W przeciwieństwie do wielu innych sytuacji, kiedy po fiasku jakiejś inwestycji wypadało jedynie siąść i płakać, obligatariusze spółki GetBack próbują łączyć siły i działać. Kłopot w tym, że 9-tysięczna grupa posiadaczy obligacji znajdującej się w poważnych kłopotach firmy nie ma jednego pomysłu na to, co dalej. Tymczasem na rynku inwestycyjnym z każdej niemalże strony dobiega gromkie „nie mamy z GetBack nic wspólnego” – fundusze prześcigają się w zapewnianiu, że nie mają żadnych papierów feralnej firmy, jakby to stanowiło koronny argument na rzecz ich finansowej stabilności.
Piotr Cieślak, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, próbuje tonować nastroje. – W chwili obecnej posiadacze obligacji niezabezpieczonych GetBack, przed podjęciem ewentualnych kroków prawnych, powinni poczekać na najbliższe informacje ze spółki – mówi w rozmowie z INN:Poland. – Raport roczny GetBack wraz z opinią biegłego powinien zostać opublikowany w połowie maja. Oczekiwać też należy, że spółka ujawni swój plan dotyczący restrukturyzacji – dodaje.
Raport miał być gotowy na koniec kwietnia, od tego KNF uzależniała decyzję o przywróceniu handlu akcjami zajmującej się windykacją spółki. Termin przesunięto jednak na połowę maja – i w sumie trudno się dziwić: w obecnej sytuacji audytor spółki, czyli Deloitte, zapewne będzie wnikliwie ważyć każde słowo, a na dodatek tuż po spektakularnym wybuchu zamieszania wokół firmy zmienił się jej zarząd. Nowi menedżerowie – choć nie są osobami z zewnątrz – również mogą potrzebować dłuższej chwili na to, by zorientować się w sytuacji.
Grać na restrukturyzację czy docisnąć banki?
Dla posiadaczy obligacji nie jest to jednak argument. W dwóch grupach, jakie w ciągu ostatnich dni powstały na Facebooku, w sumie znalazło się ponad 1400 osób – znacząca część wszystkich indywidualnych posiadaczy feralnych papierów. W obu grupach panuje silne poczucie, że nie ma czasu do stracenia, a im szybciej zacznie się walka o odzyskanie swoich pieniędzy, tym lepiej. Różnią się tylko strategie. W grupie Porozumienie Obligatariuszy GetBack panuje przekonanie, że należy w miarę możliwości grać na przetrwanie spółki – bo od trupa nie uzyska się już nic. W grupie „GetBack – Grupa poszkodowanych obligatariuszy (klientów)” raczej dominuje przekonanie, że z firmy nic nie będzie – i należy skupić się na dociśnięciu banków, które tak agresywnie wciskały klientom obligacje windykatora.
– Jest w tym pewna logika, choć naszym zdaniem sytuacja GBK nie jest tak zła, jak niektórzy ją przedstawiają – podkreślają członkowie pierwszej grupy. Zapewne niemało w tym racji, bo nawet opóźnienia w publikacji raportów nie są jeszcze wyrokiem na spółkę. – Przekroczenie przepisowego terminu publikacji raportu okresowego zawsze należy oceniać negatywnie, bo to opóźnia moment otrzymania przez inwestorów kluczowych informacji na temat spółki. Jednak bardzo wiele spółek na rynku przeciąga kwestię publikacji raportu do ostatniej możliwej chwili, aczkolwiek nie przekraczając przy tym przepisowych wymogów – wyjaśnia nam Piotr Cieślak. – Jest to zjawisko zdecydowanie negatywne – kwituje.
Fundusze nabierają wody w usta
Obligatariusze mogą się jeszcze spierać, jaką strategię wobec windykacyjnej spółki przyjąć, ale rynek najwyraźniej zaczyna stawiać na GetBack kreskę. „Fundusze inwestycyjne zarządzane przez PKO TFI oraz Gamma TFI nie posiadają, a także nie posiadały w przeszłości w swoich portfelach akcji i obligacji wyemmitowanych przez spółkę GetBack” – pisze w oświadczeniu umieszczonych na swoich stronach internetowych PKO TFI. To samo PZU TFI. Altus TFI informuje, że zbył już wszystkie obligacje EGB – firmy przejętej swego czasu przez GetBack. Inne nabierają wody w usta, jak np. PTE NN bezskutecznie dopytywany przez „Dziennik Gazetę Prawną”, co zrobi ze swoim portfelem akcji o wartości ponad 120 mln zł.
– Biorąc pod uwagę to, jak rozdmuchano sprawę GetBack, błyskawicznie czyniąc z niej „drugi Amber Gold”, w części wykorzystując ją do rozgrywek politycznych – nie trudno się dziwić, że ludzie wpadają w panikę – podkreśla Piotr Cieślak. – To się przekłada też na kolejne szczeble: każdy, kto chce nabyć jednostki niektórych funduszy, też się obawia, czy dany fundusz nie był zaangażowany w obligacje spółki – ucina. Spirala strachu nakręca się najwyraźniej na sam dźwięk nazwy firmy, co nowym władzom spółki i jej obligatariuszom prędzej zaszkodzi niż pomoże.