobie kilka roczników i porównujemy – kwituje.
Dłuższy proces produkcyjny nie oznacza, że szampan – bez względu na to czy znad Wisły czy znad Sekwany – może zalegać na półce latami. – Nie jest tak, że im starsze wino, tym lepsze. Tak naprawdę tylko niewielki procent win na świecie nadaje się do przechowywania: większość musi zostać wypita względnie szybko – mówi Lorek. Jednocześnie jednak, żeby szampan był szampanem, musi minąć kilka lat: trunek musi „odleżeć” swoje na osadzie, na mułkach – tak, żeby wytworzył się aromat, który jest niemałym atutem wina musującego. Co oznacza, że produkować można powoli, ale sprzedawać trzeba szybko.
Teraz ma nadarzyć się okazja. Szefowie Winnicy Smykań w 2017 roku chcą uruchomić kilka nowych inicjatyw biznesowych, uznali więc, że to najlepszy moment, żeby wejść na rynek z „szampanem” własnej produkcji. – Wbrew pozorom wiele się nie zmieni, nadal będziemy sprzedawać to wino we własnej winnicy, może też będziemy dostarczać do kilku dobrych restauracji, z którymi już współpracujemy – zapowiada Jakub Lorek. – Rynku tym nie zawojujemy – dodaje.
To nie może być tanie wino
Ale zarobić co nieco już się da, bo wina musujące z Winnicy Smykań nie będą należeć do najtańszych. Ile konkretnie? – Najpierw wino musi powstać, żeby je wyceniać – broni się przed odpowiedzią nasz rozmówca. Dopytywany, szacuje jednak, że każdy rok produkcji można by wstępnie wycenić na 20 złotych, zatem po pięciu latach litr wina mógłby kosztować koło stu złotych. – To nie będzie tanie wino, to nie może być tanie wino – ucina. Jak przewiduje, Winnica wyprodukuje w przyszłym roku około 2 tysięcy litrów „szampana” – co dawałoby w sumie około 200 tys. złotych przychodu.
I rzeczywiście, te polskie szampany, które już znajdują się w sprzedaży – choćby w internetowych sklepach dla smakoszy – kosztują od 60 do 100 złotych, a pochodzą już ze wspomnianych lat 2012-2013, co oznacza, że leżakowały krócej od win z Winnicy Smykań. Pionierem pozostaje Winnica Kępa Wiślicka, gdzie pierwsze oficjalne eksperymenty z produkcją wina musującego podejmował Jacek Chrobak.
Powstające tam szampany otwierają listę trunków docenianych i nagradzanych na branżowych targach i konkursach. Takie wyróżnienie spotkało m.in. jeden z szampanów z Kępy Wiślickiej na branżowym Konkursie Win i Cydrów Polskich Enoexpo dwa lata temu. Na wirtualnych lub realnych półkach rywalizują też pierwsze wina musujące z Winnicy Wzgórz Trzebnickich oraz Winnicy Gaj.
Z największym zaś rozmachem na rynek wkracza Winnica Miłosz, spod Zielonej Góry. Proces korkowania win i szampanów w tym miejscu obserwowali fotoreporterzy lokalnej prasy, a w zeszłym roku Grempler Sekt 2013, zielonogórskie wino musujące, trafił na stoły recenzentów i do sprzedaży. Temu trunkowi towarzyszy też próba odtworzenia legendy sprzed mniej więcej stulecia, kiedy to okolice Zielonej Góry uchodziły za rodzimy ekwiwalent Szampanii – zarówno pod względem środowiska naturalnego, jak i produkcji win musujących. Legendę produkujących wina musujące w latach 1826-1947 Zakładów Gremplera chcą ożywić Krzysztof Fedorowicz, właściciel Winnicy Miłosz, oraz Guillaume Dubois – osiadły w Polsce Francuz, skądinąd prowadzący własną winnicę pod Krosnem Odrzańskim.
Ich dzieło kosztuje 120 złotych za butelkę. Cóż, legenda kosztuje, a rynek jest obiecujący – skoro udało się przekonać wielu Polaków do cydru, to i niewielka nisza szampanów może z powodzeniem zapewnić spokój kilku niedużym producentom. A jeżeli w ślad za Polską uda się wejść na rynki zagraniczne, spokój może zamienić się wręcz w komfort. Szczęśliwego Nowego Roku?!