Wojciech Cejrowski z właściwą sobie swadą oraz znajomością meandrów polityki i gospodarki komentował wizytę wicepremiera Mateusza Morawieckiego na antenie radia WNET. „Na podeście siedziało czterech mężczyzn. Ja przez całe spotkanie nie wiedziałem, który to jest premier Polski, nawet nie był ubrany jak należy” – kwitował w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim.
Zapytany o wystąpienie Morawieckiego na forum ważnego neokonserwatywnego think-tanku American Enterprise Institute, Cejrowski przedstawił własną diagnozę. – Nie było to wystąpienie wicepremiera Morawieckiego – dowodził. – Ważne wystąpienia organizuje się w ten sposób, że stawia się pulpit z logiem instytucji, żeby przez całą transmisję było widać to logo. Albo jest flaga albo godło państwa. (…) On nie stał za żadnym pulpitem, za jego plecami nie było ani flagi polskiej, ani amerykańskiej. Na ważnych wystąpieniach zawsze stoją flagi! – dorzucał.
Mało tego – uczestnicy nie zostali nawet oznaczeni w jakikolwiek sposób. – Na podeście siedziało czterech mężczyzn. Ja przez całe spotkanie nie wiedziałem, który to jest premier Polski, nawet nie był ubrany jak należy – kwitował Cejrowski. - Jak słuchałem tego, co mówił, to dla mnie załamka (…). Zaczął opowiadać o tym, że rozwój w Polsce widzi poprzez oszczędności i to głównie na kontach emerytalnych. No błagam, rozwój nie odbywa się przez emerytów. Rozwój robi się przez młodych – dodał.
Publicysta i podróżnik przedstawił też diagnozę relacji finansowych między Warszawą i Brukselą. – Sam pan Morawiecki powiedział, że na przykład 70 proc. z każdego euro wysłanego do Brukseli wraca do Polski. To ja popadam w śmiech – perorował. – Po pierwsze, wykazał, że ta instytucja źle zarządza pieniędzmi, bo 30 proc. jest marnowane. Po drugie, powiedział, że tylko 70 proc. To po co nam taki interes? – mówił.
– Wspomniał, że Polska z tych pieniędzy nie wybudowała i nie wybuduje jeszcze długo żadnego rozwoju. Większość idzie bowiem na instytucje i obiekty, które pozwolą wygrać kolejne wybory burmistrzowi, na przykład opera czy aquapark. One nie produkują pieniędzy, tylko pochłaniają koszty. Nie dość, że jedynie 70 proc. wraca do Polski, czyli 30 proc. nam kradną, to jeszcze Unia wymusza budowanie rzeczy, które nie służą naszemu rozwojowi – ucinał.
Wygląda na to, że w ten sposób udało nam się poznać laureata najbliższej edycji IgNobli.