Najpierw była pożyczka – ćwierć wieku temu stała się powszechnie i relatywnie łatwo dostępna, pod postacią kredytu albo chwilówki. Gdy okazało się, że liczba niespłacanych pożyczek rośnie w szalonym tempie, rozkwitły firmy windykacyjne. Ale ich działalność w niczym nie powstrzymała ani pożyczkodawców, ani ich klientów. Liczba długów – zarówno konsumenckich, jak i niezapłaconych należności w biznesie – rośnie w błyskawicznym tempie. A na tych długach wyrosła cała nowa branża: antywindykacja.
To był proces. – Pojawienie się firm antywindykacyjnych to odpowiedź na działania firm windykacyjnych – mówi w rozmowie z INN:Poland Hubert Kosmaczewski, właściciel warszawskiej kancelarii, która świadczy również usługi „antywindykacyjne”. – Zaczęły one budować swoją pozycję na polskim rynku od lat 90., kiedy to wystąpiła znacząca aktywność instytucji finansowych i banków, kredytów udzielano na lewo i prawo – dodaje.
W ślad za pożyczkami poszły niespłacone długi, które trzeba było odzyskiwać w cywilizowany sposób. Z czasem małe firmy windykacyjne zaczęły ustępować pola coraz większym przedsiębiorstwom, aż doszliśmy do ostatnich lat, kiedy to firmy takie jak Kruk czy GetBack zaczęły wchodzić na giełdę, co pośrednio świadczy też o skali zadłużania się Polaków i ich zaległościach. Windykatorzy są skuteczni, bo firmy rosną. Ale są też nieskuteczni: bo ich działania wydają się nie powstrzymywać nikogo przed zaciąganiem niepotrzebnych lub nadmiernych pożyczek.
Dane rozmaitych instytucji są bezlitosne. Ciut ponad 15 milionów Polaków ma kredyt, jakąś formę pożyczki lub zaległości (to prawie połowa pełnoletniej populacji kraju). Ale już 2,5 miliona Polaków ma ze spłacaniem kredytu problem, do czego można dorzucić grono tych, którzy mają długi związane z niezapłaconymi rachunkami. W błyskawicznym tempie przyrasta długów w biznesie, tylko w branży budowlanej oszacowano sumarycznie zaległości na ponad 4,5 miliarda zł. Innymi słowy, gigantyczny rynek dla firm windykacyjnych. I antywindykacyjnych.
Usługi antywindykacyjne kosztują niemało
Interes był widoczny gołym okiem – do obrony dłużników ruszyły zarowno kancelarie, zwłaszcza te mniejsze, zabiegające o indywidualnych klientów, biura prawne, czy po prostu – „firmy antywindykacyjne”, często tworzone i prowadzone przez osoby nie będące prawnikami. Gdy zaczyna się przeglądać ofertę takich firm w sieci, w oczy biją komunikaty „ochrona przed windykacją”, „tak jest taniej”. Wydaje się, że przynajmniej część graczy na tym rynku obiecuje gruszki na wierzbie: że sprawią, iż dłużnik zniknie z radaru firmy windykacyjnej, że nie będzie musiał spłacić długów, że będzie go to kosztować grosze.
– Antywindykacja to działania, najczęściej prawne, które mogą doprowadzić do poprawy naszej sytuacji finansowej wobec wierzycieli, najczęściej firm windykacyjnych, czy w czasie trwania egzekucji komorniczej – definiuje jeden z użytkowników forum-oddluzanie.pl. Kosmaczewski wymienia nam precyzyjniej, o co może chodzić: kancelaria może przejąć na siebie kontakt z firmą windykacyjną lub komornikiem, co pozwala uniknąć dręczenia telefonami; kancelaria może negocjować inne warunki uregulowania zadłużenia – rozpisać spłatę na inny okres, albo uzgodnić kompromisowe warunki uregulowania długu. Może próbować opóźnić interwencję komornika w firmie, czyli zapobiec paraliżowi działalności biznesowej. Może pomóc ogłosić upadłość, również konsumencką.
