Bruksela postanowiła wszcząć specjalne postępowanie w sprawie manipulacji cenami i dostępnością oferowanych usług. Na liście podejrzanych są sklepy z elektroniką, hotele czy popularna platforma dystrybucji gier. Gdyby jednak chcieć tropić wszystkie cenowe manipulacje online musielibyśmy zamknąć pół internetu: firmy zastawiają na nas sidła na każdym kroku. Czasem można na tym skorzystać, ale zwykle jednak idzie nam za to słono zapłacić.
Podejrzenia unijnych urzędników wzbudziły takie potęgi rynku elektroniki, jak firmy Philips, Pioneer, Asus czy Denon & Marantz. Zgodnie z zarzutami Komisji Europejskiej miałyby one kontrolować politykę cenową dystrybutorów swoich produktów – za pomocą oprogramowania, które automatycznie dostosowuje ceny do poziomu, jaki oferuje rynkowa konkurencja. Innymi słowy, dystrybutor nie miałby żadnego wpływu na to, za ile sprzedaje posiadane w ofercie urządzenia. Wśród użytkowników elektroniki zwłaszcza pierwsza z wymienionych firm ma kiepską opinię: podejrzenia o tego typu praktyki ciągnęły się za Philipsem już od dobrych czterech lat, przedstawiciele firmy przyznają, że w ich sprawie śledztwo rozpoczęto już w 2013 roku.
Jeszcze inne zarzuty eurourzędnicy stawiają popularnej platformie dystrybucji gier – Steam. Jej amerykański właściciel, korporacja Valve Corp., we współpracy z grupą pięciu wydawców – Bandai Namco Entertainment, Capcom, Focus Home, Koch Media oraz ZeniMax – miała modyfikować ofertę w zależności od tego, gdzie usytuowany jest użytkownik.
Naszą lokalizację w jeszcze większym stopniu tropią operatorzy turystyczni. Na biura takie, jak TUI, Rewe, Thomas Cook, Kuoni – czy też sieci hoteli Melia Hotels – posypały się skargi o stosowanie specjalnych klauzul, które ograniczały lub rozszerzały ofertę w zależności od miejsca zamieszkania klienta. Innymi słowy, próbując przeglądać ich ofertę, niektórzy klienci widzieli zupełnie inną dostępność pokojów i inne ceny niż gdyby spróbowali to zrobić z innej lokalizacji. – Komisja z zadowoleniem przyjmuje wprowadzenie innowacyjnych mechanizmów cenowych celem maksymalizacji wykorzystania pokoi – kwitowała w oświadczeniu Bruksela. – Jednak hotele i biura nie mogą dyskryminować klientów ze względu na ich pochodzenie – dorzucono.
Właściciel iPhone'a może więcej. Wydać
Jednak to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Nie jest tajemnicą, że sieć śledzi każdy nasz krok, a wyświetlające się na każdej witrynie powiadomienia o korzystaniu z cookies – ni mniej ni więcej tylko historii naszego wcześniejszego surfowania po sieci – służą wielokrotnie do kształtowania oferty, którą za ułamek sekundy zobaczymy.
Trudno o lepszy przykład niż ceny biletów lotniczych: od lat internauci narzekają na powracający problem przy rezerwowaniu biletów – wystarczy, że raz sprawdzimy cenę w serwisie oferującym nam pośrednictwo w zakupie biletów, by przy okazji kolejnej wizyty, nawet krótko później, przekonać się, że ceny znacznie wzrosły. Innymi słowy, serwis zapamiętuje, że interesujemy się daną destynacją i za kolejnym razem „nabiera pewności”. W rezultacie cena rośnie, nawet jeżeli przesuniemy termin planowanej przez nas podróży. Problem dotyczy zarówno serwisów firmowych, jak i pośredników agregujących przekrojową ofertę z całego rynku.
– Cena poszła do góry o 25 proc. w dwadzieścia minut, coś mnie tknęło na wejście z TOR-a i cena była taka, jak dwadzieścia minut wcześniej – komentowała jedna z użytkowniczek portalu Wykop podobną sytuację. Na tym samym portalu pojawiały się też porównania oferty biura Rainbow Tours obejrzanego z perspektywy standardowego użytkownika, ujawniającego swoje cookies (z których jasno wynikała historia zainteresowania potencjalnym urlopem) oraz w trybie incognito (kiedy cookies nie są ujawniane). Różnica w poszczególnych ofertach oscylowała w okolicy kilkuset złotych. Firma zaprzeczyła potem spekulacjom internautów.
Ale eksperci nie mają większych wątpliwości, że przypadki te nie należą do wyjątków. – To polityka realizowana najczęściej przez dużych graczy. Mały gracz, żeby wdrożyć tego typu rozwiązanie, musiałby samemu znać możliwości wykorzystania takich algorytmów i mieć pomysł na ich zastosowanie – mówi INN:Poland Marcin Łukiańczyk, specjalista ds. e-commerce i szef firmy Fresh Logic. Dużych stać na dostosowanie systemu w taki sposób, by analizował cookies, czy inne informacje lub zachowania użytkownika.
