„Kolejna piramida finansowa dba o swoje dobre imię, a potem zniknie bez śladu” – kwitował jeden z internautów dyskusję na popularnym portalu dotyczącą poznańskiej firmy Capital Innovation Sp. z o.o. W ich oczach – a jeśli wierzyć wpisom, wśród uczestników byli też byli pracownicy firmy – spółka prowadzi działalność co najmniej podejrzaną. Najgorsze jednak, że dowiedzenie się czegokolwiek na temat Capital Innovation niemalże graniczy z niemożliwością.
„Nasi eksperci wyznaczają nowe horyzonty” – takim credo opisuje się Capital Innovation Sp. z o.o. „To firma stworzona przez doradców i specjalistów z wieloletnim doświadczeniem. Tworzymy zespół wysoko wykwalifikowanych ekspertów w dziedzinie świadczenia usług finansowych, prawnych oraz z zakresu księgowości, przedstawiając najlepsze jakościowo rozwiązania finansowe na rynku polskim” – w taki sposób opisują poznańską spółkę autorzy tekstów umieszczonych na witrynie.
Ale już rzut oka do KRS budzi pierwsze wątpliwości. Figurujący w Krajowym Rejestrze Sądowym jako założyciel i prezes firmy Łukasz Szulc dobiega najprawdopodobniej trzydziestki, więc o „wieloletnim doświadczeniu” jeszcze chyba trudno mówić. Zaskakuje też kapitał zakładowy spółki: to zaledwie 5000 złotych. – Trudno, żeby nie zapaliła się w takim przypadku czerwona lampka. Pięć tysięcy złotych to najniższy dopuszczony prawem kapitał dla spółki z o.o., zaskakujący w sytuacji, gdy jakaś firma podkreśla swoje duże doświadczenie – mówi INN:Poland mec. Hubert Moryson-Kowalski z Kancelarii Radców Prawnych HMK.
Na stronach internetowych firmy można z kolei przeczytać, że „średni okres awansu na kierownika zespołu to trzy miesiące” – co może oznaczać zarówno, że rotacja w firmie musi być niemała, albo też – że szybko przybywa jej pracowników. Użytkownicy portalu wykop.pl dowodzą z kolei, że Capital Innovation równie dynamicznie rekrutuje nowych pracowników, jak i poszukuje klientów. W tym przypadku jednak być może trudno się dziwić: jak w wielu przypadkach sieci marketerów, na pierwszy ogień idą krewni i znajomi.
Mec. Moryson-Kowalski podkreśla jednak, że to powszechna na rynku produktów finansowych praktyka. – Zainicjowały ją kiedyś towarzystwa ubezpieczeniowe, zwłaszcza, że agenci są opłacani z reguły praktycznie wyłącznie w systemie prowizji – mówi, zastrzegając, że nie wiadomo, czy w przypadku poznańskiej spółki możemy mówić o przedstawicielach z uprawnieniami agenta ubezpieczeniowego.
Czy usługi lub produkty oferowane przez Capital Innovation usprawiedliwiają jakiekolwiek porównania do Amber Gold? Raczej nie: firma pośredniczy w zakupach m.in. produktów finansowych związanych z programami emerytalnymi, ubezpieczeniami na życie i OC, kredytami, programami oszczędnościowymi. To nie są produkty wymyślane i wprowadzane na rynek przez Capital Innovation – praktycznie wszystkie produkty to twory dużych instytucji finansowych polskiego rynku: BZ WBK, MetLife, Avivy, Eurobanku, Compensy, Signal Iduna. W branżowym żargonie mówi się o takich firmach – "multiagencja".
– To, co ta firma oferuje to polisolokaty UFK z obowiązkowym ubezpieczeniem na życie. (…) Pracowałem tam jakiś czas i oferowałem podobne rozwiązania – pisał na portalu wykop.pl użytkownik używający nicka „elektromagnes”. – Myślę, że około 90 proc. proponowanych przez Capital rozwiązań to właśnie Projekt Jutro [ubezpieczenie na życie z ubezpieczeniowymi funduszami kapitałowymi – UFK – przyp. red.]. Najwyższe prowizje od MetLife dla sprzedawców i różne dodatkowe granty za wyniki – dorzuca.
