Zdjęcie „warszawskiego Tetrisa” na skrzyżowaniu Grójeckiej i Wawelskiej zrobiło furorę na całym świecie. Zagraniczni internauci prześcigali się w wymyślaniu prześmiewczych strategii na rozładowanie zatoru, żartując, że widzą „wypełniony rząd klocków”, który niedługo zniknie. Rodzimi eksperci twierdzą jednak, że gdyby polscy kierowcy bardziej szanowali prawo (i siebie nawzajem), do Tetrisa by nie doszło.
– Sygnalizacje świetle w Polsce budowało się głównie w latach 90-tych według ówczesnych technologii wyświetlania, którymi były żarówki. Od jakichś 10 lat mamy dużo mniej awaryjne ledy. Jednak wciąż jest wiele starszych sygnalizacji – tłumaczy dr Michał Beim, ekspert w dziedzinie transportu.
Polscy kierowcy nie znają przepisów drogowych
Według specjalisty, głównymi winnymi była nie spalona żarówka, ale sami kierowcy, którzy mają, łagodnie ujmując, do przepisów dość niefrasobliwe podejście.
– Przy awarii sygnalizacji świetlnej są ulice podporządkowane i z pierwszeństwem. Kierowcy jednak często jadą na pamięć. Kiedy więc światła nie działają, trzeba się rozejrzeć i zobaczyć, co mówią znaki. Natomiast polscy kierowcy nie szanują tego, próbują wycwaniaczyć. Wtedy dochodzi do takich sytuacji, jak Tetris - każdy myślał, że się zmieści – tłumaczy dr Beim.
– Co więcej, polskie przepisy mówią również, że nie można wjechać na skrzyżowanie, jeśli nie można z niego zjechać. Do Tetrisa by nie doszło, gdyby prowadzący pojazdy znali i uszanowali przepisy. Ruch na pewno nie byłby tak efektywny jak z sygnalizacją, ale Tetrisa by nie było – dodaje.
Warszawiacy nie są grzeczni na drogach
Internauci serwisu Reddit ironizują, że zdjęcie doskonale oddaje tolerancję, respekt i zdolność do współpracy warszawskich kierowców. Podobnego zdania jest dr Beim.
– W Warszawie przestrzeganie przepisów jest dość dyskusyjne. Kierowcom bardzo się spieszy i próbują uzyskać każdą sekundę. Do tego w Polsce jest polityczna tolerancja do łamania przepisów, czego przykładem są fotoradary. Trzeba o nich wcześniej informować, oznaczać i malować na żółto. Ja się zawsze śmieję, że brakuje jeszcze przepraszającej kierowców tablicy – opowiada ekspert.
Kondycja transportu publicznego w Warszawie
Tetris w Warszawie to nie tylko niedouczenie kierowców i ich lekkie podejście do przepisów. To również problem ogólnej drożności warszawskiego systemu drogowego.
W opinii prof. Tomasza Komornickiego z Instytutu Zakładu Przestrzennego Zagospodarowania PAN, sytuacja na skrzyżowaniu Grójeckiej i Wawelskiej była spowodowana niewłaściwym ustawieniem sygnalizacji na głównej drodze wprowadzającej do miasta ruch z przedmieść i autostrady A2.
Wtóruje mu Piotr Faryna, dyrektor Railway Business Forum, który twierdzi, że Warszawie przydałby się rozpęd rozbudowy sieci komunikacji publicznej.
– Za wszelką cenę trzeba rozwijać transport publiczny, a przede wszystkim transport szynowy, czyli kolej i tramwaj. To są sprawy, które można stosunkowo szybko i łatwo rozwiązać, co spowoduje uniknięcie tego typu sytuacji, z którą mieliśmy do czynienia na zdjęciu – przekonuje.
– W Warszawie po pierwsze warto wykorzystać potencjał kolejowy, np. słynną SKM-ę, co jest najtańszym krokiem, a po drugie rozbudować sieci tramwajowe – dodaje dr Michał Beim. – Wiele osób wybiera środek komunikacji nie tyle najszybszy, jak np. metro, ale ten, który zapewnia całą podróż od drzwi do drzwi. Choć tramwaj jedzie trochę wolniej, to podróżujący wysiada bliżej – twierdzi.
Tramwaj zamiast samochodu
Piotr Faryna uważa, że wiele zależy również od nastawienia samych warszawiaków.
– Jeśli chodzi o transport zbiorowy, wszystko jest priorytetem. A najważniejszym jest zmiana podejścia warszawiaków. Jest coraz większa grupa, która, mając samochód, z własnego wyboru porusza się transportem zbiorowym. Ja też codziennie poruszam się po mieście tramwajem – mówi.