Zresztą nie tylko cookies potrafią nas zdradzić przed sprzedawcą i sprawić, że oferta dla nas będzie się diametralnie różnić od tej dla naszego sąsiada. Przecież do systemu sklepowego natychmiast trafia informacja, z jakiego korzystamy telefonu – a iPhone oznacza zazwyczaj zupełnie inne możliwości finansowe niż jakiś tani odpowiednik. – Łatwo dojść do wniosku, że użytkownik iPhone'a może wydać więcej, ma inny stosunek do zakupów – kwituje Łukiańczyk.
Oczywiście, w grę wchodzą też eksperymenty „na żywym mięsie”. Sklep może – choć zdarza się to dosyć rzadko – na żywo testować, jaka oferta wzbudzi największe zainteresowanie i jak kalkulować cenę na bazie tego zainteresowania. Takim systemem ma się posługiwać m.in. Uber – przynajmniej na niektórych rynkach algorytm liczy aktualny popyt na usługi jeżdżących dla firmy taksówek i na bieżąco kształtuje cenę: im większe zainteresowanie, tym wyższa cena. Podobną kalkulację można by zrobić na wyjazdach urlopowych: lepiej sprzedać 9 wyjazdów po 3700 złotych niż 10 wyjazdów po 3200 złotych. Algorytm witryny może na nas badań, na który scenariusz są większe szanse.
Każdy kij ma dwa końce
Okazja czyni frajera – można by rzec. Pytanie, czy podejrzeń Brukseli nie powinny też budzić rzekome okazje, jakimi kuszą nas niektóre firmy. – Niektóre strony wymuszają na nas podejmowanie decyzji „tu i teraz”: wyskakuje nam pop-up, z informacją zachęcającą do skorzystania z „wyjątkowej oferty” natychmiast – mówi Marcin Łukiańczyk.
I przyznaje, że kiedyś sam się skusił. – Tuż przed północą trafiłem na ofertę skorzystania z możliwości wykupienia w rewelacyjnej cenie zagranicznego szkolenia. Doszedłem do wniosku, że nie jest ona wysoka, a miałem też możliwość wycofania się z zakupu, gdyby nie spełniało ono moich oczekiwań – opowiada. – Zdecydowałem się, opłaciłem je, dostałem potwierdzenie. I wkrótce później, ale już po północy, pomyślałem, że z ciekawości przetestuję, jaka jest standardowa cena. Wyczyściłem cookies i sprawdziłem, jak wygląda oferta, łącząc się z innego serwera proxy, a więc z innym IP. Oferta była dokładnie taka sama. Dałem się naciągnąć na zwykłe nagabywanie – kwituje.
I takich mało czystych chwytów znalazłoby się wiele więcej. Bo oto oferta w cenie 999 złotych, po zrezygnowaniu i próbie opuszczenia strony www powraca jako promocja za 499 złotych. A gdy i tak chcemy wyjść, wyskakuje jeszcze okienko z propozycją zakupu okrojonej wersji usługi lub produktu za 99 złotych.
Każdy kij ma jednak dwa końce. Sieć i sprzedawcy śledzą nasze cookies, ale jednocześnie to dzięki temu śledzeniu sklepy, które często odwiedzamy, formułują dla nas specjalne oferty, oferują rabaty, wyszukują produkty, których bezskutecznie szukaliśmy wcześniej. Dla łowców okazji cookies mają zatem tyle samo plusów, co minusów. Dyskryminację, którą hotelarzom i biurom podróży zarzuca Komisja Europejska, można przecież z łatwością przekształcić w pozytywną dyskryminację – kiedy Polak, a w każdym razie użytkownik łączący się z witryną z polskich serwerów, dostaje ofertę atrakcyjniejszą cenowo niż Niemiec, gdyż twórca algorytmu uznał, że Polaków nie stać na takie same stawki, jak ich zachodnich sąsiadów. – To jest szufladkowanie – przyznaje Łukiańczyk.
Jego zdaniem, przed takimi rozwiązaniami nie jesteśmy się w stanie uchronić. – Zawsze możemy jednak przeglądać witryny, korzystając z opcji „incognito”, możemy blokować możliwość śledzenia naszych poczynań w przeglądarce, wyłączając mechanizmy śledzące cookies. Możemy korzystać z mechanizmów proxy, udając, że jesteśmy w innym mieście lub kraju – mówi. – Zastanówmy się jednak, czy jest sens popadać w taką paranoję. Czasami najlepsze są rozwiązania najprostsze: zamiast szukać okazji online, napiszmy do sklepów, próbując podjąć negocjacje cenowe. Sam kiedyś tak kupowałem sprzęt: wysyłając zapytanie jednocześnie do kilku sklepów, tak by sprzedawcy mieli świadomość, że rywalizują. I dostałem bardzo dobre oferty – kwituje. Cóż, z biletami lotniczymi mogłoby być jednak nieco trudniej.