Kilka najbliższych tygodni upłynie pod znakiem fali nowych opłat i prowizji bankowych. Wprowadzi je kolejne pięć banków. Eksperci wskazują, że to awantura o pomoc dla frankowiczów, podatek bankowy i niskie stopy procentowe wpłynęły na dyskretnie wprowadzane podwyżki cen usług finansowych. Banki żyją dziś nie z inwestowania lecz z naszych opłat i prowizji.
Już poprzedni rok nie należał do wesołych: opłaty podniosły PKO BP, BZ WBK, ING Bank Śląski, Pekao i Deutsche Bank. A to bezpłatne dotąd usługi stawały się odpłatne, a to ograniczano liczbę bankomatów, z których bezpłatnie mogli korzystać klienci.
Nie inaczej będzie w tym roku. Deutsche Bank pójdzie za ciosem już w połowie stycznia – podnosząc opłaty za prowadzenie dodatkowych rachunków i za przelewy elektroniczne. Dojdzie dodatkowa prowizja za wpłaty gotówki na konto oraz podwyżka opłat za karty.
Ważną datą będzie 1 lutego. To na ten dzień zmiany zaplanował zwłaszcza mBank: bank obciąży opłatą wypłacanie gotówki w bankomatach, również tych Euronetu, a więc „własnych”, jak zwykło się uważać. Niby nic – 1,30 zł przy wypłacie kwot poniżej 100 złotych, ale dla wielu klientów to właśnie „pięć dych” było podstawowym samoograniczeniem na codziennych zakupach. Tego samego dnia opłaty za bankomaty wprowadza też Bank Pocztowy – darmowe pozostaną tylko wypłaty w bankomatach zlokalizowanych na pocztach. Chodzi o, bagatela, 5 zł za wypłatę – lub skorzystanie z abonamentu, również za 5 złotych. I to właśnie ten drugi abonament, pozwalający korzystać bezpłatnie ze wszystkich bankomatów w kraju, jest pewnie produktem, na którego popularność liczy Bank Pocztowy.
Miesiąc później w ślady wspomnianych banków pójdą kolejne: Citi Handlowy od 1 marca podnosi ceny za użytkowanie kart debetowych, prowizje od zlecenia przelewu w placówce lub przez telefon, opłaty za pobranie gotówki z bankomatu, opłaty miesięczne za prowadzenie konta osobistego. ING Bank Śląski również nie poprzestanie na ubiegłorocznych podwyżkach – tylko jedna wpłata i wypłata w miesiącu będzie bezpłatna. Po wykorzystaniu tego „limitu” klienci będą płacić 9 złotych.
Tym tropem pójdą niewątpliwie kolejni. Nastroje w sektorze bankowym dołują. - Dotychczas baki cierpiały przez niskie stopy procentowe i próbowały to zrekompensować prowizjami – twierdzi Jacek Chwedoruk, prezes polskiego biura Rotschild Global Advisory. – Konsumenci z pewnością zauważyli nowe opłaty i prowizje, niezależne od sumy kredytu czy wielkości transakcji. Nie było to zbytnio odczuwalne, ponieważ spadające stopy procentowe zmniejszały koszty kredytowe. Myślę, że to zjawisko nie zniknie i będziemy w dalszym ciągu obciążeni dodatkowymi opłatami – zapowiada.
Tego możemy być niemal pewni, tym bardziej, że banki konsekwentnie ograniczają też dostępność kredytów hipotecznych, z których dotychczas w sporej mierze żyły. Według Komisji Nadzoru Finansowego w 2016 r. koszty działania instytucji bankowych nad Wisłą poszły w górę o 14 proc., a najważniejszym źródłem ich zysków stały się właśnie przychody z opłat i prowizji. Sytuację poprawiała też redukcja kosztów – m.in. wprowadzanie mobilnych usług i likwidacja stacjonarnych oddziałów. To, że banki wciąż potrafią wycisnąć zyski, wcale nie poprawia jednak humoru samym bankowcom – według grudniowego badania Związku Banków Polskich sytuację w sektorze dobrze ocenia zaledwie co czwarty bankowiec (28 proc.). W poprzednim badaniu taki optymizm wyrażało 45 proc. ankietowanych.