Minister ds. lotniska – tak w skrócie opisują nowe stanowisko media. Pełnomocnik rządu ds. budowy Centralnego Portu Lotniczego będzie ministrem bez teki, funkcjonującym poza strukturą – wydawałoby się, adekwatnego – resortu infrastruktury i budownictwa. Ma odpowiadać za sztandarową inwestycję rządu Beaty Szydło.
Minister ds. lotniska będzie urzędnikiem Kancelarii Premiera w randze sekretarza stanu. Wciąż nie wiadomo, kto zajmie to stanowisko, nie ma już jednak większych wątpliwości, co do jego kompetencji. Nowy minister nie będzie odpowiadał przed resortem infrastruktury lecz bezpośrednio przez szefową rządu. Ma też blisko współpracować z podlegającym wicepremierowi i ministrowi rozwoju Mateuszowi Morawieckiemu Polskim Funduszem Rozwoju. To resort rozwoju zapłaci też za funkcjonowanie tego „urzędu”.
Do obowiązków nowego członka gabinetu Beaty Szydło będzie należeć tworzenie analiz oraz projektu założeń inwestycji oraz wypracowywanie zmian w prawie, pozwalających na realizację projektu CPL. Nie rzadziej niż raz na pół roku ma raportować postęp prac rządowi.
Oczywiście, można zapytać, po co komu specjalny minister – nawet jeśli w grę wchodzi wielomiliardowa i „pokazowa” inwestycja – skoro i pieniądze, i zaplecze biurowe, a także specjalistyczny know-how nowego ministra mają zostać zapewnione przez resort rozwoju. Odpowiedź jest stosunkowo prosta: nowy członek rządu ma być żywym dowodem tego, jak bardzo gabinetowi Beaty Szydło zależy na powołaniu CPL do życia.
Cóż, w skali świata nie jest to wielki ewenement. Trzy lata temu – w trosce o „dziedzictwo narodowe” - Indie powołały do życia ministerstwo ds. jogi. W Bhutanie urzęduje minister ds. szczęścia narodowego brutto, podobny urząd stworzono jakiś czas temu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Problem w tym, że projekt Centralnego Portu Lotniczego wywołuje w środowiskach eksperckich równie wielki opór, jak entuzjazm w kołach rządowych. Specjaliści nie tylko wyliczają koszty stworzenia samego obiektu na kilkadziesiąt miliardów złotych, ale i gubią się w przypuszczeniach co do tego, ile Polski trzeba będzie rozkopać, by skomunikować CPL z resztą kraju poprzez połączenia drogowe i kolejowe.
To bynajmniej nie hamuje entuzjazmu polityków. Polski Fundusz Rozwoju zapowiedział już, że ma koncepcję finansowania projektu, „nie obciążając budżetu państwa”. Pewne zainteresowanie finansowaniem przedsięwzięcia wyraziły też władze w Pekinie oraz dyrektor generalny Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych. Jednak od werbalnych wyrazów poparcia do realnych uzgodnień droga jest jeszcze daleka.