Tahir Sylaj nie jest informatykiem. Jednak jego kolejne projekty dowodzą, że do nowych technologii ma nosa, którego mogliby mu pozazdrościć geniusze z branży IT. ChatFlow – firma założona zaledwie nieco ponad rok temu – dziś jest „na plusie”, a klienci to Multikino i Pizza Hut. Opracowywane przez wrocławski start-up boty pomagają tym dwóm wielkim graczom w prowadzeniu sprzedaży przez... Messengera.
– Projekty, którymi się zajmowałem, to w olbrzymiej mierze efekt moich zainteresowań, doświadczenia oraz świetnych ludzi, z którymi współpracuję, a nie zdobytego wykształcenia – podkreśla Sylaj w rozmowie z INN:Poland. – ChatFlow to konsekwencja działań z Pawłem Kacprzakiem, z którym pracowałem już wcześniej. Dołączył do nas również Piotr Gajowiak. – dodaje.
Od politycznej strzelanki do botów
Wśród tych projektów była agencja interaktywna, jak podkreśla Tahir Sylaj, zajmująca się kreowaniem projektów z pogranicza grafiki i nowych technologii na potrzeby przedsiębiorstw. Dwa lata temu, na fali zainteresowania kampanią prezydencką w 2015 roku, Tahir i jego koledzy stworzyli też „Shoot Story Korwin” – prostą strzelankę na urządzenia mobilne, w ramach której użytkownik mierzy do przeciwników partii Janusza Korwina-Mikke, wychylających się z okien imitacji Sejmu.
– Nie byliśmy powiązani z partią Korwina, ale stworzona w czternaście dni gra stała się jedną z najbardziej pobieranych aplikacji na mobilki w tamtym czasie – mówi nam dziś Sylaj. – W ciągu kilku dni znalazła się w pierwszej trójce pod względem popularności, choć jej upolitycznienie było pewnym ograniczeniem – dorzuca. Efekty jeszcze dziś można oglądać w sieci: to m.in. klipy video, na który ówczesny kandydat na prezydenta (a wciąż kontrowersyjny europoseł) testuje grę. Podobnie zresztą inny polityk, Przemysław Wipler.
– Z agencji interaktywnej z czasem odeszliśmy do tworzenia własnych projektów biznesowych, do których należała choćby ta gra. Plan był taki, żeby jeszcze w grach powalczyć, ale rzeczywistość brutalnie go zweryfikowała. Musieliśmy rozstać się z ówczesnym zespołem – mówi Sylaj. Powstawały kolejne pomysły na aplikacje, aż wreszcie – na początku ubiegłego roku – założyciele ChatFlow pojechali na zorganizowaną w krakowskim Estimote konferencję dla specjalistów z branży. I po powrocie… błysk. – Zaświeciło się nam światełko: chatboty to może być przyszłość, w końcu i w Polsce pojawi się na to rynek, a wówczas nikt tu tego nie robił – opowiada.
Boty na pokaz
Rzecz jasna, sama konstatacja to dopiero początek długiej drogi. Przede wszystkim Sylaj uznał, że boty wspierające e-commerce, czyli prozaiczną sprzedaż, mają biznesowe uzasadnienie. Firmowe strony i fanpage zalała co prawda fala botów, ale mających charakter, można by rzec, „dekoracyjny”. Bot mógł „zagadać” do użytkownika, coś pochwalić i podsuflować kontakt z „żywym” konsultantem czy numer infolinii. I tyle. Możliwości nieproporcjonalne do gigantycznej mody, jaka niedawno ogarnęła polskie firmy na tym punkcie.
Boty z ChatFlow mają sprzedawać – z taką ofertą firma ruszyła szukać klientów. Oczywiście, Sylaj podkreśla, że ich boty „konwersują” z użytkownikami swobodniej i bardziej naturalnie niż inne (mają być też oparte na sztucznej inteligencji, co – jak sam przyznaje – jest już przesadą, wynikającą z ambicji, jakie twórcy firmy mieli na samym początku).
