
– Znalazłam ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników do Capital Innovation na portalu OLX – opowiada nam pani Monika (imię zmienione – przyp. red.). – Obiecywali pensję rzędu 5 tysięcy złotych podstawy plus prowizja – mówi. Nic zdrożnego, chociaż niektóre z osób relacjonujących swoją „karierę” w Capital Innovation, twierdzą, że firma ukrywała się czasem w anonsach pod inną nazwą lub nie definiowała dokładnie, jaką działalnością się zajmuje. – Zwykle są to ogłoszenia bez nazwy firmy i bez branży, aby nie zniechęcać tych, którym rynek finansów wydaje się całkowicie nieodpowiedni. Bywało też, że ogłoszenia były całkowicie mylące: informowały o poszukiwaniu handlowców i kierowników sprzedaży np. do poznańskich centrów handlowych – opowiada nam chcący zachować anonimowość były pracownik firmy, który zaczął opisywać działalność firmy na portalu wykop.pl, używając nicka „elektromagnes”.
– Na spotkaniu najpierw poproszono mnie o wypełnienie ankiety, a następnie zaproszono na rozmowę – opowiada nam jeden z rozmówców, nazwijmy go G. – Ankiety nie musiałem kończyć, gdyż gdy usłyszano, że potrafię szybko zdobywać nowe kontakty, bo jestem otwartą osobą, powiedziano mi: normalnie dzwonimy do wszystkich na drugi dzień, z informacją o przejściu do drugiego etapu, ale co do pana nie mam żadnych wątpliwości, więc już teraz zapraszam na drugi etap. Studenta, który dopiero wkracza na rynek pracy, takie słowa naprawdę potrafiły omamić – kwituje.
Tworzenie iluzji, że „jesteśmy świetni”, a „nasz zespół jest dynamiczny i kreatywny”, to jednak grzech powszechny biznesu. Nieco bardziej wyrafinowane pułapki mają się kryć w momencie, gdy rekrutacja – który to proces z powodzeniem pokonują wszyscy chętni – dobiega końca. – Bez wahania podpisałem list intencyjny, w którym umieszczono zapis o tym, że jeśli jednak zrezygnuję, to będę musiał pokryć koszt 150 zł za przygotowanie dla mnie materiałów szkoleniowych (które, jak się okazało, były zwykłymi kserówkami) – relacjonuje G. – Po zebraniu wszystkich dokumentów przedstawiono mi umowę, w której widniała kwota 500 złotych, które trzeba pokryć, jeśli przerwie się szkolenie, które oni sami wycenili na 3000 złotych – dorzuca. Innymi słowy koszty szkolenia pokrywają pracownik – w kwocie 500 zł – i pracodawca (pozostałe 2500 zł).
Jeśli zatem nasi rozmówcy kłamią, robią to dosyć zgodnym chórem. Ich zarzuty można sprowadzić do prostego scenariusza: wpędziwszy chętnych w opłaty i wydatki (o których za chwilę), Capital Innovation zaczyna naciskać na pozyskanie klientów, sprzedaż „platform oszczędnościowych” i dostarczenie odpowiedniej liczby podpisanych umów, na podstawie których firma wypłaci prowizję – której wysokości jednak nikt wcześniej nie podał, nie mówiąc o uzgadnianiu czegokolwiek z pracownikami.
G. twierdzi, że po kilku tygodniach spotkań nie zarobił nic, stracił tylko 500 złotych. – Nawet jeśli coś się sprzeda, ale nie odbędzie odpowiedniej liczby spotkań, pieniądze są wstrzymywane do kolejnej wypłaty. Stąd olbrzymi nacisk pracowników na swoich znajomych i krewnych, którzy – nawet jeśli potencjalnie niezainteresowani – często decydują się po prostu pomóc komuś w dopuszczeniu do egzaminu – dorzuca „elektromagnes”.
Ile w tych relacjach prawdy? Tego raczej nie dowiemy się w Capital Innovation. – Informacje o zarobkach i kluczowych warunkach współpracy, podobnie jak informacje o zatrudnieniu stanowią wewnętrzną informację firmy, jednocześnie nie odbiegają od standardowych warunków w branży. Jednocześnie chciałbym Pana poinformować, że tak wrażliwe dane są atrakcyjną informacją dla naszej konkurencji, dlatego nie możemy ich ujawniać – odpowiedział na nasze pytanie o wynagrodzenia Łukasz Szulc.
Napisz do autora: mariusz.janik@innpoland.pl