Niewykluczone. Z produktów takich jak polisolokaty duże towarzystwa zaczęły się od pewnego czasu wycofywać: ich opłacalność zaczęła spadać, a budzą zbyt wiele kontrowersji. Za to nieco mniejsze firmy, jak MetLife, mogą chcieć zagospodarować opuszczone przez wielkich terytorium.
Zatem nie ma w produktach oferowanych przez Capital Innovation nic nielegalnego – a zarazem nic nadzwyczajnego. Zapewne wszystko, co przynoszą klientom firmowi konsultanci, można z powodzeniem odnaleźć i potwierdzić w internecie. Z drugiej jednak strony internautów niepokoją praktyki firmy w dziedzinie zarządzania personelem. „Capital prowadzi intensywne poszukiwania zarówno pracowników, jak i klientów na terenie Poznania i okolic (...)” – piszą autorzy tekstu, który pojawia się w rozmaitych miejscach w sieci.
– „Ich pracownicy umawiają się na spotkania z osobami poleconymi przez ich poprzednich klientów bądź ze swoimi własnymi znajomymi i rodziną (najlepiej z osobami, które mają kredyt). Na pierwszym spotkaniu dają swego rodzaju ulotkę / katalog i opisują, jakie to korzyści można dzięki nim zyskać. Po wstępnej rozmowie o waszych finansach, celach, marzeniach, przychodzi czas na drugie spotkanie, podczas którego dostaniecie analizę finansową i najlepszy program oszczędnościowy” – opisują praktyki firmy użytkownicy.
Znowuż, w takich praktykach nie ma nic nowego – marketerzy czy „konsultanci” działający dla szeregu funduszy, towarzystw i innych instytucji finansowych mogą godzinami opowiadać o zaletach proponowanych rozwiązań finansowych. Jak można doczytać – z uwagi na fakt, że w Capital Innovation zatrudnić może się każdy, wśród konsultantów nie brak i takich, którzy sami są przekonani, że właśnie proponowane formy oszczędzania czy inwestowania są optymalnymi dostępnymi środkami pomnażania pieniędzy. – Na szkoleniach firma robi wodę z mózgu i przedstawia te platformy, czyli polisolokaty, w tak atrakcyjnym świetle, że pracownicy sami widzą to jako cudo i większość bierze takie coś dla siebie – pisał były pracownik poznańskiej firmy.
Problem pojawia się, rzecz jasna, w sytuacji, gdy tacy komiwojażerowie usług finansowych zaczynają opowiadać bajki. A to akurat praktyka bardzo powszechna: trzy lata temu Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukarał cztery firmy oferujące polisolokaty 50-milionową karą za nieścisłe informowanie klientów o charakterze swojej oferty.
Trudno ocenić, czy Capital Innovation idzie tą samą drogą: z komentarzy internautów w tym względzie nie wynika zbyt wiele, choć najwyraźniej część z nich jest skłonna mylnie interpretować informacje z ulotki firmy – w szczególności pojawiające się tam „19 procent”. Nietrudno nazwać to „zyskiem”, tak jak niektóre supermarkety są skłonne reklamować wyprzedażowe upusty hasłem „dajemy ci dwieście (trzysta, pięćset) złotych”. Cóż, uniknięcie 19-procentowego podatku od zysków, tzw. podatku Belki też można zaprezentować. Dla przeciętnego zjadacza chleba to jedna z podstawowych zalet polisolokat.
