Gdyby priorytety polityki państwowej zmierzyć zasobnością portfeli, można by rzec: Polska szykuje się na wojnę. Z zapowiadanych przez rząd tegorocznych podwyżej największe pieniądze mają trafić do żołnierzy. Najmniejsze – co koniec końców może odbić się na nas najboleśniej – do nauczycieli. Po drodze są wszystkie najgorzej opłacane profesje z budżetówki.
Nawet 550 złotych więcej będzie zarabiać generał WP. - Średnio żołnierze otrzymają od stycznia więcej przeciętnie o około 380 złotych brutto miesięcznie – informował rzecznik MON, Bartłomiej Misiewicz. Z perspektywy szeregowego fala podwyżek również będzie całkiem atrakcyjna – podwyżka ma wynieść około 300 zł.
Na szczęście, stosunkowo wysoko w zestawieniu tegorocznych podwyżek znalazły się też pielęgniarki. Statystycznie powinny zacząć zarabiać w tym roku mniej więcej 400 złotych miesięcznie. Motywujące podwyżki dostaną też inni mundurowi: według ministerstwa spraw wewnętrznych fala podwyżek obejmie gigantyczną 150-tysięczną rzeszę policjantów, funkcjonariuszy BOR, strażników granicznych oraz strażaków. W tej sferze podwyżki mają sięgnąć średnio 253 złotych brutto.
Wzrosty płac można też mierzyć innym wskaźnikiem: siłą przebicia szefa resortu. Nie jest bowiem tajemnicą, że w każdym rządzie ministrowie toczą boje o budżetowe pieniądze na podwyżki. Lepsza pensja oznacza bowiem większą popularność danego ministra, większą lojalność podwładnych i umocnienie pozycji w rankingach oraz samym rządzie. Gdyby patrzeć na tegoroczne podwyżki z tej perspektywy – na najmocniejszych polityków w gabinecie Beaty Szydło wyrastają Antoni Macierewicz oraz Mariusz Błaszczak.
Niezłą pozycję – przynajmniej według tego „zarobkowego” kryterium – miałby też Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia. Jednak w tym ostatnim przypadku chyba większe znaczenie miała polityczna siła przebicia pielęgniarek, które albo protestują, albo grupowo rzucają pracę i wyjeżdżają do Niemiec czy Holandii. Pytanie, czy 400 złotych podwyżki będzie potrafiło je zatrzymać.
Natomiast minister edukacji Anna Zalewska wydaje się być już niemal spisana na straty. Po wielomiesięcznych bojach o likwidację gimnazjów, po akcjach protestacyjnych i otwartym konflikcie ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego minister wywalczyła podwyżkę płac dziesięciokrotnie niższą niż w przypadku żołnierzy – od 35 do 63 złotych. – To w zależności od stopnia zawodowego – komentowała Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP. – Jednak to nie podwyżka, tylko waloryzacja. Pensje nauczycieli nie rosły bowiem od 2012 roku – dorzucała.
Do tych podwyżek należy dorzucić wzrost minimalnych płac (2000 zł brutto), minimalnych stawek godzinowych na umowach o zlecenie (13 zł/h), minimalnych emerytur (z 882,56 do 1000 zł brutto), rent socjalnych (z 741,35 do 840 zł brutto) i z tytułu częściowej niezdolności do pracy (z 676,75 do 750 zł brutto). Teoretycznie, płace powinny też drgnąć w urzędach – od wojewódzkich po skarbowe – ale tam wzrost będzie minimalny, na poziomie 1,3 proc.