Komputer warty 4 tysiące złotych wystawiony w sklepie za 400 złotych? Aukcja filmów na blue ray za 4,99 złotych sztuka? Mięso w sklepie za ułamek normalnej ceny? Część okazji w polskich sklepach to wynik błędów sprzedawców, którzy zapomnieli dodać zero albo pomylili wywieszki. „Spieszcie się kochać ludzkie pomyłki, tak szybko odchodzą” – kpi jeden z beneficjentów takich praktyk.
Wpis na jednym z forów dyskusyjnych na Facebooku pojawił się wczoraj rano i po paru godzinach najwyraźniej został usunięty. – Gdyby ktoś potrzebował tanie salami, to w Makro mają błędną cenę – informował jeden z użytkowników forum. – Konkretnie 2,82 zł brutto za kilogram – dorzucał. No cóż, jak na salami – dobra cena, bez dwóch zdań. – Według prawa jest to oferta i dziś kupiłem 50 kilogramów po tej cenie. Spieszcie się kochać ludzkie pomyłki, tak szybko odchodzą – cieszył się klient.
Choć mogliśmy nigdy nie trafić na tak spektakularną pomyłkę, w handlu takie sytuacje to codzienność. Cóż, ludzie popełniają błędy – z niewiedzy, zmęczenia, braku doświadczenia, po wielu godzinach przed ekranem komputera.
Zgodnie z prawem – nie ma przeproś. – W sytuacji, kiedy na półce widzimy produkt w cenie, powiedzmy, 100 złotych, a przy kasie okazuje się, że ktoś popełnił błąd i towar powinien być sprzedawany w cenie 150 złotych, to trzeba tę pierwszą cenę traktować jako ofertę sprzedawcy. Skoro została przyjęta przez klienta w takiej wersji, w jakiej ją zobaczył, sprzedawca powinien sprzedać towar po 100 złotych – mówi nam Dagmara Kuszewska, radca prawny.
– Konsument może żądać sprzedaży towaru w cenie, która została zaznaczona. UOKiK już wiele razy interweniował w takich sprawach – potwierdza Miłosława Strzelec-Gwóźdź z kancelarii GP Kancelaria Radców Prawnych. – Bardzo często pracownicy mylą produkty, ale jak już kupimy towar i dopiero zaglądając w paragon zorientujemy się, że cena była za wysoka, to najlepiej jeżeli wrócimy do sklepu, zrobimy zdjęcie produktu i dopiero z takim dowodem udamy się do punktu reklamacji – doradza.
Co na półkach sklepowych zdarza się sporadycznie, w internecie jest codziennością. „Przed momentem pewna firma wystawiła 50 nowych przedmiotów za cenę 10,99 zł, podczas gdy jeden z tych przedmiotów warty jest koło 100 złotych – relacjonował swego czasu użytkownik jednego z forów dla miłośników gier. – Zakupiłem wszystkie 50, po czym po chwili otrzymałem maila od kupującego, że pomylił się w opisie i cena miała być 109,90 zł i że anuluje transakcje. Podarować tej firmie taki błąd, czy walczyć? W końcu 5000 złotych piechotą nie chodzi – dopytywał.
Na udry postanowił też pójść klient sieci Saturn, który w ubiegłym roku znalazł na stronie sklepu konsolę PS4 w, wydawałoby się, bardzo przyjaznej cenie: 199 zł.
Cóż, formalnie rzecz biorąc sytuacja w przypadku e-handlu jest identyczna: jak podkreśla Dagmara Kuszewska, „sprzedawca odpowiada za to, co ma wystawione w sklepie w określonej cenie i jeżeli ktoś przyjmuje ofertę w takim stanie, to sprzedawca jest nią związany”. Z kolei Miłosława Strzelec-Gwóźdź zastrzega, że warto wcześniej zajrzeć do sklepowego regulaminu.
– Wiele zależy od tego, jak skonstruowany jest jest regulamin sprzedaży, bo możemy mieć do czynienia z odwróconym trybem ofertowym: towary zaprezentowane na witrynie są jedynie zaproszeniem do składania ofert z zasugerowaną ceną. A regulamin zakłada, że klient „składa ofertę”, którą sprzedawca może przyjąć lub odrzucić – mówi nam prawniczka. Takie właśnie stanowisko przyjęła sieć Saturn we wspomnianym wyżej przypadku oferowania klientom konsoli PS4 za 199 zł.
Z drugiej strony nierzadko bywa, że automatyczny system sklepu sprawia, że oferta zostanie zaakceptowana nawet bez wiedzy sprzedawcy. Jeżeli ten nie anuluje przyjętego zamówienia na czas – przed potwierdzeniem dokonania transakcji – to klamka zapadła: klient ma prawo żądać sprzedaży po wskazanej cenie.
Podobnie jak w przypadku robienia zdjęć na potrzeby rozmowy z działem reklamacji, w takich przypadkach warto przygotować print screen oferty e-sklepu, zachować korespondencję. – To też jest mechanizm dowodowy, bez tego trudno później cokolwiek udowodnić sprzedawcy – mówi Strzelec-Gwóźdź. – Zawsze warto też informować miejskiego czy powiatowego rzecznika praw konsumentów. Bardzo często może on wyjaśnić i zaingerować w spór, utorować drogę do pozasądowego rozstrzygnięcia – dodaje.
Bo też często to najrozsądniejsza forma wybrnięcia z konfliktu, zwłaszcza jeżeli w grę wchodzą różnice rzędu kilkudziesięciu – czy nawet kilkuset – złotych. Bo też sklepy najczęściej nie są skłonne przyjąć reklamacji i ucinają dyskusję argumentem, że „pracownik się pomylił”. – I tu właśnie prawo pozostaje prawem, a życie – życiem. W praktyce można iść do sądu, ale kto będzie się sądził o 100 złotych? – pyta retorycznie Dagmara Kuszewska.
No właśnie. Użytkownik Allegro, który skorzystał z okazji, by wykupić partię gier komputerowych za 10 złotych, doczekał się pod swoim wpisem zarówno porad, jak walczyć o zrealizowanie transakcji, jak i wpisów krytycznych. „Nie wdając się w dywagacje prawne, nie macie ani trochę wstydu?” – odpisał lakonicznie jeden z uczestników dyskusji. – Wszystko zależy od tego, czy jesteś wyrozumiałym, normalnym człowiekiem i nie chcesz kogoś wkopać w długi albo sprawić, że straci pracę; czy też jesteś pojawiających się w anegdotach Polaczkiem – zawstydzał inny. W końcu błądzić to ludzka rzecz.