Osoby komentujące działania Capital Innovation na poznańskim rynku punktują też inne elementy ofert, jakie mają dla klientów przedstawiciele firmy: brak zysków w pierwszych dwóch latach (wtedy prawdopodobnie firma odbija sobie prowizje), nieopłacalność zerwania lokaty w pierwszych latach jej istnienia (wysokie kary umowne), nazbyt optymistycznie przedstawiane końcowe zyski (znowuż sięgające ponoć kilkunastu procent). Wszystkie te niedogodności – albo i grzechy, w zależności od tego, jak chcielibyśmy je określić – są jednak codziennością na rynku firm oferujących polisolokaty. Realistyczne zyski w ciągu roku to poziom nieco poniżej 8 procent, choć zdarza się w najlepszych scenariuszach osiągnięcie pułapu 10-11 proc.
– Czerwona lampka powinna się nam zapalić, jeżeli w dzisiejszych warunkach ekonomicznych ktoś zaoferuje nam wyjątkowo wysoki zysk – ostrzega mec. Moryson-Kowalski. Nie brakowało, oczywiście, produktów opierających się na filozofii – przez trzy miesiące bardzo wysoki zysk, a przez kolejne piętnaście lat – standardowy. To można było uznać za pewną formę reklamy produktu. Ale i czasy takich ofert dobiegły końca. – Jeżeli jakaś firma próbuje zachęcać klientów poprzez sformułowania typu „gwarancja”, np. „gwarancja zwrotu kapitału na poziomie 15 procent w skali roku”, powinniśmy podchodzić bardzo ostrożnie do takiej oferty. Wtedy trzeba koniecznie sprawdzić, co to za produkt i czy nie budzi jakiś wątpliwości – kwituje.
– Zachęcam, żeby zawsze zajrzeć do takiej umowy – podkreśla nasz rozmówca. – Zaglądać do ogólnych warunków umowy, zwracać uwagę na opłaty, jakie pobiera taki pośrednik i to jak zdefiniowany został przedmiot takiej umowy – dodaje.
Drugim problemem Capital Innovation Sp. z o.o. jest polityka wizerunkowa i informacyjna. Firma deklaruje, że opiera się na renomie, jaką ma wśród swoich klientów – nie reklamuje się i ma charakter nieco elitarny. To akurat brzmi trochę, jak opowieści Bernarda Madoffa. Na pierwsze słowa krytyki i wątpliwości, jakimi kilka tygodni temu zaczęli dzielić się w sieci internauci, poznaniacy zareagowali pozwami: żądaniem usunięcia z sieci zdjęć firmowych ulotek (pod pretekstem kradzieży własności intelektualnej, polegającej na ujawnieniu „wewnętrznego materiału”). W podobny sposób traktowano autorów kolejnych nieprzychylnych komentarzy.
– Pytanie, czemu miałoby służyć powództwo przeciw osobie upubliczniającej taką ulotkę – zastanawia się mec. Moryson-Kowalski. – Sam fakt jej istnienia świadczy przecież, że firma chce dotrzeć ze swoją ofertą do jak najszerszej grupy odbiorców. Nie wyobrażam sobie naruszenia interesów firmy poprzez umieszczenie zdjęć tej ulotki w internecie – mówi. Może chodzi o nieprzychylne komentarze, które pojawiły się przy zdjęciu? – Cóż, gdy pojawiają się wątpliwości co do rzetelności i prawdziwości informacji przedstawionych w takim materiale, trzeba by to zbadać głębiej. Natomiast, jeżeli ktoś twierdzi, że jest dużą i doświadczoną firmą, a boi się tak prostych zabiegów, to też nic dziwnego, że budzi wątpliwości u innych – ucina.
Firma stara się najwyraźniej stawiać na dyskrecję. Na naszą mailową prośbę o kontakt i komentarze nie dostaliśmy odpowiedzi. Próżno szukać w mediach społecznościowych profilów firmy. Wiadomo, że ma ona biura w poznańskim Anderssia Business Centre. Z drugiej jednak strony pocieszające może być to, że jak dotąd, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie odnotował jeszcze żadnej skargi na poznańską spółkę. Nie ma też o niej ani słowa na stronach Komisji Nadzoru Finansowego. Oznaczałoby to, że dotychczasowa polityka firmy – brak informacji połączony z pozwami – szkodzi niemal wyłącznie jej samej.