Ale pamiętajmy też, że firmy antywindykacyjne nie robią tego za darmo. – Wzięli ode mnie trzysta złotych za napisanie pisma, które mogłam sobie napisać na podstawie tego, co jest w internecie – skarżyła się na jednym z forów internautka. Cennik na stronach jednej z kancelarii nie pozostawia wątpliwości, że to dopiero początek. „Pomoc w upadłości konsumenckiej” to koszt 3 tysięcy zł, „analiza antywindykacyjna”, czyli raport o możliwościach ochrony majątku przed komornikami i windykatorami – 4 tys. zł, „wsparcie w sprawach karnych” – od 3 tys. zł. Nic za darmo.
Są też na rynku firmy, które zapewniają, że wygrają każdą sprawę – to kolejny mit. – Obietnica wygranej na sto procent tam, gdzie musimy otrzeć się o sąd, jest niemal zawsze nadużyciem – kwitował na łamach „Rzeczpospolitej” Krzysztof Oppenheim, ekspert m.in. w dziedzinie anywindykacji. – Prawdą jest natomiast, że statystycznie liczba spraw wygrywanych przez antywidykatorów stała się znacznie wyższa niż np. w sprawach frankowych. Jeśli sprawa nie rokuje, przedstawiamy to klientowi otwarcie, aby nie narażał się na niepotrzebne koszty sądowe – dorzucał. Kosmaczewski z kolei twierdzi, że w jego kancelarii mniej więcej w co drugiej sprawie konsumenckiej udaje się ulżyć klientowi i w nieco mniejszym odsetku spraw o charakterze biznesowym.
Dłużnik ma swoje prawa
– Pomijając kwestie etyczne, a więc to, że „dług powinien zostać spłacony”, trzeba pamiętać, że dłużnik też ma swoje prawa – podkreśla Hubert Kosmaczewski. – Poza tym rzadko kiedy rzeczywistość jest czarno-biała – dodaje. Innymi słowy, są dłużnicy, których obciążono długiem sprzed lat, często już przedawnionym. Bywa, że chodzi o długi już w jakiejś formie spłacone, czasem nie udowodnione. Po latach konsumenci nie przypominają sobie, czy rzeczywiście potrzebowali jakiejś usługi lub produktu, czy ją zamawiali, używali.
– Wiele spraw można doprowadzić do stanu, w którym obie strony są usatysfakcjonowane – mówi nam Kosmaczewski. – Postępowanie quasi-mediacyjne, podejmowane przez prawników obu stron, często prowadzi do zmniejszenia kwoty należności. Zadowolony jest więc zarówno dłużnik, jak i wierzyciel. Często przeprowadza się postępowania restrukturyzacyjne lub upadłościowe – dorzuca.
Ba, upadłość – nie tylko przedsiębiorstw, ale też ta konsumencka – zaczyna się w Polsce przyjmować. Tylko w ubiegłym roku ogłosiło ją 5,5 tysiąca osób. To prawie połowa liczby bankructw osobistych z ostatnich trzech lat (w sumie 12 tysięcy osób). – Upadłość konsumencka to przesłanka dla wierzycieli, żeby też podejmowali negocjacje, bo w gruncie rzeczy taka upadłość nie jest im na rękę. W takim przypadku odzyskują bardzo niewiele, wręcz nic – tłumaczy nasz rozmówca.
Opisywany na łamach magazynu „Forbes” antywindykator podkreśla, że rozlicza się dopiero, gdy uda się wierzytelność uda się zrestrukturyzować. Ale są też sytuacje takie, jak roszczenia wobec właścicieli jednoosobowych działalności gospodarczych, którzy nie mieli rozdzielności majątkowej z małżonkiem. Albo padające spółki akcyjne. Dla jednych i drugich są możliwości, np. wyprowadzenia działalności za granicę, do Liechtensteinu albo Dubaju. Czy taka ucieczka przed odpowiedzialnością nie budzi moralnych wątpliwości. – Ja pomagam firmie przetrwać – ripostuje prawnik. – Przeważnie moi klienci będą w stanie zwrócić swoje długi, ale nie w tej chwili – ucina.