– Wyszliśmy do klientów z propozycją narzędzi, które rzeczywiście dają korzyści końcowemu użytkownikowi. Poszliśmy w inną stronę niż konkurencja: obsługi klienta poprzez Messengera, z wykorzystaniem tego ekosystemu i faktu, że z komunikatora korzystają miliony ludzi – charakteryzuje współzałożyciel ChatFlow. – To wielki ekosystem przyjazny i znany użytkownikom, dzięki niemu można ominąć czynności takie, jak dzwonienie i zamawianie poprzez infolinię, czy ściąganie aplikacji, instalowanie jej i zamawianie poprzez rozbudowane menu – dodaje.
ChatFlow wszystkie te elementy upraszcza i podsuwa konsumentom rozwiązania, jak „na tacy”. W przypadku Multikina wystarczy napisać „Multiponiedziałek” i już można skorzystać z kodu zniżkowego na bilety do kina. Klient wpisuje nazwę miasta, w którym szuka seansu, potem może napisać choćby „komedia romantyczna na piątek”, albo: „chcę pizzę z pepperoni” – i bot spieszy z pomocą. Pod względem wygody żadna aplikacja nie będzie się z tym równać: wystarczy sugestia, by bot połapał się, o co może chodzić. I nie trzeba wcześniej wyczekiwać na infolinii lub zastanawiać się, czy potrzebujemy na smartfonie kolejnej aplikacji.
– W tym najbliższym tygodniu uruchamiamy wspólnie z Multikinem możliwość subskrypcji na premiery filmowe. Użytkownik może zapisać się do subskrypcji i raz w tygodniu dostanie informacje o najnowszych premierach filmowych. Nic tylko obejrzeć zwiastun podesłany przez bota i kupić bilet – wylicza Tahir Sylaj.
Na fali
– Nie mamy inwestora. Dostaliśmy takie propozycje, ale na chwilę obecną finansujemy się z własnych zasobów, nie musimy dokładać do interesu. Jesteśmy na plusie – odpowiada na nasze pytania Tahir Sylaj.
I z perspektywami. Rynek dla chatbotów rośnie, zwłaszcza tych mających praktyczne – a nie tylko wizerunkowe – zastosowanie. – Zapytań jest bardzo, bardzo dużo – mówi współzałożyciel ChatFlow. – Zresztą widać, że rynek też na nas nie czeka, tylko zaczyna się rozwijać w oparciu o wszelkie dostępne rozwiązania konkurencji: chatboty wyrastają, jak grzyby po deszczu – komentuje. Choć też większość tej konkurencji to wciąż raczej boty, mogące prowadzić symboliczne, niezbyt praktyczne, konwersacje.
Na ile jednak ChatFlow jest przed rywalami – tego się nie dowiemy. Choć Sylaj przyznaje, że z firmą kontaktują się kolejni zainteresowani chatbotami, to też nie informuje, jak bardzo zaawansowane są to rozmowy i czy w tym roku obok Multikina i Pizza Hut pojawią się kolejni spektakularni partnerzy.
– W przypadku Pizza Hut idziemy łeb w łeb z amerykańskim oddziałem, a więc takim, który działa na bardzo już rozwiniętym rynku takich rozwiązań. Ale w Polsce to się dopiero rodzi: firmy hasłowo chcą mieć bota, a co taki bot będzie robić, to już drugorzędne – klaruje Sylaj. – Niektóre zapytania, jakie do nas trafiają, są jak z kosmosu. Często aż ciśnie się na usta pytanie, czy nie lepiej byłoby ten budżet na bota przeznaczyć na coś zupełnie innego – śmieje się. Cóż, były w końcu i takie czasy, kiedy witryna internetowa wydawała się elektroniczną formą ulotki reklamowej.