W ciągu najbliższych miesięcy oddane zostanie od 100 do 200 tysięcy mieszkań: większość kupiona zapewne w celach inwestycyjnych.
W ciągu najbliższych miesięcy oddane zostanie od 100 do 200 tysięcy mieszkań: większość kupiona zapewne w celach inwestycyjnych. Fot. 123rf.com
Reklama.
W Warszawie bój toczy się teraz o dosyć odległy od centrum Ursus. 82 milionów złotych wysupłała właśnie na zakup działek o łącznej powierzchni ponad 6,3 ha Grupa Robyg, co pozwoli jej wybudować na tym terenie 1800 lokali. Analogiczną inwestycję w tej samej okolicy zrealizował Ronson: za 81,75 mln złotych firma kupiła 1600 mieszkań na Ursusie. – Dzięki regularnym inwestycjom w Warszawie konsekwentnie powiększamy bank ziemi, co gwarantuje płynność prowadzenia działalności deweloperskiej i utrzymanie wysokiego poziomu kontraktacji lokali w kolejnych kwartałach – podsumowywał szef rady nadzorczej Robyg, Oscar Kazanelson.
Budynki na wynajem
– Jak się porówna dane z rynku mieszkaniowego, to jeszcze nigdy po 1989 roku nie budowano tylu mieszkań, co obecnie – opowiada INN:Poland o mieszkaniowej gorączce Maciej Górka, ekspert rynku nieruchomości, dyrektor ds. rozwoju biznesu w serwisie E-bazanieruchomosci.pl. – Wynika to z faktu, że ludzie mają zgromadzony kapitał, kredyty są tanie, a oprocentowanie lokat tak niskie, że właściwie konsumuje je inflacja. Więc ludzie inwestują, bo wszędzie słyszą, że najem się opłaca – dodaje.
logo
Firmy deweloperskie zainwestowały w grunty około 5 mld zł, najwięcej od dekady. Fot. 123rf.com
W rezultacie nawet 60 proc. transakcji, jakie zostały w ubiegłym roku zrealizowane na rynku nieruchomości, mogło dotyczyć mieszkań kupowanych z przeznaczeniem na wynajem. – Falę zakupów robionych z taką intencją widzimy już od kilku lat. Ale dopiero w ostatnich latach widzimy całe inwestycje czy bloki budowane z wyłączną intencją docelowego wynajmu. Trudno bowiem inaczej tłumaczyć powstawanie obiektów, w których są tylko jedno- lub dwupokojowe mieszkania. Są takie obiekty, w których 80 procent mieszkań jest wynajmowanych – opisuje z kolei w rozmowie z INN:Poland Michał Krajkowski ze Związku Firm Doradztwa Finansowego.
Te trendy nakręcają rynek nieruchomości. – Niektórzy deweloperzy są gotowi wydać nawet kilkaset milionów na nowe grunty. Znaczna część akwizycji w branży nieruchomościowej jest motywowana tym, żeby przejąć bank ziemi przejmowanej firmy – mówi Górka. Pytanie tylko, czy w ten sposób firmy z branży nie kręcą pętli na własną szyję.
Szansa na stabilizację
Problem bowiem w tym, że z rozmaitych danych zbieranych przez państwowe instytucje i ekspertów firm prywatnych wynika, że w najbliższych miesiącach na rynku nieruchomości pojawi się od 100 do 200 tysięcy nowych mieszkań. Jak podkreślają nasi rozmówcy, lwia część została kupiona albo w celu wynajmu, albo też spekulacyjnie: w oczekiwaniu, że trend będzie wyciągać w górę ceny i mieszkanie kupione rok temu za rok da godziwy zarobek.
logo
Deweloperzy są gotowi przejmować konkurencję tylko po to, by przejąć też bank gruntów. Fot. 123rf.com
Ich właściciele będą mieć potężny kłopot, gdyż nie ma żadnej pewności, że grupa chętnych do wynajmu będzie rosnąć w równie dynamicznym tempie. Wkrótce może się zatem okazać, że część lokali kupowanych jako inwestycja stoi pusta. – Na dodatek nie wiadomo, czy ci, którzy weszli w takie inwestycje, mają jeszcze środki i chęć, by w ogóle dalej inwestować. Jeżeli oni odpadną z rynku, to spadnie popyt, co przy dużej podaży, mierzonej liczbą rozpoczętych i planowanych inwestycji – zapowiada spadek, a przynajmniej stabilizację cen – podsumowuje Górka.
– Ceny gruntów i rosnące koszty podwykonawców w branży budowlanej z pewnością przyczyniają się do tego, że mieszkania drożeją – podsumowuje Krajkowski. To jednak nie oznacza, że ten trend będzie trwać wiecznie. – Moim zdaniem, obecnie generowana podaż nie zostanie tak szybko skonsumowana przez popyt, więc ceny na rynku pierwotnym zapewne wkrótce się ustabilizują, nawet jeśli nie będzie gdzie budować dalej – uzupełnia Górka.