
Czasami niektórzy zastanawiają się, skąd ksiądz proboszcz aż tyle o nas wie? Otóż w parafiach zbiera się dane między innymi podczas corocznych wizyt duszpasterskich, które odbywają się w okresie bożonarodzeniowym. To doskonały moment do obserwacji i sporządzenia notatek odnośnie statusu materialnego rodziny, czy jakichkolwiek nieprawidłowości w jej funkcjonowaniu (na przykład zapiski o chorobie alkoholowej).
Skąd takie przypuszczenia? Pełno jest doniesień medialnych, w których ksiądz raczył skomentować podczas załatwiania spraw związanych z np. pogrzebem, że wierny nie był aż taki wierny, bo do kościoła nie chodził.
To jednak nie wszystko. Niektórzy księża prowadzą statystyki dotyczące ofiar składanych przez wiernych. I wbrew temu, co mogą wszyscy sądzić, zapiski te nie są domeną wyłącznie małych parafii, w których ksiądz zna osobiście wszystkich swoich wiernych.
RODO ma nas chronić przed wyciekiem danych
O ile daleki jestem od podejrzeń, że Kościół mógłby tymi danymi handlować, to już sam fakt, że mogą one wpaść w niepowołane ręce np. podczas włamania do zakrystii, może budzić niepokój. A o tym w czasie, kiedy właśnie toczy się największa afera związana z wyciekiem danych z Facebooka do Cambridge Analytica, chyba nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać.
Bacznie nowym regulacjom przyglądają się zwłaszcza apostaci, którzy od lat starają się uzyskać możliwość wymazania ich danych z ksiąg parafialnych. I chociaż sam Kościół poszedł występującym ze wspólnoty na rękę i nie wymaga od nich, by podczas aktu apostazji stawiali się w obecności dwóch świadków, to ich dane dalej przechowywane są w księgach jako zapisy historyczne. Tymczasem RODO daje nam możliwość wniesienia o usunięcie naszych danych z archiwów firmy, o ile nie łączy nas z nią już żadne zobowiązanie, w tym takie, które mogą być powodem wszelakich roszczeń. Dla tych ostatnich przewidziano jedynie dłuższy czas przechowywania.
Kościół miał w tej sprawie otwartą furtkę, która pozwalała mu uniknąć państwowego nadzoru nad zgromadzonymi danymi. Jednak by tak się stało, potrzebne są wewnętrzne, kompleksowe regulacje dotyczące ochrony danych osobowych. Nie tylko w Kościele, ale każdej innej wspólnocie wyznaniowej. Precyzuje to artykuł 91. rozporządzenia o RODO. W takim wypadku Kościół katolicki i każda inna wspólnota miały dwa lata na dostosowanie swoich wewnętrznych przepisów do mającego wejść w życie prawa.
Pełną autonomię ma zaś zapewnić Kościołowi powołanie wewnętrznego inspektora, który zajmie się ochroną danych osobowych. Takie stanowisko stworzyła dopiero niedawno Konferencja Episkopatu Polski, wydając „dekret ogólny Konferencji Episkopatu Polski w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych w Kościele katolickim”.
Jeżeli myśleliście, że jakaś konkretna odpowiedź w sprawie „zapominania” przez Kościół padnie z ust przedstawiciela ministerstwa, które ma czuwać nad wprowadzeniem i przestrzeganiem nowych przepisów związanych z RODO, to przynajmniej na razie się na nią nie doczekacie, o czym dowiadujemy się dzięki portalowi Interia.pl.
- Jako Ministerstwo Cyfryzacji nie czujemy się do końca właściwym organem do oceny wewnętrznej instrukcji Kościoła i stwierdzenia, czy ma i miała ona czy też nie kompleksowy charakter. Dostrzegamy jednak trudności po stronie Kościoła, bo przecież jednym z dogmatów wiary jest niezbywalność sakramentów, więc członkiem Kościoła stajemy się raz na zawsze. Można oczywiście dokonać aktu apostazji, czyli zerwania więzi z Kościołem, ale z punktu widzenia Kościoła cały czas pozostajemy członkiem wspólnoty. Powstaje dylemat, w jaki sposób pogodzić ten dogmat z prawem do bycia zapomnianym, które wprowadza RODO, czyli takim, które w tej sytuacji oznacza, że skoro ktoś zerwał więzi z Kościołem, to może zażądać usunięcia wszystkich danych osobowych również z ksiąg parafialnych – powiedział Maciej Kawecki, dyrektor departamentu zarządzania danych w Ministerstwie Cyfryzacji. Czytaj więcej
Władze kościelne miały dwa lata na dostosowanie się do nowej rzeczywistości, świata w którym zupełnie inaczej wygląda przepływa danych i informacji. Wygląda na to, że nie dość, że przespali ten czas, to jeszcze niewiele zrobili od roku 2009, kiedy to podpisano porozumienie z GIODO.