Gdy niemal cztery lata temu zapadła decyzja o połączeniu polskich firm zbrojeniowych w jedno wielkie przedsiębiorstwo, usłyszeliśmy wiele obietnic: że PGZ uratuje te słabsze zakłady w Grupie, koszty zostaną ograniczone dzięki lepszemu wykorzystaniu zasobów i wspólnym zakupom, wspólna promocja polskich technologii miała nam przynieść oszczędności i dać większą siłę przebicia. Według Najwyższej Izby Kontroli PGZ powstał jednak bez żadnego pomysłu, ani wcześniejszej analizy. Po prostu – tak zdecydowano.
Jedyne, o co chodziło w 2013 roku, to zebranie do kupy majątku polskiej zbrojeniówki, bez biznesplanu i strategii działania. Nie było planu konsolidacji spółek, nie analizowano korzyści. Zrezygnowano z kontrowersyjnego w branży planu stworzenia wokół Bumaru Polskiego Holdingu Obronnego. Decyzja najwyraźniej zapadła „po prostu”. Co gorsza, minęły trzy lata i wciąż nie przedstawiono ostatecznej wizji funkcjonowania PGZ, nie wdrożono jej strategii. A chodzi o sześćdziesiąt firm – zbrojeniowych i obsługujących zbrojeniówkę, z których tylko nieliczne byłyby w stanie samodzielnie poradzić na rynku.
Efekty pospiesznie forsowanego w ówczesnym Ministerstwie Skarbu Państwa były opłakane. Część czynności należało powtarzać, co zwiększało koszty i ostatecznie wydłużyło proces konsolidacji o... 16 miesięcy. Na dodatek inspektorzy NIK nijak nie byli w stanie dojść, jak zapadały rozmaite decyzje w trakcie tego procesu – zostały one, w ocenie Izby, nierzetelnie udokumentowane. Ba, spektakularną wpadką jest umiejscowienie siedziby głównej Grupy w Radomiu – tamtejszy biurowiec stoi na poły pusty, a rzeczywiste kierowanie firmą odbywa się z Warszawy – gdzie wysokim kosztem trzeba wynajmować powierzchnie biurowe na potrzeby, które w oczywisty sposób można było przewidzieć.
Równie chaotyczna była współpraca Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. z PGZ. Agencja dorzuciła do PGZ ćwierć miliarda złotych – na tyle pospiesznie, że odstąpiono na potrzeby tego procesu od wewnętrznych przepisów dotyczących operacji finansowych. A co ważniejsze, bez zwracania większej uwagi na to, czy PGZ ma jakąś strategię rozwoju – dyrektorzy Agencji zresztą po kilku miesiącach poszli po olej do głowy i próbowali wycofać swój wkład z Grupy.
Co ciekawe, Polska Grupa Zbrojeniowa miała zastąpić Polski Holding Obronny – wcześniejszą „czapkę” służącą konsolidacji zbrojeniówki. I owszem, przejęła spółki, natomiast PHO w jakiś cudowny sposób przetrwał: bez decyzji co do dalszych celów funkcjonowania, ani terminu zakończenia działalności. NIK odpowiedzialnością za ten bezwład obciąża Ministerstwo Skarbu Państwa.
Co ciekawe – i ważne w obliczu dzisiejszej koncepcji przejmowania spółek państwowych przez poszczególne resorty – MON przejął nadzór właścicielski nad PGZ i PHO, nie mając właściwie na pokładzie nikogo, kto oficjalnie by się tym zajął. W resorcie nie było komórek zajmujących się nadzorem właścicielskim, ani ekspertów w tej dziedzinie. MSP po prostu jedną decyzją „przerzuciło” obie struktury pod zarząd MON.