W zeszłym roku zagraniczne podmioty zamówiły w sumie niemal 329 tysięcy raportów na temat polskich przedsiębiorstw. To 64 procent więcej niż rok wcześniej, w sumie ilość zapytań podwoiła się w ciągu dwóch ostatnich lat. To może być sygnał napływu inwestycji zagranicznych, a przynajmniej fali zakupów i przejęć polskich firm. Niestety, jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że polskie firmy zaczynają budzić na świecie niepokój jako nierzetelny płatnik należności.
W zachodnim biznesie raport handlowy to podstawa. – Jeżeli firma z Teksasu czy Cincinnati dostaje z polski zapytanie ofertowe, to zazwyczaj ciężko jej ustalić, z jaką firmą ma do czynienia – tłumaczy w rozmowie z INN:Poland Tomasz Starzyk z wywiadowni gospodarczej Bisnode. – Wtedy sięga po informacje, którymi dysponują firmy takie, jak nasza – dodaje.
Oczywiście, na podstawowym poziomie wywiadownia gospodarcza jest w stanie udzielić odpowiedzi jedynie na podstawowe pytania. A więc może potwierdzić, czy dana firma w rzeczywistości istnieje, uzyskać jej kluczowe dane finansowe i kontaktowe, ustalić, kto zarządza daną firmą: czyli kto jest prezesem, a kto właścicielem przedsiębiorstwa. Ważne jest, czy osoby zarządzające sprawdzanym podmiotem nie znajdują się np. na listach sankcyjnych, nie mają zakazu działalności gospodarczej lub nie są objęte innymi karami.
– Można też określić wielkość kontrahenta poprzez badanie poziomu zatrudnienia w firmie, a także sprawdzić jej moralność płatniczą, czyli jak płaci i jakie tendencje widać w polityce płacowej spółki – podkreśla Starzyk. – Ustalamy wreszcie drzewo kapitałowe: sprawdzamy, kto jest właścicielem spółki, a jeżeli to podmiot, to kto jest właścicielem właściciela, a następnie właścicielem właściciela właściciela i czy taki łańcuszek nie kończy się w jakimś raju podatkowym – dorzuca.
Dobry powód do migracji nad Wisłę
Wywiadownie gospodarcze nie dopytują swoich klientów, po co im dane, których poszukują. Niewątpliwie, wydarzenia na świecie sprzyjają zainteresowaniu Polską: jest niemal pewne, że nowa administracja w Waszyngtonie utrąci projekt porozumienia TTIP, dotyczącego utworzenia strefy wolnego handlu między USA a Europą. Brexit sprawia, że brytyjskie firmy mogą znaleźć się poza wspólnym rynkiem, choć Londyn deklaruje, że będzie chciał zachować dostęp do europejskiego rynku na wcześniejszych zasadach. Władze w Warszawie zapowiadają też otwarcie drzwi przed kapitałem chińskim.
To dopiero początek długiej listy powodów, dla których firmy z całego świata mogą się interesować naszym rynkiem i potencjalnymi kontrahentami. – Informacje, którymi dysponujemy, mogą się też okazać pomocne, gdy ktoś chce tu kupić, przejąć istniejącą już firmę, co jest łatwiejsze niż zakładanie tu przedsiębiorstwa od podstaw – mówi Starzyk.
Z perspektywy Bisnode jasno jednak wynika, że wśród firm, o które dopytują się klienci, przeważają te duże i średnie – czyli raczej takie, które mają ambicje wychodzenia poza Polskę – a nie małe, które stosunkowo łatwo byłoby przejąć.
Zmienia się też struktura zamawiających raporty handlowe. Od dwóch lat na pierwsze miejsce na liście klientów dopytujących o Polskę zaczęli dominować Amerykanie, wyprzedzając wieloletnich liderów – Niemców. - Na pewno też można mówić o dużym zainteresowaniu informacjami o polskich firmach ze strony państw „starej Unii”: Holandii czy Francji – mówi Tomasz Starzyk. – Z tego, co zauważyłem, bardzo wzrosło zainteresowanie ze strony państw skandynawskich, przede wszystkim Szwecji, ale tendencję widać też wyraźnie w przypadku Norwegów czy Duńczyków – dorzuca. Dla kontrastu, nieliczni z klientów wywiadowni pochodzą z Rosji czy Chin (choć generalnie zainteresowanie ze strony azjatyckich firm wzrosło).
Kultura nieterminowych płatności
Niestety, przyczyna tego rosnącego monitorowania polskiego biznesu może być zupełnie inna niż ochota na przejęcie polskiej firmy czy wejście na nasz rynek. Według danych wywiadowni Euler Hermes zadłużenie polskich firm zwiększyło się w 2016 r. niemal o połowę (47 proc.). Gdy zajrzymy do opublikowanego niedawno raportu Krajowego Rejestru Długów, „Sytuacja finansowa branży handlowej w obliczu zmieniającego się rynku”, okaże się, że tylko polskie firmy handlowe mają na koncie długi o łącznej wysokości 2,269 mld złotych. Trudno, żeby te dane nie niepokoiły zachodnich kontrahentów.
– W Polsce zaledwie 40 proc. faktur jest płaconych na czas, co dotyczy również obrotu krajowego. 60 proc. ma znamiona przeterminowania, a z tego 10-12 proc. zostaje zapłacone po co najmniej czterech miesiącach – wzdycha Starzyk. – To lokuje nas w ogonie Europy. Co gorsza, przyzwyczajenie do przewlekania płatności i praktyki tego typu są przenoszone na współpracę zagraniczną. W efekcie rodzi się przekonanie, że w Polsce panuje kultura niepłacenia – kwituje.
W całej Europie gorzej pod tym względem wypadają tylko dwa kraje: Grecja i Portugalia. W obu przypadkach chodzi o kraje, które kilka lat temu otarły się o bankructwo i musiały ratować się – rekordowym w przypadku Grecji i niemały w przypadku Portugalii – bailoutem. W ogonie peletonu przez lata byli jeszcze Hiszpanie (kolejne państwo z gigantycznymi kłopotami gospodarczymi), ale w 2015 r. nowe przepisy ukróciły skalę przeciągania płatności ponad miarę.
Największe w Europie powody do niepokoju mają Niemcy. Poziom zaległości wobec firm znad Renu wzrósł w ciągu zaledwie dwunastu miesięcy o 286 proc. Paradoksalnie, ilość zleceń na raporty handlowe ze strony niemieckich firm znacząco w zeszłym roku spadła. – Ale proszę pamiętać, że przez lata Niemcy byli pierwszym krajem na liście klientów – zastrzega ekspert Bisnode. – Z tego, co wiem, niemieccy przedsiębiorcy sprawdzili olbrzymią ilość polskich firm i doskonale już znają lokalny rynek. I mimo olbrzymich zaległości w płatnościach, śmiem twierdzić, że dobrze im się współpracuje z Polakami. Nawet jeżeli dłużej czekają na pieniądze, to w końcu je dostają. A Polska to dla nich bardzo poważny rynek zbytu, więc podejmują ryzyko – dodaje. Tyle że to marne pocieszenie.